Myśl
na dzisiejszy dzień
„ Moja Ojczyzna”
Kto mi powiada, że moja ojczyzna
Pola, zieloność, okopy
Chaty i kwiaty, i sioła – niech wyzna
Że – to jej stopy.
Dziecka – nikt z ramion matki nie odbiera
Pacholę – do kolan jej sięga
Syn – piersi dorósł i ramię podpiera
To – praw mych księga
Ojczyzna moja nie stąd wstawa czołem
Ja ciałem zza Eufratu
A duchem sponad Chaosu się wziąłem
Czynsz płacę światu
Naród mię żaden nie zbawił ni stworzył
Wieczność pamiętam przed wiekiem
Klucz Dawidowy usta mi otworzył
Rzym nazwał człekiem
Ojczyzny mojej stopy okrwawione
Włosami otrzeć na piasku
Padam: lecz znam jej i twarz i koronę
Słońca słońc blasku
Dziadowie moi nie znali też innej
Ja nóg jej ręką tykałem
Sandału rzemień nieraz na nich gminy
Ucałowałem
Niechże nie uczą mię, gdzie ma ojczyzna
Bo pola, sioła, okopy
I krew, i ciało, i ta jego blizna
To ślad – lub – stopy
Cyprian Kamil Norwid
11 listopada - Narodowe
Święto Niepodległości
Bo wciąż na
jawie widzę
I co noc mi
się śni,
Że TA, CO NIE
ZGINĘŁA,
Wyrośnie z
naszej krwi.
Edward Słoński
Warczą
karabiny i dzwonią pałasze,
To Piłsudski
ruszył w pole, a z nim wojsko nasze.
Wodzu, wodzu
miły, przywódź świętej sprawie
I każ trąbić
trębaczowi, gdy staniem w Warszawie.
Wisłą pieśń
poleci - falami jasnemi,
Że nie będzie
już Moskali na piastowskiej ziemi.
Autor nieznany
Święto Niepodległości
W dniu 11
listopada 1918 r. marszałek francuski F. Foch w imieniu państw
sprzymierzonych podyktował delegacji niemieckiej warunki zakończenia
działań wojennych. Niemcy podpisały rozejm. Było to w wagonie kolejowym
niedaleko Compiegne pod Paryżem. W ten sposób zakończyła się I wojna
światowa. Brały w niej udział 33 państwa; w czasie jej trwania
zmobilizowano 70 milionów ludzi, 10 milionów poniosło śmierć, a prawie
20 milionów zostało rannych. Upadły 3 cesarstwa, zniszczono dorobek, na
który pracowały całe pokolenia. Po wojnie zawarto nowe traktaty
pokojowe, zmieniły się granice państwowe oraz formy rządów.
Dzień 11
listopada 1918 roku był przełomowym momentem w dziejach Europy, ale
przede wszystkim w dziejach Polski. Po 123 latach niewoli narodowej i
powstańczych zrywów wolnościowych Polska odzyskała niepodległość.
Nadeszła upragniona wolność. Dnia 10 listopada 1918 r. do kraju powrócił
Józef Piłsudski, od lipca 1917 r. internowany przez Niemców w
Magdeburgu. 11 listopada Rada Regencyjna przekazała mu naczelne
dowództwo polskich sił zbrojnych. W Warszawie rozpoczęło się, trwające
już w innych miastach, rozbrajanie wojsk okupacyjnych.
Dzień 11
listopada został ustanowiony - ustawą Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z
1937 r. - polskim świętem narodowym i pozostawał oficjalnie świętem
państwowym RP do roku 1944. W roku 1945 komunistyczne władze PRL jako
święto państwowe ustanowiły dzień 22 lipca. Święto Niepodległości,
obchodzone w dniu 11 listopada, zostało przywrócone przez Sejm RP
dopiero w roku 1989. W tym dniu Polska oddaje też hołd marszałkowi J.
Piłsudskiemu, spoczywającemu w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów w
podziemiach Katedry Wawelskiej.
Ten szczególny
dzień skłania do refleksji na temat patriotyzmu. W godnym i uroczystym
przeżyciu tego święta pomaga nam udział w liturgii Eucharystycznej, tym
bardziej, że w tym roku wypada ono w niedzielę. Centralne obchody Święta
Niepodległości odbywają się w Warszawie i są transmitowane przez radio i
telewizję. Oglądamy wówczas wspaniałe defilady wojskowe, słuchamy
przemówień ważnych osobistości i widzimy, jak oficjalne delegacje
składają kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza. W tym dniu - jak co roku
- ks. Prymas w Bazylice Archikatedralnej na Starym Mieście, a ks. Biskup
Polowy w Katedrze Wojska Polskiego w Warszawie odprawiają Mszę św. za
Ojczyznę. Modlitwy za poległych w obronie Ojczyzny zanoszone są też w
innych świątyniach w kraju i poza jego granicami. Organizowane są także
uroczyste apele żołnierskie i harcerskie, pod pomnikami bohaterów
narodowych składane są kwiaty i palone są znicze na grobach żołnierzy.
Gmachy państwowe, domy oraz ulice dekorowane są polskimi flagami. Dzień
ten staje się dla wielu osób lekcją patriotyzmu.
Patriotyzm jest
obowiązkiem obywatelskim
Patriotyzm to
indywidualna i społeczna postawa, oznaczająca przywiązanie i miłość do
własnej ojczyzny. Obejmuje on przeszłość, teraźniejszość i przyszłość
kraju.
Obecnie w
Polsce zmienia się struktura życia społecznego. Nasza Ojczyzna przeżywa
rozmaite przeobrażenia, ale patriotyzm ciągle powinien stać na straży
godności naszego Narodu, jego kultury i obyczajów, czyli dziedzictwa
naszych ojców. Dziś na forum publicznym mało się pisze i mówi o
patriotyzmie. W mediach prawie nie ma dyskusji na ten temat. Ludzie,
zapytani czy czują się patriotami, zazwyczaj odpowiadają, że tak, i z
pewnością nie jest to deklaracja bez pokrycia. Patriotyzm jest jednym z
podstawowych obowiązków obywatelskich. Przychodzimy na świat w
konkretnej ojczyźnie, pochodzimy z określonego terytorium kulturowego,
mamy swój język i tradycję, a nawet specyficzną mentalność. Nie bez
wpływu na naszą świadomość indywidualną i narodową jest to, gdzie się
wychowujemy, jakie czytamy książki, jakiej słuchamy muzyki, jakie
przedstawienia teatralne oglądamy i jakie odwiedzamy muzea czy kto jest
dla nas bohaterem narodowym. Zawsze wyrastamy i otrzymujemy (bądź nie)
patriotyczne wychowanie na konkretnym podłożu kulturowym.
Patriotyzm nie jest
nieuporządkowaną miłością ziemi
Patriotyzm nie
ogranicza się do miłości własnej ziemi, choć utrata ojczystego
terytorium z pewnością jest wielkim nieszczęściem, o czym świadczą
dramatyczne dzieje naszego Narodu. Patriotyzm jest wartością ponad
ustrojową, ponad partyjną, ponadklasową. Jego najpełniejszym
sprawdzianem są czyny podjęte dla ojczyzny, a nie wypowiadane słowa,
choćby najpiękniejsze.
Współcześnie
słowo patriotyzm nierzadko pojawia się w kontekście nacjonalizmu.
Jednak pierwszeństwo miłości ojczyzny przed innymi krajami nie może być
traktowane jako ksenofobia czy nacjonalizm. Taki pogląd bierze się stąd,
że niektórzy niesłusznie myślą, iż dbać w pierwszej mierze o ojczyznę
jest czymś złym, podczas gdy naturalne jest, że najpierw dba się o swoją
rodzinę, a później o przyjaciół czy znajomych. Jednak w patriotyzmie nie
ma miejsca na nienawiść innych narodów - bałwochwalczy kult swego narodu
nie jest prawdziwą miłością ojczyzny. Patriota kocha swoją ojczyznę,
mimo że dostrzega wady swoich rodaków, tak jak kocha się swoich
bliskich, mimo ich niedoskonałości. Natomiast nacjonalista uważa,
że jego naród jest najlepszy, wywyższa go ponad inne i częstokroć wiąże
się to z nienawiścią do innych narodów. Zawsze potrzebny jest wysiłek,
aby nie ulec uprzedzeniom i pogardzie dla obcych. Patriotyzm to miłość
ojczyzny, a ojczyzna to ludzie, kultura, historia, religia, obyczaje, w
których wyrośliśmy; i wiele innych ważnych spraw.
Patriotyzm
urzeczywistnia się w rozmaity sposób
Ojczyznę zwykle
porównuje się do matki, która daje życie i troszczy się o rozwój swych
dzieci. Patriotyzm zaś porównuje się do miłości rodziny. Patriota wcale
nie musi wszystkim obwieszczać, że nim jest, tak jak nie mówi się kilka
razy dziennie, że kocha się rodziców, ale po prostu się im służy. Miłość
ojczyzny to nie chwilowe wzruszenie, ale uczciwa i twórcza praca dla
niej, jak również rzetelne zdobywanie wiedzy, odpowiedzialność w
polityce, dbałość o język ojczysty w mowie i w piśmie, troska o rodzinę,
szacunek dla tradycji, dla wartości narodowych i chrześcijańskich oraz
zdolność ponoszenia codziennych ofiar. Patriotyzm to także pamięć o
przodkach, zainteresowanie rodzimą kulturą, historią i teraźniejszością.
Przejawia się on również w trosce o dobre imię ojczyzny, o jej godność.
Heroiczne czyny wymagane są rzadko. Patriotą nie jest się tylko podczas
wielkich zagrożeń, ale jest się nim także na co dzień wtedy, gdy szanuje
się symbole narodowe, kiedy pamięta się o ważnych wydarzeniach i
rocznicach. Patriotyzm nie musi kojarzyć się z weteranami, orderami czy
z natchnionym romantycznym poetą. Patriotyzm to miłość, a miłość to
wierność w służbie. Ks. Piotr Skarga tak się modlił: Wszechmogący,
Wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej
matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków
zapomniawszy, mogli służyć uczciwie. Piękna to modlitwa, bo człowiek
jest nie tylko dzieckiem rodziców, ale także dzieckiem swojego narodu,
mniej lub bardziej w nim zakorzenionym.
Wszyscy są
odpowiedzialni za ducha patriotyzmu
W Polsce
zmieniły się warunki polityczno-społeczne, przestało istnieć zagrożenie
granic. Zainteresowania przesunęły się ze "starodawnych dziejów" na
czasy obecne. Młodzież jest dumna i cieszy się z dokonań wielkich
Polaków, z pozytywnych przemian, które zmierzają do naprawy
Rzeczypospolitej. Otwieramy własne serca dla innych, chcemy żyć w
zgodzie z innymi ludźmi, widząc w tym wolę Boga, który jest Ojcem
wszystkich ludów i narodów. Dzisiaj patriotyzm wyraża się też w solidnej
pracy nad sobą i w trosce o dobro wspólne, aby ludzie mogli żyć
bezpiecznie i godnie.
Do budzenia
patriotyzmu w młodym pokoleniu winny włączyć się różne instytucje i
organizacje, środowiska i osoby, rodzina i szkoła oraz Kościół i mass
media. Młodych ludzi powinien pociągać dobry przykład osób szczerze
zatroskanych o Polskę. Patriotyzm trzeba w narodzie pielęgnować. Wymaga
to niemałej troski nas wszystkich i trud ten jest udziałem wielu ludzi,
zarówno mieszkających w Polsce, jak i za granicą.
Pracując w
Chicago, wiele razy widziałem zatroskanie Polonii o Ojczyznę.
Podziwiałem ducha patriotyzmu mieszkających tam Polaków, zapał polskich
harcerzy, wspaniale zorganizowaną paradę 3-majową. Podziwiałem dbałość o
polskie szkoły i kościoły, o wydawanie prasy polonijnej i o tworzenie
patriotycznych programów radiowych. Prężnie działające tam organizacje
polonijne wiele razy wspierały Polaków żyjących w Ojczyźnie i
podtrzymywały wśród Polonii ducha patriotyzmu. Patriotyzm za oceanem
ożywiały też spotkania rodzinne i świąteczne, przyjacielskie rozmowy
przy stole, pogawędki, a także polskie piosenki i pieśni śpiewane ku
pokrzepieniu serc.
Obchody Święta
Niepodległości łączą nas, Polaków mieszkających w kraju i na uchodźctwie.
To święto łączy Polaków żyjących w Stanach Zjednoczonych, którzy
świętują w tym dniu Dzień Weteranów, oraz Polaków mieszkających w
Kanadzie, którzy w tym dniu świętują Dzień Pamięci. Ducha
patriotyzmu Polaków podtrzymują solidne korzenie, ale nadal potrzebna
jest troska o zachowanie wartości duchowych i materialnych kultury.
Wtedy ludzie będą kochać i siebie nawzajem, i Ojczyznę, a żołnierze w
pokoju dożyją emerytury. Młode pokolenia natomiast będą mogły spokojnie
przeżywać zarówno zwyczajne, jak i świąteczne dni.
ks.
Stanisław Groń SJ
4 listopada - Święty Karol Boromeusz, biskup
Karol urodził się na
zamku Arona 3 października 1538 r. jako syn arystokratycznego rodu,
spokrewnionego z rodem Medici. Ojciec Karola wyróżniał się prawością
charakteru, głęboką religijnością i miłosierdziem dla ubogich. To
miłosierdzie będzie dla Karola, nawet już jako kardynała, ideałem
życia chrześcijańskiego.
Już w młodym wieku Karol posiadał wielki majątek. Kiedy miał
zaledwie 7 lat, biskup Lodi dał mu suknię klerycką, przeznaczając go
w ten sposób do stanu duchownego. Takie były ówczesne zwyczaje. Dwa
lata później zmarła matka Karola. Aby zapewnić mu odpowiednie
warunki na przyszłość, mianowano go w wieku 12 lat opatem w
rodzinnej miejscowości. Młodzieniec nie pochwalał jednak tego
zwyczaju i wymógł na ojcu, żeby dochody z opactwa przeznaczano na
ubogich.
Pierwsze nauki pobierał Karol na zamku rodzinnym w Arona. Po
ukończeniu studiów w domu wyjechał zaraz na uniwersytet do Pawii,
gdzie zakończył studia podwójnym doktoratem z prawa kościelnego i
cywilnego (1559). W tym samym roku jego wuj został wybrany na
papieża (Pius IV). Za jego przyczyną Karol trafił do Rzymu i został
mianowany protonotariuszem apostolskim i referentem w sygnaturze.
Już w rok później, w 23. roku życia, został mianowany kardynałem i
arcybiskupem Mediolanu (z obowiązkiem pozostawania w Rzymie), mimo
że święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później
(1563). W latach następnych papież mianował siostrzeńca
kardynałem-protektorem Portugalii, Niderlandów (Belgii i Holandii)
oraz katolików szwajcarskich, ponadto opiekunem wielu zakonów i
archiprezbiterem bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Urzędy te i
tytuły dawały Karolowi rocznie ogromny dochód. Było to jawne
nadużycie, jakie wkradło się do Kościoła w owym czasie. Pius IV był
znany ze swej słabości do nepotyzmu. Karol jednak bardzo poważnie
traktował powierzone sobie obowiązki, a sumy, jakie przynosiły mu
skumulowane godności i urzędy, przeznaczał hojnie na cele
dobroczynne i kościelne. Sam żył ubogo jak mnich.
Wkrótce Karol stał się pierwszą po papieżu osobą w Kurii Rzymskiej.
Praktycznie nic nie mogło się bez niego dziać. Papież ślepo mu ufał.
Nazywano go "okiem papieża". Dzięki temu udało się mu uporządkować
wiele spraw, usunąć wiele nadużyć. Nie miał względu na urodzenie,
ale na charakter i przydatność kandydata do godności kościelnych.
Dlatego usuwał bezwzględnie ludzi niegodnych i karierowiczów. Takie
postępowanie zjednało mu licznych i nieprzejednanych wrogów. Dlatego
zaraz po wyborze nowego papieża, św. Piusa V (1567), musiał opuścić
Rzym. Bardzo się z tego ucieszył, gdyż mógł zająć się teraz
bezpośrednio archidiecezją mediolańską. Kiedy był w Rzymie, mianował
wprawdzie swojego wikariusza i kazał sobie posyłać dokładne
sprawozdania o stanie diecezji, zastrzegł sobie też wszystkie
ważniejsze decyzje. Teraz jednak był faktycznym pasterzem swojej
owczarni.
Z całą wrodzoną sobie energią zabrał się do pracy. W 1564 r. otworzył
wyższe seminarium duchowne (jedno z pierwszych na świecie). W kilku
innych miastach założył seminaria niższe, by dla seminarium w
Mediolanie dostarczyć kandydatów już odpowiednio przygotowanych.
Prowadzenie seminarium powierzył oblatom św. Ambrożego, zgromadzeniu
kapłanów diecezjalnych, które istnieje po dzień dzisiejszy. Zaraz po
objęciu rządów bezpośrednich (1567) przeprowadził ścisłą wizytację
kanoniczną, by zorientować się w sytuacji. Popierał zakony i szedł
im z wydatną pomocą. Dla ludzi świeckich zakładał bractwa -
szczególnie popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej, mające za cel
katechizację dzieci. Dla przeprowadzenia koniecznych reform i uchwał
Soboru Trydenckiego (1545-1563) zwołał aż 13 synodów diecezjalnych i
5 prowincjonalnych. Dla umożliwienia ubogiej młodzieży studiów
wyższych założył przy uniwersytecie w Pawii osobne kolegium. W
Mediolanie założył szkołę wyższą filozofii i teologii, której
prowadzenie powierzył jezuitom. Teatynom natomiast powierzył
prowadzenie szkoły i kolegium w Mediolanie dla młodzieży
szlacheckiej.
Był fundatorem przytułków: dla bezdomnych, dla upadłych dziewcząt i
kobiet, oraz kilku sierocińców. Kiedy w 1582 r. została
przeprowadzona reforma mszału i brewiarza, zdołał obronić dla swojej
diecezji obrządek ambrozjański, który był tutaj w zwyczaju od
niepamiętnych czasów. Kiedy za jego pasterzowania wybuchła w
Mediolanie kilka razy epidemia, kardynał Karol nakazał otworzyć
wszystkie spichlerze i rozdać żywność ubogim. Skierował także
specjalne zachęty do duchowieństwa, aby szczególną troską otoczyło
zarażonych oraz ich rodziny. Podczas zarazy w 1576 r. niósł pomoc
chorym, karmiąc nawet 60-70 tysięcy osób dziennie; zaopatrywał
umierających; oddał cierpiącym wszystko, nawet własne łóżko. W
czasie zarazy ospy, która pochłonęła ponad 18 tysięcy ofiar,
zarządził procesję pokutną, którą prowadził idąc ulicami Mediolanu
boso. W 1572 r. na konklawe był poważnym kandydatem na papieża.
Ulubioną rozrywką Karola w młodości było polowanie i szachy. Był
także estetą i znał się na sztuce. Grał pięknie na wiolonczeli. Z
tych rozrywek zrezygnował jednak dla Bożej sprawy, oddany bez reszty
zbawieniu powierzonych sobie dusz. Wyróżniał się szczególnym
nabożeństwem do Męki Pańskiej. Dlatego nie rozstawał się z krzyżem.
Tkliwą miłością darzył też sanktuaria maryjne.
Największą zasługą Karola był jednak Sobór Trydencki. Sobór,
rozpoczęty z wieloma nadziejami, wlókł się zbyt długo z powodu złej
organizacji. Trwał aż 18 lat (1545-1563). Dopiero, kiedy Karol
przystąpił do działania, sobór mógł szczęśliwie dokończyć obrady.
Dyskutowano na nim o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez
protestantów, i gruntownie je wyjaśniono. W dziedzinie karności
kościelnej wprowadzono dekrety: nakazujące biskupom i duszpasterzom
rezydować stale w diecezjach i parafiach, wprowadzono stałe
wizytacje kanoniczne, regularny obowiązek zwoływania synodów,
zakazano kumulacji urzędów i godności kościelnych, nakazano
zakładanie seminariów duchownych - wyższych i niższych, wprowadzono
do pism katolickich cenzurę kościelną, jak też indeks książek
zakazanych, wreszcie wprowadzono regularną katechizację. Większość z
tych uchwał wyszło z wielkiego serca kapłańskiego Karola Boromeusza.
On też był inicjatorem utworzenia osobnej kongregacji kardynałów,
która miała za cel przypilnowanie, by uchwały soboru były wszędzie
zastosowane.
Zmarł w Mediolanie 3 listopada 1584 r. wskutek febry, której nabawił
się w czasie odprawiania własnych rekolekcji. Pozostawił po sobie
duży dorobek pisarski. Beatyfikowany w 1602 r., kanonizowany przez
Pawła V w 1610 r. Jego relikwie spoczywają w krypcie katedry
mediolańskiej. Jest patronem boromeuszek, diecezji w Lugano i
Bazylei oraz uniwersytetu w Salzburgu; ponadto czczony jest jako
opiekun bibliotekarzy, instytutów wiedzy katechetycznej, proboszczów
i profesorów seminarium.
W ikonografii św. Karol Boromeusz przedstawiany jest w stroju
kardynalskim. Jego atrybutami są: bicz, czaszka, gołąb, kapelusz
kardynalski, krucyfiks; postronek na szyi, który nosił podczas
procesji pokutnych.
zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
W
zaduszki
Tu
jest pamięć i tutaj świeczka.
Tutaj napis i kwiat pozostanie.
Ale zmarły gdzie indziej mieszka
na wieczne odpoczywanie.
(...)
Smutek to jest mrok po zmarłych tu
ale dla nich są wysokie jasne światy.
Zapal świeczkę.
Westchnij.
Pacierz zmów.
Odejdź pełen jasności skrzydlatej.
J. Kulmowa
1
listopada - Uroczystość Wszystkich Świętych
Kościół katolicki w tym dniu uroczyście
świętuje znanych i anonimowych, dawnych i współczesnych świętych.
Uroczystość Wszystkich Świętych nie jest - wbrew spotykanym opiniom
żadnym: "Świętem Zmarłych". Taka wersja obchodzenia tej uroczystości jest
dziedzictwem epoki komunizmu.
Dzień 1 listopada przypomina prawdę o
powszechnym powołaniu do świętości. Każdy z wierzących, niezależnie od
konkretnej drogi życia: małżeństwa, kapłaństwa, bycia zakonnikiem, czy
życia w samotności, jest powołany do świętości. Tej pełni człowieczeństwa
nie można osiągnąć własnymi siłami. Konieczna jest pomoc łaski Bożej,
czyli dar życzliwości Boga. Ponieważ Stwórca powołuje do świętości
wszystkich, także każdemu człowiekowi pomaga swą łaską. Teologia wskazuje,
iż każdy otrzymał dar zbawienia, bo Jezus Chrystus złożył ofiarę za
wszystkich ludzi. Od każdego z nas jednak zależy, w jakim stopniu
przyjmiemy od Boga dar świętości.
Uroczystość Wszystkich Świętych
zdecydowanie różni się od Dnia Zadusznego (wspomnienia Wszystkich Wiernych
Zmarłych) przypadającego na 2 listopada. Uroczystość przypadająca na 1
listopada wyraża powszechne powołanie do świętości. Wskazuje na hojność
Pana Boga i pogłębia nadzieję, że wszelkie rozstanie nie jest ostateczne,
bo wszyscy są zaproszeni do domu Ojca.
Razem jednak Dzień Wszystkich Świętych i
Dzień Zaduszny przypominają prawdę o wspólnocie Kościoła, obejmującej
świętych w niebie, pokutujących w czyśćcu i żyjących jeszcze na ziemi.
Wśród tych trzech stanów Kościoła dokonuje się, poprzez modlitwę, pamięć
czy ofiarę, ciągła wymiana dóbr duchowych. W tej łączności (komunii)
wyraża się Świętych Obcowanie.
Początki uroczystości Wszystkich Świętych
sięgają IV w. W Antiochii czczono wtedy pamięć o bezimiennych
męczennikach, których wspominano w niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. W
Rzymie w VII wieku papież Bonifacy IV poświęcił dawny Panteon i uczynił go
kościołem ku czci Bogurodzicy oraz wszystkich Męczenników. Polecił przy
tej okazji umieścić tam kamienie przywiezione z katakumb chrześcijańskich
męczenników. Historycy przekazują, iż przywieziono wtedy aż 28 pełnych
wozów. Z rocznicą tych wydarzeń związane było rzymskie święto Wszystkich
Świętych. Czczono wtedy jedynie Maryję i męczenników. W późniejszych
wiekach dołączono kult "wszystkich doskonałych Sprawiedliwych". Obchody
przeniesiono z 13 maja na 1 listopada.
Listopadowa data była już znana w
Irlandii oraz Anglii a od VIII w. święto rozprzestrzeniło się w całej
Europie. Po ostatniej reformie liturgii teologowie podkreślają, że
"uroczystość obejmuje nie tylko świętych kanonizowanych, ale wszystkich
zmarłych, którzy osiągnęli doskonałość, a zatem także zmarłych spośród
krewnych i przyjaciół".
W odróżnieniu od tej uroczystości,
następnego dnia - 2 listopada - wspomina się wszystkich wiernych zmarłych.
Jest to dzień modlitwy za tych, którzy w czyśćcu przygotowują się do
chwały nieba.
informacje zaczerpnięto z
internetu
Święto zmarłych w
Polsce
Do początku XX w. w Polsce (na terenach wiejskich) istniał zwyczaj
przygotowywania w dniu 31 października różnych potraw. Pieczono chleby,
gotowano bób i kaszę, a na wschodzie kutię z miodem i wraz z wódką
pozostawiano je na noc dla dusz zmarłych (prawosławni na grobach,
katolicy na domowych stołach). Wieczorem zostawiano uchylone drzwi
wejściowe, aby dusze zmarłych mogły w swoje święto odwiedzić dawne
mieszkania. Był to znak gościnności, pamięci i życzliwości, w zwyczaju
było również nawoływanie zmarłych po imieniu. Wierzono, że dusze
doświadczają głodu i pragnienia, potrzebują wypoczynku i bliskości
krewnych. Obowiązkiem żywych było zaspokojenie tych pragnień, gdyż
obrażone czy rozgniewane mogły straszyć, wyrządzić szkody, sprowadzić
nieszczęście czy przedwczesną śmierć. Po zapadnięciu zmroku, przez dwa
kolejne dni: 1 i 2 listopada, zabronione było klepanie masła, deptanie
kapusty, maglowanie, przędzenie i tkanie, cięcie sieczki, wylewanie
pomyj i spluwanie, aby nie rozgnieść, nie skaleczyć i nie znieważyć
odwiedzającej dom duszy. W całej Polsce ugaszczano obficie żebraków i
przykościelnych dziadów, ponieważ wierzono, że ich postać mogła przybrać
zmarła przed laty osoba. W zamian za jadło zobowiązani byli do modlitwy
za dusze zmarłych.
Tradycja
palenia zniczy.
W noc zaduszną,
aż do świtu, na cmentarzach, rozstajach i w obejściach, rozniecano
ogniska, których zadaniem było wskazywanie drogi błąkającym się duszom.
Popularne było również palenie ognisk na mogiłach samobójców i ludzi
zmarłych tragicznie, którzy zwykle byli grzebani za murem cmentarnym.
Chrust na te ogniska składano w ciągu całego roku (ten, kto przechodził
obok, kładł obok grobu gałązkę i w ten sposób tworzył się stos do
spalenia w noc zaduszną). Wierzono, że ogień palony na grobach
samobójców ma moc oczyszczającą umarłych, daje również ochronę żywym
przed złymi mocami, które mogły być obecne w takich miejscach.
informacje
zaczerpnięto z internetu
22 października - błogosławiony Jan Paweł II, papież
Karol Józef Wojtyła
urodził się 18 maja 1920 r. w Wadowicach, niewielkim miasteczku
nieopodal Krakowa, jako drugi syn Emilii i Karola Wojtyłów. Został
ochrzczony w kościele parafialnym 20 czerwca 1920 r. przez ks.
Franciszka Żaka, kapelana wojskowego. Rodzice nadali imię Karolowi
na cześć ostatniego cesarza Austrii, Karola Habsburga.
Rodzina Wojtyłów żyła skromnie. Jedynym źródłem utrzymania była
pensja ojca - wojskowego urzędnika w Powiatowej Komendzie Uzupełnień
w stopniu porucznika. Edmund, brat Karola, studiował medycynę w
Krakowie i został lekarzem. Wojtyłowie mieli jeszcze jedno dziecko -
Olgę, która zmarła zaraz po urodzeniu.
W dzieciństwie Karola nazywano najczęściej zdrobnieniem imienia -
Lolek. Uważano go za chłopca utalentowanego i wysportowanego.
13 kwietnia 1929 r. zmarła matka Karola, a trzy lata później, w 1932
r., w wieku 26 lat, zmarł na szkarlatynę brat Edmund. Chorobą
zaraził się od swojej pacjentki w szpitalu w Bielsku.
Od września 1930 r. Karol rozpoczął naukę w 8-letnim Państwowym
Gimnazjum Męskim im. Marcina Jadowity w Wadowicach. Nie miał żadnych
problemów z nauką, już w tym wieku, według jego katechetów,
wyróżniała go także ogromna wiara. 14 maja 1938 r. Karol zakończył
naukę w gimnazjum, otrzymując świadectwo maturalne z oceną celującą,
następnie wybrał studia polonistyczne na Wydziale Filozoficznym
Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W lutym 1940 r. poznał osobę ważną dla swego rozwoju duchownego. Był
to Jan Tyranowski, który prowadził dla młodzieży męskiej koło wiedzy
religijnej. Uczestniczący w nim Wojtyła poznał wówczas i po raz
pierwszy czytał pisma św. Jana od Krzyża.
18 lutego 1941 r. po długiej chorobie zmarł ojciec Karola. W 1942 i
1943 r. jako reprezentant krakowskiej społeczności akademickiej
Karol udawał się do Częstochowy, by odnowić śluby jasnogórskie.
Wojna odebrała Karolowi możliwość kontynuowania studiów, zaczął więc
pracować jako pracownik fizyczny w zakładach chemicznych Solvay,
początkowo w kamieniołomie w Zakrzówku, a potem w oczyszczalni sody
w Borku Fałęckim (obecnie na terenie Krakowa). W tym okresie Karol
związał się też z polityczno-wojskową katolicką organizacją
podziemną Unia, która starała się między innymi ochraniać
zagrożonych Żydów.
W 1942 r. postanowił studiować teologię i wstąpił do tajnego
Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie. W tym samym
czasie rozpoczął w konspiracji studia na Wydziale Teologicznym
Uniwersytetu Jagiellońskiego. W okresie od kwietnia 1945 r. do
sierpnia 1946 r. Karol pracował na uczelni jako asystent i prowadził
seminaria z historii dogmatu.
13 października 1946 r. alumn Metropolitalnego Seminarium Duchownego
w Krakowie Karol Wojtyła został subdiakonem, a tydzień później
diakonem. Już 1 listopada 1946 r. kard. Adam Stefan Sapieha
wyświęcił Karola na księdza. 2 listopada jako neoprezbiter Karol
Wojtyła odprawił Mszę św. prymicyjną w krypcie św. Leonarda w
katedrze na Wawelu.
15 listopada 1946 r. wraz z klerykiem Stanisławem Starowiejskim
poprzez Paryż wyjechał do Rzymu, aby kontynuować studia na Papieskim
Międzynarodowym Athenaeum Angelicum (obecnie Papieski
Uniwersytet św. Tomasza z Akwinu). Podczas studiów zamieszkiwał w
Kolegium Belgijskim, gdzie poznał wielu duchownych z krajów
frankofońskich oraz z USA. W 1948 r. ukończył studia z dyplomem
summa cum laude.
W lipcu 1948 r. na okres 7 miesięcy ks. Karol został skierowany do
pracy w parafii Niegowić, gdzie spełniał zadania wikarego i
katechety. W marcu 1949 r. został przeniesiony do parafii św.
Floriana w Krakowie. Tam założył chór gregoriański, z którym wkrótce
przygotował i odśpiewał mszę De Angelis ("O Aniołach").
Swoich chórzystów zaraził pasją i miłością do gór - razem
przewędrowali Gorce, Bieszczady i Beskid. Organizowali także spływy
kajakowe na Mazurach. W Krakowie otrzymał też w końcu tytuł doktora
teologii i uzyskawszy urlop na pracę naukową, w latach 1951-1953
rozpoczął pisanie pracy habilitacyjnej, która, mimo że w 1953 roku
przyjęła ją Rada krakowskiego Wydziału Teologicznego, została
odrzucona przez Ministerstwo Oświaty i tytułu docenta Karol Wojtyła
nie uzyskał (aż do roku 1957). W roku 1956 objął za to katedrę etyki
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
W 1958 r. Karol Wojtyła został mianowany biskupem tytularnym Umbrii,
a także biskupem pomocniczym Krakowa. Jako biskup przyjął, zgodnie z
obyczajem, hasło przewodnie swej posługi Totus tuus (łac.
"Cały Twój"); kierował je do Matki Chrystusa. Konsekracji biskupiej
ks. Karola Wojtyły dokonał 28 września 1958 r. w katedrze na Wawelu
metropolita krakowski i lwowski, arcybiskup Eugeniusz Baziak.
Współkonsekratorami byli biskup Franciszek Jop i biskup Bolesław
Kominek. W tym okresie powstały najgłośniejsze prace biskupa Wojtyły,
które przyniosły mu sławę wśród teologów: "Miłość i
odpowiedzialność" (1960) oraz "Osoba i czyn" (1969). W 1962 r.
został krajowym duszpasterzem środowisk twórczych i inteligencji. Na
okres biskupstwa Karola przypadły także obrady Soboru Watykańskiego
II, w których aktywnie uczestniczył.
30 grudnia 1963 r. Karol Wojtyła został mianowany arcybiskupem
metropolitą krakowskim. Podczas konsystorza 26 czerwca 1967 r.
został nominowany kardynałem. 29 czerwca 1967 r. otrzymał w kaplicy
Sykstyńskiej od papieża Pawła VI czerwony biret, a jego kościołem
tytularnym stał się kościół św. Cezarego Męczennika na Palatynie.
Jako pasterz diecezji starał się ogarniać swą posługą wszystkich
potrzebujących. Wizytował parafie, odwiedzał klasztory. W 1965 r.
otworzył proces beatyfikacyjny siostry Faustyny Kowalskiej. Z chęcią
jeździł na Podhale i w Tatry. Utrzymywał dobry i ścisły kontakt z
inteligencją krakowską, zwłaszcza ze środowiskiem naukowym i
artystycznym. Zyskał dojrzałość jako myśliciel, sięgając do
rozległej tradycji filozoficznej, lecz także do Biblii i do mistyki
(zawsze był mu bliski święty Jan od Krzyża) i budując harmonijnie
koncepcję z pogranicza filozofii oraz teologii: człowieka jako
integralnej osoby. Stał się znanym poza Polską autorytetem. Był obok
Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego najważniejszą postacią
Episkopatu Polski. Z, nazwanym tak przez siebie, "Prymasem
Tysiąclecia" ściśle współpracował, okazując szacunek dla jego
doświadczenia i mądrości.
W nocy z 28 na 29 września 1978 roku po zaledwie 33 dniach
pontyfikatu zmarł papież Jan Paweł I. 14 października rozpoczęło się
więc drugie już w tym roku konklawe - zebranie kardynałów, mające
wyłonić nowego papieża. 16 października 1978 roku
około godziny 17.15 w siódmym głosowaniu metropolita krakowski,
kardynał Karol Wojtyła został wybrany papieżem. Przyjął imię Jan
Paweł II. O godz. 18.45 kard. Pericle Felici ogłosił wybór nowego
papieża - HABEMUS PAPAM!
Jan Paweł II udzielił pierwszego błogosławieństwa "Urbi et Orbi" -
"Miastu i Światu". 22 października na Placu Świętego Piotra odbyła
się uroczysta inauguracja pontyfikatu, a następnego dnia pierwsza
audiencja dla 4000 Polaków zgromadzonych w auli Pawła VI. 12
listopada Jan Paweł II uroczyście objął katedrę Rzymu - Bazylikę św.
Jana na Lateranie, stając się w ten sposób Biskupem Rzymu.
Jan Paweł II był pierwszym papieżem z Polski, jak również pierwszym
po 455 latach biskupem Rzymu, nie będącym Włochem. Wybór na głowę
Kościoła osoby z kraju socjalistycznego wpłynął znacząco na
wydarzenia w Europie Wschodniej i w Azji w latach 80. XX w.
Osobistym sekretarzem Jana Pawła II przez cały pontyfikat był kard.
Stanisław Dziwisz.
Pontyfikat Jana Pawła II był drugi co do długości w dziejach
Kościoła. Najdłużej - 32 lata - sprawował swój urząd Pius IX (nie
licząc pontyfikatu Piotra - pierwszego następcy Jezusa).
Podczas wszystkich pielgrzymek Jan Paweł II przebył ponad 1,6
miliona kilometrów, co odpowiada 40-krotnemu okrążeniu Ziemi wokół
równika i czterokrotnej odległości między Ziemią a Księżycem. Jan
Paweł II odbył 102 pielgrzymki zagraniczne, podczas których
odwiedził 135 krajów, oraz 142 podróże na terenie Włoch, podczas
których wygłosił 898 przemówień. Z 334 istniejących rzymskich
parafii odwiedził 301. Jego celem było dotarcie do wszystkich
parafii, zabrakło niewiele.
Jan Paweł II mianował 232 kardynałów (w tym 9 Polaków), beatyfikował
1318 błogosławionych (w tym 154 Polaków) i kanonizował 478 świętych.
Napisał 14 encyklik, 14 adhortacji, 11 konstytucji oraz 43 listy
apostolskie. Powyższe dane statystyczne nie dają jednak nawet
skrawka ogromnego dziedzictwa nauczania i pontyfikatu pierwszego w
dziejach Kościoła Papieża-Polaka
Wprawdzie już począwszy od Jana XXIII papiestwo zaczęło rezygnować z
niektórych elementów ceremoniału, jednakże dopiero Jan Paweł II
zniwelował większość barier, przyjmując postawę papieża bliskiego
wszystkim ludziom, papieża-apostoła. Chętnie spotykał się z młodymi
ludźmi i poświęcał im dużo uwagi. Na spotkanie w Rzymie 31 marca
1985 roku, który ONZ ogłosiło Międzynarodowym Rokiem Młodzieży,
napisał list apostolski na temat roli młodości jako okresu
szczególnego kształtowania drogi życia, a 20 grudnia zapoczątkował
tradycję Światowych Dni Młodzieży. Odtąd co roku przygotowywał
orędzie skierowane do młodych, które stawało się tematem tego
międzynarodowego spotkania, organizowanego w różnych miejscach
świata (np. w 1991 r. w Częstochowie).
Jan Paweł II od początku lat 90. cierpiał na postępującą chorobę
Parkinsona. Mimo licznych spekulacji i sugestii ustąpienia z
funkcji, które nasilały się w mediach zwłaszcza podczas kolejnych
pobytów papieża w szpitalu, pełnił ją aż do śmierci. Nagłe
pogorszenie stanu zdrowia papieża rozpoczęło się 1 lutego 2005 r.
Przez ostatnie dwa miesiące życia Jan Paweł II wiele dni spędził w
szpitalu i nie pojawiał się publicznie. Przeszedł grypę i zabieg
tracheotomii, wykonany z powodu niewydolności oddechowej. W
czwartek, 31 marca, wystąpiły u Ojca Świętego silne dreszcze ze
wzrostem temperatury ciała do 39,6 st. C. Był to początek wstrząsu
septycznego połączonego z zapaścią sercowo-naczyniową. Uszanowano
wolę papieża, który chciał pozostać w domu. Podczas Mszy przy jego
łożu, którą Jan Paweł II koncelebrował z przymkniętymi oczyma,
kardynał Marian Jaworski udzielił mu sakramentu namaszczenia. 2
kwietnia 2005 r. o godz. 7.30 papież zaczął tracić przytomność, a o
godz. 19.00 wszedł w stan śpiączki. Monitor wykazał postępujący
zanik funkcji życiowych. O godz. 21.37 osobisty papieski lekarz
Renato Buzzonetti stwierdził śmierć Jana Pawła II. Ojciec Święty Jan
Paweł II po zakończeniu Apelu Jasnogórskiego, w pierwszą sobotę
miesiąca i wigilię Święta Miłosierdzia Bożego, w 9666 dniu swojego
pontyfikatu. W ciągu ostatnich dwóch dni życia towarzyszyli mu
nieustannie wierni z całego świata.
Pogrzeb Jana Pawła II odbył się w piątek, 8 kwietnia 2005 r.
Uczestniczyło w nim na placu św. Piotra i w całym Rzymie ok. 300
tys. wiernych oraz 200 prezydentów i premierów, a także
przedstawiciele wszystkich wyznań świata, w tym duchowni islamscy i
żydowscy. Po zakończeniu nabożeństwa żałobnego, w asyście tylko
duchownych z najbliższego otoczenia, papież został pochowany w
podziemiach bazyliki św. Piotra, w krypcie bł. Jana XXIII,
beatyfikowanego w 2000 r.
13 maja 2005 r. papież Benedykt XVI zezwolił na natychmiastowe
rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, udzielając
dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania od śmierci kandydata,
jaki jest wymagany przez prawo kanoniczne. Formalny proces rozpoczął
się 28 czerwca 2005 r., kiedy zaprzysiężeni zostali członkowie
trybunału beatyfikacyjnego. Postulatorem został ksiądz Sławomir Oder.
23 marca 2007 r. trybunał diecezjalny badający tajemnicę uzdrowienia
jednej z francuskich zakonnic - Marie Simon-Pierre - za
wstawiennictwem papieża Polaka potwierdził fakt zaistnienia cudu. Po
niespodziewanym uzdrowieniu, o które na modlitwie prosiły za
wstawiennictwem zmarłego papieża członkinie jej zgromadzenia,
powróciła do pracy w szpitalu dziecięcym. Przy okazji podania tej
wiadomości ks. Oder poinformował, że istnieje kilkaset świadectw
dotyczących uzdrowienia za wstawiennictwem Jana Pawła II.
2 kwietnia 2007 r. miało miejsce oficjalne zamknięcie diecezjalnej
fazy procesu beatyfikacyjnego w Bazylice św. Jana na Lateranie w
obecności wikariusza generalnego Rzymu, kardynała Camillo Ruiniego.
16 listopada 2009 r. w watykańskiej Kongregacji Spraw
Kanonizacyjnych odbyło się posiedzenie komisji kardynałów w sprawie
beatyfikacji Jana Pawła II. Obrady komisji zakończyło głosowanie, w
którym podjęto decyzję o skierowaniu do Benedykta XVI prośby o
wyniesienie polskiego papieża na ołtarze. Do całkowitego zakończenia
procesu beatyfikacyjnego potrzebne było już tylko promulgowanie
przez papieża Benedykta XVI dekretów: o heroiczności cnót Jana Pawła
II i o uznaniu cudu przypisywanego jego wstawiennictwu.
19 grudnia 2009 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu
heroiczności cnót Jana Pawła II, który zamknął zasadniczą część jego
procesu beatyfikacyjnego. Jednocześnie rozpoczęło się dochodzenie
dotyczące cudu uzdrowienia przypisywanego wstawiennictwu polskiego
papieża.
12 stycznia 2011 r. komisja Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych
zaaprobowała cud za wstawiennictwem Jana Pawła II, mający polegać na
uzdrowieniu francuskiej zakonnicy. Zgodnie z konstytucją apostolską
Jana Pawła II Divinus perfectionis Magister z 1983 r.
ustalającą nowe zasady postępowania kanonizacyjnego, orzeczenie
Kongregacji zostało przedstawione papieżowi, który jako jedyny ma
prawo decydować o kościelnym kulcie publicznym Sług Bożych.
14 stycznia 2011 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o
cudzie i wyznaczył na dzień 1 maja 2011 r. beatyfikację papieża Jana
Pawła II. Dokonał jej osobiście podczas uroczystej Mszy Świętej na
placu św. Piotra w Rzymie. Uroczystą Mszę koncelebrowało kilka
tysięcy kardynałów, arcybiskupów i biskupów z całego świata. Liczba
wiernych uczestniczących w nabożeństwie jest szacowana na 1,5 mln
osób, w tym trzysta tysięcy Polaków. Na datę liturgicznego
wspomnienia bł. Jana Pawła II wybrano dzień 22 października,
przypadający w rocznicę uroczystej inauguracji pontyfikatu
papieża-Polaka.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
16 października - Święta Jadwiga Śląska
Jadwiga urodziła się w
1178/1180 roku na zamku nad jeziorem Amer w Bawarii jako córka
hrabiego Bertolda IV i Agnieszki, hrabiów Andechs, którzy tytułowali
się również książętami Meranii, Kroacji i Dalmacji. Miała czterech
braci i trzy siostry. Jedną wydano za Filipa, króla Francji, drugą
zaś za Andrzeja, króla Węgier (była matką św. Elżbiety), trzecia
wstąpiła do klasztoru. Jadwiga otrzymała staranne wychowanie
najpierw na rodzinnym zamku, potem zaś w klasztorze benedyktynek w
Kitzingen nad Menem (diecezja Wurzburg), znanym wówczas ośrodku
kulturalnym. Do programu ówczesnych szkół klasztornych należała
także nauka łaciny, haftów i malowania, muzyki i pielęgnowania
chorych.
W roku 1190 Jadwiga przeniosła się do Wrocławia na dwór księcia
Bolesława Wysokiego, gdyż została upatrzona na żonę dla jego syna,
Henryka. Miała wtedy zaledwie 12 lat. Data ślubu nie jest bliżej
znana. Nastąpił on jednak niebawem. Henryk Brodaty 8 listopada 1202
r. został panem całego księstwa. Rychło też udało mu się do
dzielnicy śląskiej dołączyć dzielnicę senioratu, czyli krakowską, a
także znaczną część Wielkopolski. Dlatego figuruje on w spisie
władców Polski.
Henryk i Jadwiga stanowili wzorowe małżeństwo. Mieli pięcioro dzieci
- dwóch synów: Bolesława i Henryka oraz trzy córki: Agnieszkę, Zofię
i Gertrudę. Wkrótce jednak troje z nich zmarło. Ostatnich 28 lat
pożycia małżeńskiego przeżyli małżonkowie wstrzemięźliwie, związani
uroczystym ślubem czystości.
Na dworze wrocławskich powszechne były zwyczaje i język polski.
Jadwiga umiała się do nich dostosować, nauczyła się języka polskiego
i posługiwała się nim. Jej dwór słynął z karności i dobrych
obyczajów, gdyż księżna dbała o dobór osób. Macierzyńską troską
otaczała służbę dworu. Wyposażyła wiele kościołów w szaty
liturgiczne haftowane ręką jej i jej dworek. Do dworu księżnej
należała również niewielka grupa mężczyzn duchownych i świeckich.
Księżna bardzo troszczyła się o to, aby urzędnicy w jej dobrach nie
uciskali bardzo kmieci poddanych. Obniżyła im czynsze,
przewodniczyła sądom, darowała grzywny karne, a w razie klęsk
nakazywała mimo protestów zarządców rozdawać ziarno, mięso, sól itp.
Zorganizowała także pobożna księżna szpitalik dworski, gdzie
codziennie znajdowało utrzymanie 13 chorych i kalek. W czasie
objazdów księstwa osobiście odwiedzała chorych i wspierała hojnie
ubogich.
Jadwiga popierała także szkołę katedralną we Wrocławiu i wspierała
ubogich zdolnych chłopców, którzy chcieli się uczyć. Starała się
także łagodzić dolę więźniów, posyłając im żywność, świece i odzież.
Bywało, że zamieniała karę śmierci czy długiego więzienia na prace
przy budowie kościołów lub klasztorów. Jej mąż chętnie na to
przystawał. Była jednak tak delikatna wobec swojego męża, że zawsze
jemu zostawiała ostateczną decyzję. Jego też podpis figuruje przy
licznych dekretach fundacji.
W swoim życiu Jadwiga dość mocno doświadczyła tajemnicy Krzyża. Przeżyła
śmierć męża i prawie wszystkich dzieci. Jej ukochany syn, Henryk
Pobożny, zginął jako wódz wojska chrześcijańskiego w walce z
Mongołami pod Legnicą w 1241 r. Narzeczony jej córki Gertrudy, Otto
von Wittelsbach, stał się mordercą króla niemieckiego Filipa, w
następstwie czego zamek rodzinny Andechs zrównano z ziemią, a Ottona
utopiono w Dunaju. Siostra Jadwigi, Gertruda, królowa węgierska,
została skrytobójczo zamordowana; druga siostra, królowa francuska,
Agnieszka, ściągnęła na rodzinę taką hańbę, że nawet papież zmuszony
był wkroczyć i ukarać jawnogrzesznicę. Mąż Jadwigi, książę Henryk,
dostał się do niewoli Konrada Mazowieckiego; gdy Jadwiga pieszo i
boso poszła z Wrocławia do Czerska i rzuciła się do nóg Konradowi,
dopiero wówczas wyżebrała uwolnienie męża, pod warunkiem jednak, że
ten zrezygnuje z pretensji do Krakowa. W końcu jeszcze spadł na
Henryka grom klątwy za przywłaszczenie sobie dóbr kościelnych i
książę umarł obłożony klątwą. Jadwiga jednak bez szemrania znosiła
te wszystkie dopusty Boże.
Po śmierci męża, Henryka, Jadwiga zdała rządy żonie Henryka
Pobożnego, Annie i zamknęła się w klasztorze sióstr cysterek w
Trzebnicy, która sama wcześniej ufundowała. Kiedy dowiedziała się o
niezwykle surowym życiu swojej siostrzenicy, św. Elżbiety z Turyngii
(+ 1231), postanowiła ją naśladować. Do cierpień osobistych zaczęła
dodawać pokuty, posty, biczowania, włosiennicę i czuwania nocne.
Przez 40 lat życia spożywała pokarm tylko dwa razy dziennie, bez
mięsa i nabiału. W 1238 r. na ręce swojej córki Gertrudy, ksieni w
Trzebnicy, złożyła śluby zakonne i stała się jej posłuszna.
Zasłynęła z pobożności i czynów miłosierdzia.
Wyczerpana surowym życiem mniszki, zmarła 14 października 1243 r.
mając ponad 60 lat. Zaraz po jej śmierci do jej grobu w Trzebnicy
zaczęły napływać liczne pielgrzymki: ze Śląska, Wielkopolski, Łużyc
i Miśni. Gertruda z całą gorliwością popierała kult swojej matki.
Ostatni etap procesu kanonicznego św. Stanisława Biskupa dostarczył
cysterkom w Trzebnicy zachęty do starania się o wyniesienie także na
ołtarze Jadwigi. Zaczęto spisywać łaski, a grób otoczono wielką
troską. Już w 1251 r. zaczęto obchodzić w klasztorze co roku
pamiątkę śmierci Jadwigi. Kiedy w roku 1260 odwiedził Trzebnicę
legat papieski Anzelm, siostry wniosły prośbę o kanonizację. Tę
inicjatywę poparł polski Episkopat i Piastowicze. Z polecenia
papieża w latach 1262-1264 przeprowadzono badania kanoniczne w
Trzebnicy i we Wrocławiu. Ich akta przesłano do Rzymu. O kanonizację
Jadwigi zabiegał także papież Urban IV, który jako legat papieski w
latach 1248-1249 aż trzy razy odwiedził Wrocław i znał dobrze
Jadwigę. Jednak jego przeszkodziła kanonizacji. Dokonał jej dopiero
jego następca, Klemens IV, w kościele dominikanów w Viterbo 26 marca
1267 r. Na prośbę Jana III Sobieskiego papież bł. Innocenty XI
rozciągnął kult św. Jadwigi na cały Kościół (1680).
Ku czci św. Jadwigi powstała na Śląsku (w 1848 r. we Wrocławiu)
rodzina zakonna - siostry jadwiżanki. Św. Jadwiga Śląska czczona
jest jako patronka Polski, Śląska, archidiecezji wrocławskiej i
diecezji w Gorlitz; miast: Andechs, Berlina, Krakowa, Trzebnicy i
Wrocławia; Europy; uchodźców oraz pojednania i pokoju.
W ikonografii św. Jadwiga przedstawiana jest jako młoda mężatka w
długiej sukni lub w książęcym płaszczu z diademem na głowie, czasami
w habicie cysterskim. Jej atrybutami są: but w ręce, krzyż, księga,
figurka Matki Bożej, makieta kościoła w dłoniach, różaniec.
artykuł zaczerpnięto
z ILG Czytelnia
|
15 października - Święta Teresa od Jezusa, dziewica i doktor Kościoła
Teresa de Cepeda y Ahumada
urodziła się 28 marca 1515 r. w Hiszpanii. Pochodziła ze
szlacheckiej i zamożnej rodziny zamieszkałej w Avili. Miała 2
siostry i 9 braci. Na skutek czytania żywotów świętych postanowiła
uciec do Afryki, aby tam z rąk Maurów ponieść śmierć męczeńską.
Miała wtedy zaledwie 7 lat. Zdołała namówić do tej wyprawy także
młodszego od siebie brata, Rodriga. Na szczęście wuj odkrył ich
plany i w porę zawrócił oboje do domu. Kiedy przygoda się nie
powiodła, Teresa obrała sobie na pustelnię kącik w ogrodzie, by
naśladować dawnych pokutników i pustelników. Mając 12 lat przeżyła
śmierć matki. Pisała o tym w swej biografii: "Gdy mi umarła matka...
rozumiejąc wielkość straty, udałam się w swoim utrapieniu przed
obraz Matki Bożej i rzewnie płacząc, błagałam Ją, aby mi była matką.
Prośba ta, choć z dziecinną prostotą uczyniona, nie była - zdaje mi
się - daremną, bo ile razy w potrzebie polecałam się tej
wszechwładnej Pani, zawsze w sposób widoczny doznawałam jej pomocy".
Jako panienka Teresa została oddana do internatu augustianek w Avila
(1530). Jednak ciężka choroba zmusiła ją do powrotu do domu. Kiedy
poczuła się lepiej, w 20. roku życia wstąpiła do klasztoru
karmelitanek w rodzinnym mieście, Avili. Teresa ku swojemu
niezadowoleniu zastała wielkie rozluźnienie. Siostry prowadziły
życie na wzór wielkich pań. Przyjmowały wizyty, a ich rozmowy były
dalekie od ducha Ewangelii. Już wtedy powstała w Teresie myśl o
reformie. Złożyła śluby zakonne w roku 1537, ale ponowiona choroba
zmusiła ją do chwilowego opuszczenia klasztoru. Powróciła po roku,
ale powróciła po raz trzeci także niemoc, tak że Teresa była już
bliska śmierci. Jak wyznaje w swoich pismach, została wtedy cudownie
uzdrowiona. Jak sama pisze, zawdzięcza to św. Józefowi. Odtąd będzie
wyróżniać się nabożeństwem do tego właśnie świętego. Choroba
pogłębiła w Teresie życie wewnętrzne. Poznała znikomość świata i
nauczyła się rozumieć cierpienia innych. Właśnie w długich godzinach
samotności i cierpienia zaczęło się jej życie mistyczne i
zjednoczenie z Bogiem. Utalentowana i wrażliwa odkrywa, że modlitwa
jest tajemniczą bramą, przez którą wchodzi się do "twierdzy
wewnętrznej". Mistyczka i wizjonerka, a jednocześnie osoba o
umysłowości wielce rzeczowej i praktycznej.
Pewnego dnia, w 1557 r., wpatrzona w obraz Chrystusa ubiczowanego,
Teresa zrozumiała, że wolą Bożą jest nie tylko jej własne
uświęcenie, ale także uświęcenie jej współsióstr; że klasztor
powinien być miejscem modlitwy i pokuty, a nie azylem dla wygodnych
pań. W owym czasie Teresa przeżywała szczyt swoich przeżyć
mistycznych, które tak pięknie opisała w swoich pismach. W roku 1560
przeżyła wizję piekła. Wstrząsnęła ona nią do głębi, napełniła
bojaźnią Bożą oraz zatroskaniem o zbawienie grzeszników i duchem
apostolskim ratowania dusz nieśmiertelnych. Miała szczęście do
wyjątkowych kierowników duchowych: św. Franciszka Borgiasza (1557) i
św. Piotra z Alkantary (1560-1562), który właśnie dokonywał reformy
w zakonie franciszkańskim.
Teresa zabrała się najpierw do reformy domu karmelitanek w Avila.
Kiedy jednak zobaczyła, że to jest niemożliwe, za poradą prowincjała
karmelitów i swojego spowiednika postanowiła założyć nowy dom, gdzie
można by było przywrócić pierwotną obserwancję zakonną. Na wiadomość
o tym zawrzało w jej klasztorze. Wymuszono na prowincjale, by
odwołał zezwolenie. Teresę przeniesiono karnie do Toledo.
Reformatorka nie zamierzała jednak ustąpić. Dzięki pomocy św. Piotra
z Alkantary otrzymała od papieża Piusa IV breve, zezwalające
na założenie domu pierwotnej obserwy. W roku 1562 zakupiła skromną
posiadłość w Avila, dokąd przeniosła się z czterema ochotniczkami. W
roku 1567 odwiedził Avila przełożony generalny karmelitów, Jan
Chrzciciel de Rossi. Ze wzruszeniem wysłuchał wyznań Teresy i dał
jej ustne zatwierdzenie oraz zachętę, by zabrała się także do
reformy zakonu męskiego. Ponieważ przybywało coraz to więcej
kandydatek, Teresa założyła nowy klasztor w Medina del Campo (1567).
Tam spotkała neoprezbitera-karmelitę, 25-letniego o. Jana od św.
Macieja. On również bolał nad upadkiem obserwancji w swoim zakonie.
Postanowili pomagać sobie w przeprowadzeniu reformy. Tym młodym
kapłanem był św. Jan od Krzyża. Bóg błogosławił reformie, gdyż mimo
bardzo surowej reguły, zgłaszało się coraz więcej kandydatek. W roku
1568 powstały klasztory karmelitanek reformowanych w Malagon i w
Valladolid, w roku 1569 w Toledo i w Pastrans, w roku 1570 w
Salamance, a w roku 1571 w Alba de Tormes. Z polecenia wizytatora
apostolskiego Teresa została mianowana przełożoną sióstr
karmelitanek w Avila, w klasztorze, w którym odbyła nowicjat i
złożyła śluby. Zakonnic było tam ok. 130. Przyjęły ją niechętnie i z
lękiem. Swoją dobrocią i delikatnością Teresa doprowadziła jednak do
tego, że i ten klasztor przyjął reformę. Pomógł jej w tym św. Jan od
Krzyża, który został mianowany spowiednikiem w tym klasztorze.
Nie wszystkie klasztory chciały przyjąć reformę. Siostry zmobilizowały do
"obrony" wiele wpływowych osób. Doszło do tego, że Teresie zakazano
tworzenia nowych klasztorów (1575). Nawet nałożono na nią "areszt
domowy" i zakaz opuszczania klasztoru w Avila. Nasłano na nią
inkwizycję, która przebadała pilnie jej pisma, czy nie ma tam
jakiejś herezji. Nie znaleziono wprawdzie niczego podejrzanego, ale
utrzymano zakaz nieopuszczania klasztoru. W tym samym czasie
prześladowanie i niezrozumienie dotknęło św. Jana od Krzyża, którego
więziono i torturowano.
Klasztor w Avila otrzymał polecenie wybrania nowej ksieni. Kiedy
siostry stawiły opór, 50 z nich zostało obłożonych klątwą kościelną.
Teresa jednak nie załamała się. Nieustannie pisała listy do władz
duchownych i świeckich wszystkich instancji, przekonując, prostując
oskarżenia i błagając. Dzieło reformy zostało ostatecznie uratowane.
Dzięki możnym obrońcom zdołano przekonać króla i jego radę. Król
wezwał nuncjusza papieskiego i polecił mu, aby anulował wszystkie
drastyczne zarządzenia wydane względem reformatorów (1579). Teresa i
Jan od Krzyża uzyskali wolność. Mogli bez żadnych obaw powadzić
dalej wielkie dzieło. Karmelici i karmelitanki zreformowani
otrzymali osobnego przełożonego prowincji. Liczba wszystkich,
osobiście założonych przez Teresę domów, doszła do 15. Św. Jan od
Krzyża zreformował 22 klasztory męskie. Grzegorz XIII w roku 1580
zatwierdził nowe prowincje: karmelitów i karmelitanek bosych.
Pan Bóg doświadczył Teresę wielu innymi cierpieniami. Trapiły ją
nieustannie dolegliwości ciała, jak choroby, osłabienie i gorączka.
Nie mniej ciężkie były cierpienia duchowe, jak oschłości, skrupuły,
osamotnienie. Wszystko to znosiła z heroicznym poddaniem się woli
Bożej.
Zmarła 4 października 1582 r. w wieku 67 lat. Została beatyfikowana
w roku 1614 przez Pawła V, a kanonizował ją w roku 1622 Grzegorz XV.
Teresa Wielka ma nie tylko wspaniałą kartę jako reformatorka
Karmelu, ale też jako pisarz Kościoła. Kiedy 27 września 1970 r.
Paweł VI ogłosił ją doktorem Kościoła, nadał jej tytuł "doktora
mistycznego". Zasłużyła sobie na ten tytuł w całej pełni. Zostawiła
bowiem dzieła, które można nazwać w dziedzinie mistyki klasycznymi.
W odróżnieniu od pism św. Jana od Krzyża, jej styl jest prosty i
przystępny. Jej dzieła doczekały się przekładów na niemal wszystkie
języki świata. Do najważniejszych jej dzieł należą: Życie
(1565), Sprawozdania duchowe (1560-1581), Droga
doskonałości (1565-1568), Twierdza wewnętrzna (1577),
Podniety miłości Bożej (1571-1575), Wołania duszy do Boga
(1569), Księga fundacji (1573-1582) i inne pomniejsze. Św.
Teresa Wielka zostawiła po sobie także poezje i listy. Tych
ostatnich było wiele. Zostało do naszych czasów ich 440.
Św. Teresa z Avila jest patronką Hiszpanii, miast Avila i Alba de
Tormes; karmelitów bosych, karmelitów trzewiczkowych, chorych -
zwłaszcza uskarżających się na bóle głowy i serce, dusz w czyśćcu
cierpiących.
W ikonografii św. Teresa przedstawiana jest w habicie karmelitanki.
Jej atrybutami są: anioł przeszywający jej serce strzałą miłości,
gołąb, krzyż, pióro i księga, napis: Misericordias Domini in
aeternum cantabo, strzała.
artykuł zaczerpnięto
z ILG Czytelnia
|
12 października -
101 rocznica urodzin ks. Prałata Bernarda Gade
Panie Jezu
Chryste
Ty w
niezmierzonej miłości do każdego człowieka
pozwoliłe3s
księdzu Bernardowi Gade, gorliwemu proboszczowi i kapłanowi
na wzór Twego
Najświętszego Serca,
dążyć do
doskonałości życia.
Poprzez jego
bezgraniczne oddanie się Bogu i ludziom
w ofiarnej
służbie Kościołowi i za jego przykładem
pociągnąłeś do
siebie wiele dusz.
Prosimy Cię
gorąco, abyśmy,
idąc w swym
życiu za głosem Twojej świętej woli,
pozostali wierni
własnemu powołaniu
i doszli do
oglądania Ciebie w wiecznej szczęśliwości.
Który żyjesz i
królujesz na wieki wieków. Amen.
Tydzień Miłosierdzia
W dniach 7-14
października 2012 r. Kościół w Polsce przeżywa 68. Tydzień
Miłosierdzia. Tym razem przebiega on pod hasłem:
"Kościół domem miłosierdzia"
Nawiązuje
ono do tegorocznego programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce,
którego głównym celem jest wzmocnienie wzajemnych więzi polskich
katolików we wspólnocie Kościoła Chrystusowego.
"W tym roku proponujemy wszystkim wiernym Kościoła w Polsce, a
szczególnie zawodowym pracownikom instytucji charytatywnych i
wolontariuszom, codzienne uczestnictwo w Eucharystii i przypomnienie
w poszczególne dni tygodnia przesłania miłości miłosiernej, jakie
wypływa z każdego z siedmiu sakramentów świętych. Sakramenty są
skarbem Kościoła, niepojętym dla niewierzących, gdyż stanowią
niewidzialną nić łączącą ludzi wiary z Bogiem, który jest miłością
(1 J 4, 8)" - czytamy w komunikacie Caritas Polska, zapowiadającym
68. Tydzień Miłosierdzia.
Od 2013 r. Tydzień Miłosierdzia będzie się
rozpoczynał w polskim Kościele w Niedzielę Bożego Miłosierdzia i
trwał przez kolejne dni.
Historia obchodów Tygodnia Miłosierdzia rozpoczyna się 23 lutego
1937 r., kiedy to na pierwszym ogólnopolskim zjeździe dyrektorów
diecezjalnych Caritas - największej obecnie pozarządowej organizacji
charytatywnej w Polsce - podjęto decyzję o zorganizowaniu Dni
Miłosierdzia. Przed II wojną światową w ich obchody włączały się
oprócz środowisk religijnych także władze państwowe i lokalne oraz
media. Po II wojnie światowej pomysł podjęto ponownie. Przy okazji
tych obchodów zbierano fundusze na pomoc potrzebującym.
Przez cały tydzień poszczególne wspólnoty parafialne będę mogły
rozważać zaproponowany program. Przygotowuje go Komisja Charytatywna
Episkopatu Polski, w której prace włącza się Caritas Polska. Celem
tego Tygodnia jest przede wszystkim formacja - budzenie wrażliwości
na potrzeby bliźnich: chorych, samotnych, bezrobotnych, bezdomnych i
prześladowanych. Obchody są okazją do głębszej refleksji na temat
miłosierdzia czynionego na co dzień, służą także prezentacji pracy,
jaką różne organizacje charytatywne wykonują na polu pomocy
charytatywnej i są zachętą do aktywnego włączania się w dzieła
miłosierdzia.
Co roku w przeżywanie Tygodnia Miłosierdzia włączają się w sposób
szczególny Parafialne Oddziały Caritas, Szkolne Koła Caritas oraz
placówki prowadzone przez Caritas diecezjalne. W Polsce działa
obecnie ponad 4 tysiące Parafialnych Zespołów Caritas, w których
pracuje ponad 38 tys. wolontariuszy oraz 1,5 tysiąca szkolnych kół
Caritas angażujących w dzieła miłosierdzia 37 tys. młodzieży oraz 2
tys. opiekunów. Podejmowane przez nie działania przypominają, że
dzieło miłosierdzia chrześcijańskiego jest sprawą całej wspólnoty
Kościoła.
Niech najbliższe dni staną się okazją do uwrażliwienia nas na tych,
którzy często żyją obok nas i potrzebują naszej pomocy.
artykuł zaczerpnięto
z ILG Czytelnia
|
O słuchaniu
Jak bardzo ludzkie potrzebują kogoś, kto ma dla nich
czas i chce ich wysłuchać, ukazuje w mistrzowski sposób znana amerykańska
Pisarka Taylor Caldwell (ur. 1900) w powieści „Słuchacz”.
Otóż pewien osiemdziesięcioletni adwokat krótko przed
swoją śmiercią wybudował tajemniczy obiekt. Był to budynek z marmuru, bez
okien, o dwóch pomieszczeniach podzielonych automatycznymi drzwiami.
Wielka brama z brązu służyła za wejście, po przeciwnej stronie było
skromne wyjście. Złoty napis nad wejściem obwieszczał: „SŁUCHACZ”. Rzekomy
słuchacz miał się znajdować w drugim pokoju za kotarą. Nie do uwierzenia,
z jaką szczerością i zaufaniem przynoszą tutaj najrozmaitsi ludzie swoje
problemy, grzechy i zawiedzione nadzieje! Z jaką tęsknotą szukają oparcia,
pomocy i znaku obecności Nieznajomego.
Zdolność słuchania jest połową sukcesu.
Calvin Coolidge
Wsłuchuj się w ton wody, a złowisz pstrąga.
irlandzkie
Kalendarz nietypowych świąt na
październik
1 października – Dzień Wegetarianina, Muzyki, Lekarza i Ludzi Starszych
4 października - Międzynarodowy Dzień Zwierząt
6 października – Światowy Dzień Mieszkalnictwa
9 października – Światowy Dzień Poczty i Znaczka Pocztowego
9–15 października – Tydzień Pisania Listów
10 października – Dzień Kolejarza i Zdrowia Psychicznego
12 października – Międzynarodowy Dzień Reumatyzmu
14 października – Międzynarodowy Dzień Zmniejszania Skutków Klęsk
Żywiołowych
15 października – Międzynarodowy Dzień Niewidomych
16 października – Światowy Dzień Żywności
17 października – Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem
18 października – Dzień Łącznościowca, Dzień Listonosza
20 października – Dzień testera i programisty
21 października – Międzynarodowy dzień odpoczynku od świętowania
22 października – Światowy Dzień Jąkających się
24 października – Dzień Walki z Otyłością
25 października – Dzień Kundelka
28 października – Dzień Odpoczynku dla Zszarganych Nerwów
29 października – Dzień Bez Kupowania
30 października – Święto Napojów Wyskokowych, Dzień noszenia spódnic
31 października – Dzień Rozrzutności
7 października - Najświętsza Maryja Panna Różańcowa
Dzisiejsze wspomnienie zostało ustanowione na pamiątkę zwycięstwa
floty chrześcijańskiej nad wojskami tureckimi, odniesionego pod
Lepanto (nad Zatoką Koryncką) 7 października 1571 r. Sułtan turecki
Selim II pragnął podbić całą Europę i zaprowadzić w niej wiarę
muzułmańską. Ówczesny papież - św. Pius V, dominikanin, gorący
czciciel Matki Bożej - usłyszawszy o zbliżającej się wojnie, ze
łzami w oczach zaczął zanosić żarliwe modlitwy do Maryi, powierzając
jej swą troskę podczas odmawiania różańca. Nagle doznał wizji:
zdawało mu się, że znalazł się na miejscu bitwy pod Lepanto.
Zobaczył ogromne floty, przygotowujące się do starcia. Nad nimi
ujrzał Maryję, która patrzyła na niego spokojnym wzrokiem.
Nieoczekiwana zmiana wiatru uniemożliwiła manewry muzułmanom, a
sprzyjała flocie chrześcijańskiej. Udało się powstrzymać inwazję
Turków na Europę.
Zwycięstwo było ogromne. Po zaledwie czterech godzinach walki
zatopiono sześćdziesiąt galer wroga, zdobyto połowę okrętów
tureckich, uwolniono dwanaście tysięcy chrześcijańskich galerników;
śmierć poniosło 27 tys. Turków, kolejne 5 tys. dostało się do
niewoli. Pius V, świadom, komu zawdzięcza cudowne ocalenie Europy,
uczynił dzień 7 października świętem Matki Bożej Różańcowej i
zezwolił na jego obchodzenie w tych kościołach, w których istniały
Bractwa Różańcowe. Klemens XI, w podzięce za kolejne zwycięstwo nad
Turkami odniesione pod Belgradem w 1716 r., rozszerzył to święto na
cały Kościół. W roku 1883 Leon XIII wprowadził do Litanii
Loretańskiej wezwanie "Królowo Różańca świętego - módl się za nami",
a w dwa lata później zalecił, by w kościołach odmawiano różaniec
przez cały październik.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
5 października - Święta Faustyna Kowalska, dziewica
Helena Kowalska urodziła się 25
sierpnia 1905 r. w rolniczej rodzinie z Głogowca k/Łodzi jako
trzecie z dziesięciorga dzieci. Dwa dni później została ochrzczona w
kościele parafialnym pod wezwaniem św. Kazimierza w Świnicach
Warckich (diecezja włocławska). Nadano jej wówczas imię Helena.
Kiedy miała siedem lat, po raz pierwszy usłyszała w duszy głos
wzywający do doskonalszego życia. W 1914 r. przyjęła I Komunię
świętą, a dopiero trzy lata później rozpoczęła naukę w szkole
podstawowej. Mimo dobrych wyników, uczyła się tylko trzy lata, potem
musiała zrezygnować, aby pomagać w domu matce.
W szesnastym roku życia opuściła dom rodzinny, by na służbie u
zamożnych rodzin w Aleksandrowie, Łodzi i Ostrówku zarobić na własne
utrzymanie i pomóc rodzicom. Przez cały czas bardzo pragnęła życia
zakonnego, ale rodzicom powiedziała o swoich zamiarach dopiero w
1922 r. Ojciec jednak nie wyraził zgody, motywując odmowę brakiem
pieniędzy na wyprawę wymaganą w klasztorach.
W lipcu 1924 r.., kiedy Helena z koleżankami uczestniczyła w zabawie
w parku koło łódzkiej katedry, Pan Jezus przemówił do niej i polecił
niezwłocznie pojechać do Warszawy i wstąpić do klasztoru. Helena
postanowiła nie wracać do domu i postawić rodziców przed faktem
dokonanym. O tym planie powiedziała tylko siostrze, z którą była, i
pierwszym pociągiem przyjechała do Warszawy. Tu następnego dnia
zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy
ul. Żytniej. Musiała jednak jeszcze rok przepracować w Warszawie,
aby odłożyć pieniądze na skromną wyprawę. 1 sierpnia 1925 r. została
przyjęta do Zgromadzenia. Postulat odbywała w Warszawie, a nowicjat
w Krakowie, gdzie w czasie obłóczyn zakonnych razem z habitem
otrzymała imię Maria Faustyna i habit. Od marca 1926 r. Bóg
doświadczał siostrę Faustynę ogromnymi trudnościami wewnętrznymi,
wiele przecierpiała aż do końca nowicjatu. W Wielki Piątek 1927 r.
zbolałą duszę nowicjuszki ogarnął żar Bożej Miłości. Zapomniała o
własnych cierpieniach, poznając jak bardzo cierpiał dla niej Jezus.
30 kwietnia 1928 r. złożyła pierwsze śluby zakonne, następnie z
pokorą i radością pracowała w różnych domach zakonnych, m.in. w
Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc rozmaite obowiązki. Zawsze
pozostawała w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Jej bogate życie
wewnętrzne wspierane było poprzez wizje i objawienia.
W zakonie przeżyła 13 lat. 22 lutego 1931 r. po raz pierwszy ujrzała Pana
Jezusa Miłosiernego. Otrzymała wtedy polecenie namalowania takiego
obrazu, jak ukazana jej postać Zbawiciela oraz publicznego
wystawienia go w kościele. Mimo znacznego pogorszenia stanu zdrowia
pozwolono jej na złożenie profesji wieczystej 30 kwietnia 1933 r.
Później została skierowana do domu zakonnego w Wilnie. Na początku
1934 roku zwróciła się z prośbą do artysty malarza Eugeniusza
Kazimierskiego o wykonanie według jej wskazówek obrazu Miłosierdzia
Bożego. Gdy w czerwcu ujrzała ukończony obraz, płakała, że Chrystus
nie jest tak piękny, jak Go widziała.
Dzięki usilnym staraniom ks. Michała Sopoćko, kierownika duchowego
siostry Faustyny, obraz został wystawiony po raz pierwszy w czasie
triduum poprzedzającego uroczystość zakończenia Jubileuszu
Odkupienia świata w dniach 26-28 kwietnia 1935 r. Został umieszczony
wysoko w oknie Ostrej Bramy i widać go było z daleka. Uroczystość ta
zbiegła się z pierwszą niedzielą po Wielkanocy, tzw. niedzielą
przewodnią, która - jak twierdziła siostra Faustyna - miała być
przeżywana na polecenie Chrystusa jako święto Miłosierdzia Bożego.
Ksiądz Michał Sopoćko wygłosił wówczas kazanie o Bożym Miłosierdziu.
W 1936 r. stan zdrowia siostry Faustyny pogorszył się znacznie,
stwierdzono u niej zaawansowaną gruźlicę. Od marca tego roku do
grudnia 1937 r. przebywała na leczeniu w szpitalu na krakowskim
Prądniku Białym. Wiele modliła się w tym czasie, odwiedzała chorych,
a umierających otaczała szczególną modlitewną pomocą. Po powrocie ze
szpitala pełniła przez pewien czas obowiązki furtianki. Starała się
bardzo, by żaden ubogi nie odszedł bez najmniejszego choćby wsparcia
od furty klasztornej. Wywierała bardzo pozytywny wpływ na wychowanki
Zgromadzenia, dając im przykład pobożności i gorliwości, a zarazem
wielkiej miłości.
Chrystus uczynił siostrę Faustynę odpowiedzialną za szerzenie kultu
Jego Miłosierdzia. Polecił pisanie Dzienniczka poświęconego
tej sprawie, odmawianie nowenny, koronki i innych modlitw do Bożego
Miłosierdzia. Codziennie o godzinie 15:00 Faustyna czciła Jego
konanie na krzyżu. Przepowiedziała także, że szerzona przez nią
forma kultu Miłosierdzia Bożego będzie zabroniona przez władze
kościelne. Dzięki s. Faustynie odnowiony i pogłębiony został kult
Miłosierdzia Bożego. To od niej pochodzi pięć form jego czci: obraz
Jezusa Miłosiernego ("Jezu, ufam Tobie"), koronka do Miłosierdzia
Bożego, Godzina Miłosierdzia (godzina 15, w której Jezus umarł na
krzyżu), litania oraz święto Miłosierdzia Bożego w II Niedzielę
Wielkanocną.
W kwietniu 1938 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia
siostry Faustyny. Ksiądz Michał Sopoćko udzielił jej w szpitalu
sakramentu chorych, widział ją tam w ekstazie. Po długich
cierpieniach, które znosiła bardzo cierpliwie, zmarła w wieku 33 lat
- 5 października 1938 r. Jej ciało pochowano na cmentarzu zakonnym w
Krakowie-Łagiewnikach. W 1966 r. w trakcie trwania procesu
informacyjnego w sprawie beatyfikacji siostry Faustyny, przeniesiono
jej doczesne szczątki do kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w
Krakowie-Łagiewnikach.
S. Faustyna została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 r., a ogłoszona
świętą 30 kwietnia 2000 r. Uroczystość kanonizacji przypadła w II
Niedzielę Wielkanocną, którą Jan Paweł II ustanowił wtedy świętem
Miłosierdzia Bożego. Relikwie św. siostry Faustyny znajdują się w
Krakowie-Łagiewnikach, gdzie mieści się sanktuarium Miłosierdzia
Bożego odwiedzane przez setki tysięcy wiernych z kraju i z całego
świata. Dwukrotnie nawiedził je również Jan Paweł II, po raz
pierwszy w 1997 r., a po raz drugi - w sierpniu 2002 r. 17 sierpnia
2002 r. Jan Paweł II dokonał uroczystej konsekracji nowo wybudowanej
świątyni w Krakowie-Łagiewnikach i zawierzył cały świat Bożemu
Miłosierdziu.
W ikonografii św. Faustyna przedstawiana jest w czarnym habicie,
stroju swego zgromadzenia.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
WEŹ
RÓŻANIEC
Weź w dłonie Różaniec mały człowieczku
przesuwaj go w palcach po kawałeczku,
powoli, ostrożnie byś poczuł kuleczki,
byś serce skierował do swojej Mateczki.
A w każdym "Zdrowaśku" byś ujrzał Panienkę
tak czystą i gładką jak morską muszelkę.
Byś przy Niej zobaczył i Anioła z Nieba
byś zrozumiał, że "Fijat" tam było potrzeba.
Żebyś Jej Synalka na ręce potrzymał,
gdy jako Dziecina "buziaki nadymał".
Żebyś tak po ludzku zrozumiał Jej życie,
byś poczuł pod sercem - Jego Serca bicie.
I nie wypuść z ręki Różańca moja siostro,
kiedy poczujesz w swym sercu włócznię bardzo ostrą,
kiedy Twoje usta ocet powypala,
gdy Cię przykują do krzyżowego pala.
Jeśli przetrwasz i Różaniec nadal trzymasz w ręce
pamiętaj, żeś uczestniczył w JEZUSOWEJ MĘCE.
Potem już możesz, by uwielbić Boga
powiedzieć, że nadludzka była Jego droga.
Wznieś teraz ręce z Różańcem ku górze
i kreśl swoje słowa jak w twardym marmurze
- Tyś Panie ZMARTWYCHWSTAŁ i chwała Ci chwała,
że Matka w Niebie, Panią Ziem została.
I kiedy Ci braknie "Zdrowasiek" do mówienia
wiedz, żeś przeżył TAJEMNICĘ BOŻEGO ODKUPIENIA
Magdalena Dudzik
CUDZE CHWALICIE – SWEGO NIE ZNACIE…
Pielgrzymka
do Nikiszowca i Panewnik
W sobotę 8 września odbyła się coroczna pielgrzymka emerytów z naszej
parafii, organizowana przez nasz Caritas. Tym razem głównym celem
wyjazdu była katowicka dzielnica Nikiszowiec, tak nieodległa od
Raciborza, a jednak znana bardzo niewielu z nas. Czas pozwalał, by po
drodze zatrzymać się jeszcze w kilku innych, ważnych dla katolika
miejscach. Ale po kolei…
Ksiądz proboszcz zaproponował, by
pierwszy przystanek uczynić w parafii pod wezwaniem Dobrego Pasterza w
dzielnicy Bytomia Karb, gdzie przed laty był wikarym. Neogotycka
świątynia, w której powitał nas jeden z następców ks. Krystiana, ujęła
nas swoim wystrojem, ale także śladami szkód górniczych na ścianach.
Po raz pierwszy widziałem kościół dosłownie spięty pod sufitem, na
całej swojej długości i szerokości, siatką metalowych szyn, których
zadaniem jest przeciwdziałanie katastrofie budowlanej. Już przed wojną
Niemcy orzekli, że węgiel pod Bytomiem jest cenniejszy niż to piękne
miasto. I tak zostało do dziś! Przemysł wydobywczy niszczy budownictwo
stare i nowe, są miejsca, gdzie różnica poziomów wynosi… 20 metrów!
Można by więc powiedzieć, że sama świątynia cierpi razem ze swoją
parafią, ludźmi, których się wykwaterowuje i budynkami, które pękają.
Z Bytomia już prosto ruszyliśmy do
Nikiszowca, który obok pobliskiego Giszowca jest słynnym w Europie
przykładem architektury industrialnej, konkurującej z zabudową
Liverpoolu i Manchesteru. Chodząc z dobrym przewodnikiem nie mogliśmy
nadziwić się, że osiedle górnicze dla 3 tys. mieszkańców wybudowano w
kilka lat i że stoi ono do dzisiaj w idealnym stanie.
Powodem powstania nowych domów w dzielnicy
Janów była chęć osiedlenia górników wprost obok kopalni, dla
zmniejszenia kosztów pracy i uciążliwości dojazdów. Tak więc dwaj
kuzyni Emil i Georg Zillmannowie z Charlottenburga postawili w latach
1907 – 1918 osiedle wyposażone w kanalizację, elektryczność, bieżącą
wodę i posiadające własną pocztę, szkołę, magiel i pralnię. Do
pierwszych mieszkań o pow. ok. 60 m2 wprowadzono się w 1911 roku. Na
centralnym placu Giszowca od 1905 roku króluje neorenesansowo-barokowa
świątynia p.w. św. Anny. Kościół, jak cała zabudowa dzielnicy, jest z
czerwonej cegły. Wnętrze z pięknym rzeźbionym ołtarzem oraz ogromnym
żeliwnym żyrandolem pod kopułą sklepienia jest jasne, chciałoby się
powiedzieć – słoneczne. Pod ścianami świątyni wystawa fotograficzna
obrazująca historię Giszowca. Krótka modlitwa i idziemy obejrzeć domy
o czerwonych obramowaniach okien, które dziś stają się powoli modne i
zasiedlane przez ludzi o smaku artystycznym. W Oddziale Muzeum
Historycznego Miasta Katowic oglądamy ekspozycję obrazów
przedstawicieli Janowskiej Grupy Okultystycznej z Teofilem Ociepką,
urodzonym zresztą w Janowie, na czele. Jaskrawy kolor, oniryczny
nastrój, przemieszanie realności ze snem – to główne cechy tych
malarzy, tzw. prymitywistów.
Pobytu w Nikiszowcu dopełniają zakupy w
piekarni Michalskiego i obiad w restauracji w miejscu starej gospody.
Obiad, rzecz jasna, jest śląski! Humory dopisują i w takim nastroju
docieramy do sanktuarium OO Franciszkanów w Panewnikach, słynnym z
największej w Europie (?), żywej szopki Bożonarodzeniowej. Do Bożego
Narodzenia wprawdzie daleko, ale prowadzeni przez jednego z zakonników
zwiedzamy ogród i stajnie z czworonożnymi uczestnikami szopki:
osiołkiem, konikiem i owcami. Franciszkanie, jako zakon po części
misyjny, szczyci się niewielkim muzeum etnograficznym. Mamy możność
pomodlić się w kaplicy, gdzie bracia codziennie zbierają się na
modlitwę. A sama świątynia zbudowana w stylu neoromańsko-gotyckim,
jest ogromna, dużo większa od raciborskiej fary. To duchowe centrum
dzielnicy, czujemy to chyba wszyscy!
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności
naprzeciw znajduje się klasztor Sióstr Służebniczek Maryi
Wniebowziętej, zgromadzenia założonego w XIX w. przez bł. Edmunda
Bojanowskiego z Wielkopolski dla opieki nad ubogimi dziećmi. I tu
siostry przyjmują nas gościnnie, jesteśmy w obu kaplicach, zakonnej i
tej przeznaczonej dla wiernych, oraz w sali z etnograficznymi
eksponatami z całego świata. - Dobrze nam tu być, Panie – coś mi
podpowiada w sercu.
Powoli kończy się dzień, w którym
wspólnie tyle przeżyliśmy i zobaczyli! Wracając do Raciborza śpiewamy
„Słonko zaszło za górami” oraz „Zapada zmrok, już świat ukołysany…”
Dreszcz chodzi po plecach. Czy nie każdy dzień, nie tylko ten
pielgrzymkowy, trzeba by kończyć tą pieśnią?!
M.R.
Nie
wszyscy są przeciwko Tobie
Zrobiła
w myśli listę ewentualnych osób. Wreszcie zatelefonowała do swej
przyjaciółki, by ta pomogła jej rozwiązać zagadkę. Jedno zdanie
przyjaciółki nagle podsunęło jej myśl. Powiedz, to ty przysłałaś mi
te kwiaty?
- Tak. Dlaczego? Gdyż ostatnio, gdy rozmawiałyśmy, byłaś w czarnym
humorze. Chciałam, byś spędziła jeden dzień, myśląc o wszystkich
osobach, które ciebie kochają.
Post
scriptum:
Nie jest tak, że masz wokół siebie samym wrogów, którzy
tylko - a jakże - czychają na twój błąd. Nie jest też tak, że
wszyscy cię kochają, a nawet gdyby tak było, to trzeba bardzo uważać
na siebie.
Ks.
Krystian
Piekarz postanowił nie tylko piec chleb dla innych
odbiorców, ale również otworzyć własny sklep. W jego witrynie
umieścił duży napis: Dziś na sprzedaż świeże pieczywo. Zaczęli
pojawiać się pierwsi klienci, najpierw krewni i znajomi.
Gratulowali, życzyli wysokich obrotów i dobrze radzili. Pierwszy z
nich powiedział:
- Po co napisałeś „dziś”? Przecież wiadomo, że nie wczoraj, ani nie
jutro! Więc to określenie jest zupełnie zbędne.
Usunął więc piekarz słowo dziś i w napisie zostało tylko: Na
sprzedaż świeże pieczywo.
- Po co piszesz „na sprzedaż”? – zapytał następny. – To oczywiste,
że pieczywa się nie wypożycza, że się go nie rozdaje, ale kupuje!
Usunął więc piekarz z napisu słowa na sprzedaż i zostało tylko samo
„świeże pieczywo”.
- Po co pisać „świeże”? – spytał następny klient oglądając witrynę
piekarni. Przecież nikt nie sprzedaje nieświeżego pieczywa. To
całkiem jasne!
Usunął piekarz przymiotnik „świeże”, w napisie zostało sami
„pieczywo”. Przyszedł jeszcze jeden klient z dobra radą:
- Po co ci napis „pieczywo”, skoro i tak wszyscy cię znają i wiedzą,
że jesteś piekarzem. A czym piekarz ma handlować, jeśli nie
pieczywem? Mięsem? Odzieżą? Albo może gwoźdźmi?
Usunął piekarz ostatnie słowo. Z witryny zniknął napis. A wraz z
napisem zniknęli też i klienci, bo nikt nie wiedział już, że tutaj
można kupić świeże pieczywo.
Post scriptum:
Nieraz jest tak, że co byś nie zrobił i jak byś nie zrobił, u
niektórych ludzi jesteś i tak przegrany. I nic na to nie poradzisz,
bracie ...
Ks.
Krystian
2 października - Świętych Aniołów Stróżów
Aniele Boży, Stróżu
mój,
Ty zawsze przy mnie stój.
Rano, w wieczór, w dzień i w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy.
Strzeż duszy i ciała mego
I doprowadź mnie do żywota wiecznego.
Amen.
Chociaż może ta modlitwa kojarzy się z dzieciństwem i
dziećmi, przekonanie o istnieniu i obecności Aniołów, w tym
również Aniołów Stróżów, jest jednym z ważnych elementów
naszej wiary. Aniołowie są duchami stworzonymi przez Boga dla
jego chwały i pomagania ludziom. Ci, którym Bóg zleca opiekę
nad ludźmi, są nazywani Aniołami Stróżami. Opieka ta zaczyna
się w chwili narodzenia, a kończy - wraz ze śmiercią
konkretnego człowieka. Każdy z nas ma swojego, "osobnego"
Anioła Stróża.
Pismo Święte nie pozostawia wątpliwości co do istnienia
aniołów, posłańców Bożych, którzy uczestniczą w dziejach
zbawienia człowieka. Te czysto duchowe istoty pośredniczą
między Bogiem a ludźmi. Nauka o nich jest oparta przede
wszystkim na dwóch fragmentach Biblii. W psalmie 91 czytamy:
Niedola nie przystąpi do ciebie, a cios nie spotka
twojego namiotu, bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię
strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię
nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień.
Natomiast św. Mateusz przekazuje nam w swojej Ewangelii m.in.
takie słowa Jezusa:
Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych
małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują
się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.
Nie są to bynajmniej jedyne teksty Pisma świętego wskazujące
na to, że Bóg posługuje się aniołami dla dobra rodzaju
ludzkiego lub poszczególnych ludzi. Wystarczy przypomnieć o
opiece anioła nad Hagar i jej synem, Izmaelem (Rdz 16, 9);
anioł powstrzymuje Abrahama, by nie dokonywał zabójstwa swego
pierworodnego syna, Izaaka (Rdz 22, 11), anioł ratuje Lota i
jego rodzinę (Rdz 19), anioł ratuje trzech młodzieńców od
śmierci w piecu ognistym (Dn 3, 49-50) i Daniela we lwiej
jamie (Dn 6-22), żywi proroka Eliasza i ratuje go od śmierci
głodowej (2 Krl 19, 6-8), anioł wyprowadza Apostołów z
więzienia (Dz 4, 17) i ratuje z rąk Heroda św. Piotra (Dz 12,
7-20).
Aniołowie byli obecni w nauczaniu Kościoła już od pierwszych wieków, w
dziełach wybitnych myślicieli chrześcijańskich. W pismach
ojców Kościoła naukę o Aniołach Stróżach spotykamy już w
pierwotnych dokumentach chrześcijaństwa. Św. Cyprian (+ ok.
251) nazywa aniołów naszymi przyjaciółmi. Św. Bazyli (+ 379)
widzi w nich naszych pedagogów i przyjaciół. Św. Ambroży (+
397) uważa ich za naszych pomocników. Św. Hieronim (+ ok. 420)
twierdzi: "Tak wielka jest godność duszy, że każda ma ku
obronie Anioła Stróża". Św. Bazyli idzie dalej, gdy pisze:
"Niektórzy między aniołami są przełożonymi nad narodami, inni
zaś dodani każdemu z wiernych". Podobnie pisze św. Augustyn (+
430): "Wielkim jest staranie, jakie ma Pan Bóg o ludzi. Wielką
nam miłość okazał przez to, że ustanowił aniołów, aby nas
strzegli".
Wśród świętych, którzy wyróżniali się szczególnym nabożeństwem
do Aniołów Stróżów, należałoby wymienić: św. Cecylię (+ w.
III), św. Franciszkę Rzymiankę (+ 1440) i bł. Dalmacjusza,
dominikanina z Gerony (+ 1341), którzy mieli szczęście często
przestawać ze swoim Aniołem Stróżem, jak głoszą ich żywoty;
św. Stanisława Kostkę, naszego rodaka, patrona Polski, który z
rąk anioła miał otrzymać cudownie Komunię świętą, gdy był w
drodze do Dyllingen; św. Franciszka Salezego, który miał
zwyczaj pozdrawiać Anioła Stróża w każdej miejscowości, do
której przybywał; oraz św. Jana Bosko, którego Anioł Stróż
kilka razy uratował od niechybnej śmierci w czasie czynionych
na niego zamachów, kiedy posyłał mu tajemniczego psa ku
obronie.
Aniołom oddawano cześć już w liturgii starochrześcijańskiej. Wprawdzie
pierwotne chrześcijaństwo walczące z wszelkimi przejawami
pogaństwa nie rozwinęło kultu aniołów, podobnie jak
powstrzymywało się od publicznego kultu Matki Bożej i
świętych, jednak pierwsze wzmianki o kulcie aniołów spotykamy
już u św. Justyna (+ ok. 165) w jego pierwszej Apologii.
Od IV w. wyróżnia się kult św. Michała Archanioła. Aniołowie
są wymieniani często w różnych liturgiach jako oddający chwałę
Panu Bogu. W ikonografii spotykamy aniołów już w katakumbach
(w. III).
Osobne święto pojawiło się dopiero w XV w. na Półwyspie
Iberyjskim, zwłaszcza na terenie Hiszpanii oraz we Francji. W
roku 1608 Paweł V pozwolił obchodzić to święto w pierwszy
dzień zwykły po św. Michale. Na stałe do kalendarza
liturgicznego dla całego Kościoła wprowadził je Klemens X w
roku 1670. Żywą wiarą w Aniołów Stróżów wyróżniał się m.in.
bł. Jan XXIII, który jeszcze jako nuncjusz apostolski przed
każdym ważnym spotkaniem prosił swego Anioła Stróża o pomyślny
przebieg rozmowy i jej dobre owoce.
Niech dzisiejsze wspomnienie uświadomi nam, że Aniołowie
Stróżowie realnie istnieją, opiekują się nami, chroniąc przed
złem i prowadząc ku dobru, a wiara w nich nie jest
zarezerwowana tylko dla dzieci. Nie zapominajmy o częstej
modlitwie do naszych duchowych opiekunów.
|
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
1 października - Święta Teresa od
Dzieciątka Jezus, dziewica i doktor Kościoła
Święta Teresa od Dzieciątka
Jezus, zwana także Małą Tereską
(dla odróżnienia od św. Teresy z Avila, zwanej Wielką)
albo Teresą z Lisieux, urodziła się w Alencon (Normandia) w nocy
z 2 na 3 stycznia 1873 r. jako dziewiąte dziecko Ludwika i
Zofii. Kiedy miała 4 lata, umarła jej matka. Wychowaniem
dziewcząt zajął się ojciec. Teresa po śmierci matki obrała sobie
za Matkę Najświętszą Maryję Pannę. W tym samym roku (1877)
ojciec przeniósł się z pięcioma swoimi córkami do Lisieux. W
latach 1881-1886 Teresa przebywała u sióstr benedyktynek w
Lisieux, które w swoim opactwie miały także szkołę z internatem
dla dziewcząt.
25 marca 1883 r. dziesięcioletnia Teresa zapadła na ciężką
chorobę, która trwała do 13 maja. Jak sama wyznała, uzdrowiła ją
cudownie Matka Boża. W roku 1884 Teresa przyjęła pierwszą
Komunię świętą. Odtąd przy każdej Komunii świętej powtarzała z
radością: "Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Jezus". W tym samym
roku otrzymała sakrament bierzmowania.
Przez ponad rok dręczyły ją poważne skrupuły. Jak sama wyznała,
uleczenie z tej duchowej choroby zawdzięczała swoim czterem
siostrom, zmarłym w latach niemowlęcych. W pamiętniku zapisała,
że w czasie pasterki w noc Bożego Narodzenia przeżyła "całkowite
nawrócenie". Postanowiła zupełnie zapomnieć o sobie, a oddać się
Jezusowi i sprawie zbawienia dusz. Zaczęła odczuwać gorycz i
wstręt do przyjemności i ponęt ziemskich. Ogarnęła ją tęsknota
za modlitwą, rozmową z Bogiem. Odtąd zaczęła się jej wielka
droga ku świętości. Miała wtedy zaledwie 13 lat.
Rok później skazano na śmierć głośnego bandytę, który był
postrachem całej okolicy, Pranziniego. Teresa dowiedziała się z
gazet, że zbrodniarz ani myśli pojednać się z Panem Bogiem.
Postanowiła zdobyć jego duszę dla Jezusa. Zaczęła się serdecznie
modlić o jego nawrócenie. Ofiarowała też w jego intencji
specjalne pokuty i umartwienia. Wołała: "Jestem pewna, Boże, że
przebaczysz temu biednemu człowiekowi (...). Oto mój pierwszy
grzesznik. Dla mojej pociechy spraw, aby okazał jakiś znak
skruchy". Nadszedł czas egzekucji, lecz bandyta nawet wtedy
odrzucił kapłana. A jednak ku zdziwieniu wszystkich, kiedy miał
podstawić głowę pod gilotynę, nagle zwrócił się do kapłana,
poprosił o krzyż i zaczął go całować. Na wiadomość o tym Teresa
zawołała szczęśliwa: "To mój pierwszy syn!"
Kiedy Teresa miała 15 lat, zapukała do bramy Karmelu, prosząc o przyjęcie.
Przełożona jednak, widząc wątłą i bardzo młodą panienkę, nie
przyjęła Teresy, obawiając się, że nie przetrzyma tak trudnych i
surowych warunków życia. Teresa jednak nie dała za wygraną, ale
udała się z prośbą o pomoc do miejscowego biskupa. Ten jednak
zasłonił się prawem kościelnym, które nie zezwala w tak młodym
wieku wstępować do zakonu. W tej sytuacji dziewczyna nakłoniła
ojca, by pojechał z nią do Rzymu. Leon XIII obchodził właśnie
złoty jubileusz swojego kapłaństwa (1887). Teresa upadła przed
nim na kolana i zawołała: "Ojcze święty, pozwól, abym dla
uczczenia Twego jubileuszu mogła wstąpić do Karmelu w piętnastym
roku życia". Papież nie chciał jednak uczynić wyjątku. Teresa
chciała się wytłumaczyć, ale gwardia papieska usunęła ją siłą,
by także inni mogli - zgodnie z ówczesnym zwyczajem - ucałować
nogi papieża.
Marzenie Teresy spełniło się dopiero po roku. Została przyjęta
najpierw w charakterze postulantki, potem nowicjuszki. Zaraz
przy wejściu do klasztoru uczyniła postanowienie: "Chcę być
świętą". W styczniu 1889 r. odbyły się jej obłóczyny i otrzymała
imię: Teresa od Dzieciątka Jezus i od Świętego Oblicza. Jej
drugim postanowieniem było: "Przybyłam tutaj, aby zbawiać dusze,
a nade wszystko, by się modlić za kapłanów". W roku 1890 złożyła
uroczystą profesję. W dwa lata potem po raz ostatni odwiedził
siostrę Teresę ojciec. Cierpiał już wtedy na zaburzenia
umysłowe, ale rozpoznał córkę i powiedział do niej na
pożegnanie: "W niebie". Przełożona poznała się na niezwykłych
cnotach młodej siostry, skoro zaledwie w trzy lata po złożeniu
ślubów wyznaczyła ją na mistrzynię nowicjuszek. Obowiązek ten
Teresa spełniała do śmierci, to jest przez cztery lata.
W zakonnym życiu zadziwiała jej dojrzałość duchowa. Starała się
doskonale spełniać wszystkie, nawet najmniejsze obowiązki.
Nazwała tę drogę do doskonałości "małą drogą dziecięctwa
Bożego". Widząc, że miłość Boga jest zapomniana, oddała się Bogu
jako ofiara za zbawienie świata. Swoje przeżycia i cierpienia
opisała w księdze "Dzieje duszy".
Zanim zapadła na śmiertelną chorobę, Teresa była wyjątkowo surowo
traktowana przez przełożoną, która uważała, że dziewczyna
lekkomyślnie i niepoważnie zgłosiła się do Karmelu. Jej stały
uśmiech brała za lekkie traktowanie swojej profesji. Także
zakonnica, którą się s. Teresa opiekowała z racji jej wieku i
kalectwa, nie umiała zdobyć się na słowo podzięki, ale często ją
rugała i mnożyła swoje wymagania. Teresa cieszyła się z tych
krzyży, bo widziała w nich piękny prezent, jaki może złożyć
Bogu.
Na rok przed śmiercią zaczęły pojawiać się u Teresy pierwsze
objawy daleko już posuniętej gruźlicy: wysoka gorączka,
osłabienie, zanik apetytu, a nawet krwotoki. Pierwszy krwotok
zaalarmował klasztor w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki
Piątek. Mimo to siostra Teresa spełniała nadal wszystkie zlecone
jej obowiązki: mistrzyni, zakrystianki i opiekunki jednej ze
starszych sióstr. Zima w roku 1896/1897 była wyjątkowo surowa,
klasztor zaś był nie ogrzewany. Teresa przeżywała prawdziwe
tortury. Nękał ją uciążliwy kaszel i duszność. Przełożona
zlekceważyła jej stan. Nie oddano jej do infirmerii ani nie
wezwano lekarza. Uczyniono to dopiero wtedy, kiedy stan był już
beznadziejny. Jeszcze wówczas zastosowano wobec chorej
drakońskie środki, takie jak stawianie baniek. Z poranionymi
plecami i piersiami musiała iść do normalnych zajęć i pokut
zakonnych, nawet do prania. Do infirmerii posłano ją dopiero w
lipcu roku 1897, gdzie też po kilkunastu tygodniach niezwykłych
mąk 30 września 1897 roku zmarła, zapowiedziawszy: "Chcę,
przebywając w niebie, czynić dobro na ziemi. Po śmierci spuszczę
na nią deszcz róż".
Pius XI beatyfikował ją w 1923 r., a już w dwa lata później - kanonizował.
W 1927 r. ogłosił ją, obok św. Franciszka Ksawerego, główną
patronką misji katolickich. W roku 1890 bowiem - a więc jeszcze
za życia Teresy - klasztor w Sajgonie zamierzał otworzyć w Hanoi
drugi klasztor karmelitanek na ziemiach wietnamskich. W tej
sprawie zwrócono się do klasztoru macierzystego w Lisieux o
pomoc. Siostry zamierzały wysłać pomoc także w personelu. Wśród
pierwszych ochotniczek była także siostra Teresa od Dzieciątka
Jezus. Ustalenia trwały jednak zbyt długo; Teresa zachorowała i
zmarła.
W roku 1944 Pius XII ogłosił św. Teresę drugą, obok św. Joanny
d'Arc, patronką Francji. W 1999 r. Jan Paweł II ogłosił św.
Teresę doktorem Kościoła. Jest patronką zakonów: karmelitanek,
teresek, terezjanek; archidiecezji łódzkiej.
W ikonografii św. Teresa przedstawiana jest na podstawie
autentycznych fotografii. Jej atrybutami są: Dziecię Jezus,
księga, pęk róż, pióro pisarskie.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
O nowej religii
Znanemu profesorowi religioznawstwa pewien człowiek przyniósł grubą
książkę i powiedział:
– Tutaj
przedstawiłem całościowo nową religię przyszłości; wszystko tu
uwzględniłem.
Profesor, który
był człowiekiem wierzącym, przekartkował dzieło z uwagą, a potem
zauważył:
– A jednak czegoś
tu brakuje.
Autor zaklinał
się, że o wszystkim pomyślał i wszystko przewidział. Wówczas
religioznawca odparł:
– Brakuje tu
jednego: teraz za te poglądy musi się pan dać ukrzyżować, a potem
zmartwychwstać
O ciotce i deszczu
- Tak się jakoś utarło, że
rodzina każdego roku, gdy zbliżała się pora na przyjęcie w ogrodzie,
zapraszała również swą starą, pobożną ciotkę.
- Tym razem zapomniano o niej.
Gdy jednak w ostatniej chwili zatelefonowano do niej z prośbą o
przyjście, odpowiedziała z goryczą:
– Teraz już za późno. Już modliłam się o deszcz!
O
aniołach przy stworzeniu świata
Opowiadają, że przy stworzeniu świata zagadnęli Boga trzej aniołowie.
Pierwszy zapytał:
– Jak Ty to robisz?
Drugi:
– Dlaczego to robisz?
Trzeci:
– W czym można Ci pomóc?
Czwarty:
– Co to wszystko jest warte?
Pierwszy był fizykiem, drugi filozofem, trzeci
filantropem, czwarty kupcem.
Piąty anioł przyglądał się temu dziełu pełen zachwytu i ze wzruszeniem
w oczach wysławiał Stwórcę – to był mistyk
29 września - Święci Archaniołowie Michał, Rafał i Gabriel
Aniołowie są istotami ze swej natury różnymi od ludzi. Należą
do stworzeń, są nam bliscy, dlatego Kościół obchodzi ich święto.
Do ostatniej reformy kalendarza kościelnego (z 14 lutego 1969
r.) istniały trzy odrębne święta: św. Michała czczono 29
września, św. Gabriela - 24 marca, a św. Rafała - 24
października. Obecnie wszyscy trzej archaniołowie są czczeni
wspólnie.
W tradycji chrześcijańskiej
Michał to pierwszy i najważniejszy spośród aniołów
(Dn 10, 13; 12, 1; Ap 12, 7 nn), obdarzony przez Boga
szczególnym zaufaniem i kluczami do nieba. Hebrajskie imię
Mika'el znaczy "Któż jak Bóg". Według tradycji, kiedy
Lucyfer zbuntował się przeciwko Bogu i do buntu namówił część
aniołów, archanioł Michał miał wtedy wystąpić i z okrzykiem
"Któż jak Bog" wypowiedzieć wojnę szatanom.
W Piśmie świętym pięć razy jest mowa o Michale. W księdzie
Daniela jest nazwany "jednym z przedniejszych książąt nieba" (Dn
13, 21) oraz "obrońcą ludu izraelskiego" (Dn 12, 1). Św. Jan
Apostoł określa go w Apokalipsie jako stojącego na czele duchów
niebieskich, walczącego z szatanem (Ap 12, 7). Św. Juda Apostoł
podaje, że jemu właśnie zostało zlecone, by strzegł ciała
Mojżesza po jego śmierci (Jud 9). Św. Paweł Apostoł również o
nim wspomina (2 Tes 4, 16). Jest uważany za anioła
sprawiedliwości i sądu, łaski i zmiłowania. Jeszcze więcej
znaczenie św. Michała akcentują księgi apokryficzne: Księga
Henocha, Apokalipsa Barucha, Apokalipsa Mojżesza itp., w
których Michał występuje jako najważniejsza osoba po Panu Bogu,
jako wykonawca planów Bożych odnośnie ziemi, rodzaju ludzkiego i
Izraela. Michał jest księciem aniołów, który ma klucze do nieba.
Jest aniołem sądu i Bożych kar, ale też aniołem Bożego
miłosierdzia. Pisarze wczesnochrześcijańscy przypisują mu wiele
ze wspomnianych atrybutów; uważają go za anioła od szczególnie
ważnych zleceń Bożych. Piszą o nim m.in. Tertulian, Orygenes,
Hermas i Didymus. Jako praepositus paradisi ma ważyć
dusze na Sądzie Ostatecznym. Jest czczony jako obrońca Ludu
Bożego i dlatego Kościół, spadkobierca Izraela, czci go jako
swego opiekuna. Papież Leon XIII ustanowił osobną modlitwę,
którą kapłani odmawiali po Mszy świętej z ludem do św. Michała o
opiekę nad Kościołem.
Kult św. Michała archanioła jest w chrześcijaństwie bardzo dawny
i żywy. Sięga on wieku II. Symeon Metafrast pisze, że we Frygii,
w Małej Azji, św. Michał miał się objawić w Cheretopa i na
pamiątkę zostawić cudowne źródło, do którego śpieszyły liczne
rzesze pielgrzymów. Podobne sanktuarium było w Chone, w osadzie
odległej 4 km od Kolosów, które nosiło nazwę "Michelion". W
Konstantynopolu kult św. Michała był tak żywy, że posiadał on
tam już w VI w. aż 10 poświęconych sobie kościołów, a w IX w.
kościołów i klasztorów pod jego wezwaniem było tam już 15.
Sozomenos i Nicefor wspominają, że nad Bosforem istniało
sanktuarium św. Michała, założone przez cesarza Konstantyna (w.
IV). W samym zaś Konstantynopolu w V w. istniał obraz św.
Michała, czczony jako cudowny w jednym z klasztorów pod jego
imieniem. Liczni pielgrzymi zabierali ze sobą cząstkę oliwy z
lampy płonącej przed tym obrazem, gdyż według ich opinii miała
ona własności lecznicze. W Etiopii każdy 12 dzień miesiąca był
poświęcony św. Michałowi.
W Polsce powstały dwa zgromadzenia zakonne pod wezwaniem św.
Michała: męskie i żeńskie, założone przez błogosławionego
Bronisława Markiewicza (+ 1912, beatyfikowany przez kard. Józefa
Glempa w Warszawie w czerwcu 2005 r.). Są to michaelici i
michaelitki.
Św. Michał archanioł jest patronem Cesarstwa Rzymskiego, Anglii,
Austrii, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Węgier, Małopolski;
diecezji łomżyńskiej; Amsterdamu, Łańcuta; mierniczych,
radiologów, rytowników, szermierzy, szlifierzy, złotników,
żołnierzy, a także dobrej śmierci.
W ikonografii św. Michał Archanioł przedstawiany jest w tunice i
paliuszu, w szacie władcy, jako wojownik w zbroi. Skrzydła św.
Michała są najczęściej białe, niekiedy pawie. Włosy upięte
opaską lub diademem. Jego atrybutami są: globus, krzyż, laska,
lanca, miecz, oszczep, puklerz, szatan w postaci smoka u nóg lub
skrępowany, tarcza z napisem: Quis ut Deus - "Któż jak
Bóg", waga.
Gabriel po raz pierwszy pojawia się pod tym
imieniem w Księdze Daniela (Dn 8, 15-26; 9, 21-27). W pierwszym
wypadku wyjaśnia Danielowi znaczenie tajemniczej wizji Barana i
Kozła, ilustrującej podbój przez Grecję potężnych państw Medów i
Persów; w drugim wypadku archanioł Gabriel wyjaśnia prorokowi
Danielowi przepowiednię Jeremiasza o 70 tygodniach lat. Imię
"Gabriel" znaczy tyle, co "mąż Boży" albo "wojownik Boży". W
tradycji chrześcijańskiej (Łk 1, 11-20. 26-31) przynosi Dobrą
Nowinę. Ukazuje się Zachariaszowi zapowiadając mu narodziny syna
Jana Chrzciciela. Zwiastuje także Maryi, że zostanie Matką Syna
Bożego.
Według niektórych pisarzy kościelnych Gabriel był aniołem
stróżem Świętej Rodziny. Przychodził w snach do Józefa (Mt 1,
20-24; 2, 13; 2, 19-20). Miał być aniołem pocieszenia w Ogrójcu
(Łk 22, 43) oraz zwiastunem przy zmartwychwstaniu Pana Jezusa (Mt
28, 5-6) i przy Jego wniebowstąpieniu (Dz 1, 10). Niemal
wszystkie obrządki w Kościele uroczystość św. Gabriela mają w
swojej liturgii tuż przed lub tuż po uroczystości Zwiastowania.
Tak było również w liturgii rzymskiej do roku 1969; czczono go
wówczas 24 marca, w przeddzień uroczystości Zwiastowania. Na
Zachodzie osobne święto św. Gabriela przyjęło się dopiero w
wieku X. Papież Benedykt XV w roku 1921 rozszerzył je z
lokalnego na ogólnokościelne. Pius XII 1 kwietnia 1951 r.
ogłosił św. Gabriela patronem telegrafu, telefonu, radia i
telewizji. Św. Gabriel jest ponadto czczony jako patron
dyplomatów, filatelistów, posłańców i pocztowców. W 1705 roku
św. Ludwik Grignion de Montfort założył rodzinę zakonną pod
nazwą Braci św. Gabriela. Zajmują się oni głównie opieką nad
głuchymi i niewidomymi.
W ikonografii św. Gabriel Archanioł występuje niekiedy jako
młodzieniec, przeważnie uskrzydlony i z nimbem. Odziany w tunikę
i paliusz, czasami nosi szaty liturgiczne. Na włosach ma
przepaskę lub diadem. Jego skrzydła bywają z pawich piór.
Szczególnie ulubioną sceną, w której jest przedstawiany w ciągu
wieków, jest Zwiastowanie. Niekiedy przekazuje Maryi jako herold
Boży zapieczętowany list lub zwój. Za atrybut służy mu berło,
lilia, gałązka palmy lub oliwki.
Rafał przedstawił się w Księdze Tobiasza, iż jest
jednym z "siedmiu aniołów, którzy stoją w pogotowiu i wchodzą
przed majestat Pański" (Tb 12, 15). Występuje w niej pod
postacią ludzką, przybiera pospolite imię Azariasz i ofiarowuje
młodemu Tobiaszowi wędrującemu z Niniwy do Rega w Medii swoje
towarzystwo i opiekę. Ratuje go z wielu niebezpiecznych przygód,
przepędza demona Asmodeusza, uzdrawia niewidomego ojca Tobiasza.
Hebrajskie imię Rafael oznacza "Bóg uleczył".
Ponieważ zbyt pochopnie używano imion, które siedmiu archaniołom
nadały apokryfy żydowskie, dlatego synody w Laodycei (361) i w
Rzymie (492 i 745) zakazały ich nadawania. Pozwoliły natomiast
nadawać imiona Michała, Gabriela i Rafała, gdyż o tych wyraźnie
mamy wzmianki w Piśmie świętym. W VII w. istniał już w Wenecji
kościół ku czci św. Rafała. W tym samym wieku miasto Cordoba w
Hiszpanii ogłosiło go swoim patronem.
Św. Rafał Archanioł ukazuje dobroć Opatrzności. Pobożność ludowa
widzi w nim prawzór Anioła Stróża. Jest czczony jako patron
aptekarzy, chorych, lekarzy, emigrantów, pielgrzymów,
podróżujących, uciekinierów, wędrowców, żeglarzy.
W ikonografii św. Rafał Archanioł przedstawiany jest jako
młodzieniec bez zarostu w typowym stroju anioła - tunice i
chlamidzie. Jego atrybutami są: krzyż, laska pielgrzyma,
niekiedy ryba i naczynie. W ujęciu bizantyjskim ukazywany jest z
berłem i globem.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
23 września - Święty o. Pio z Pietrelciny, prezbiter
O. Pio urodził się w
Petrelcinie (na południu Włoch) 25 maja 1887 r. Na chrzcie
otrzymał imię Franciszek. Już w dzieciństwie szukał samotności i
często oddawał się modlitwie i rozmyślaniu. Gdy miał 5 lat,
objawił mu się po raz pierwszy Jezus. W wieku 16 lat Franciszek
przyjął habit kapucyński i otrzymał zakonne imię Pio. Rok
później złożył śluby zakonne i rozpoczął studia
filozoficzno-teologiczne. W 1910 r. przyjął święcenia
kapłańskie. Już wtedy od dawna miał poważne problemy ze
zdrowiem. Po kilku latach kapłaństwa został powołany do wojska.
Ze służby został zwolniony ze względu na zły stan zdrowia. Pod
koniec lipca 1916 r. przybył do San Giovanni Rotondo i tam
przebywał aż do śmierci. Był kierownikiem duchowym młodych
zakonników.
20 września 1918 r. podczas modlitwy przed wizerunkiem Chrystusa
ukrzyżowanego o. Pio otrzymał stygmaty. Na jego dłoniach,
stopach i boku pojawiły się otwarte rany - znaki męki Jezusa.
Wkrótce do San Giovanni Rotondo zaczęły przybywać rzesze
pielgrzymów i dziennikarzy, którzy chcieli zobaczyć niezwykłego
kapucyna. Stygmaty i mistyczne doświadczenia o. Pio były także
przedmiotem wnikliwych badań ze strony Kościoła. W związku z
nimi o. Pio na 2 lata otrzymał zakaz publicznego sprawowania
Eucharystii i spowiadania wiernych. Sam zakonnik przyjął tę
decyzję z wielkim spokojem. Po wydaniu opinii przez dr Festa,
który uznał, że stygmatyczne rany nie są wytłumaczalne z punktu
widzenia nauki, o. Pio mógł ponownie sprawować publicznie
sakramenty.
Ojciec Pio był mistykiem. Często surowo pokutował, bardzo dużo
czasu poświęcał na modlitwę. Wielokrotnie przeżywał ekstazy,
miał wizje Maryi, Jezusa i swojego Anioła Stróża. Bóg obdarzył
go również darem bilokacji - znajdowania się jednocześnie w
dwóch miejscach. Podczas pewnej bitwy w trakcie wojny, o. Pio,
który cały czas przebywał w swoim klasztorze, ostrzegł jednego z
dowódców na Sycylii, by usunął się z miejsca, w którym się
znajdował. Dowódca postąpił zgodnie z tym ostrzeżeniem i w ten
sposób uratował swoje życie - na miejsce, w którym się wcześniej
znajdował, spadł granat.
Włoski zakonnik niezwykłą czcią darzył Eucharystię. Przez długie
godziny przygotowywał się do niej, trwając na modlitwie, i długo
dziękował Bogu po jej odprawieniu. Odprawiane przez o. Pio Msze
święte trwały nieraz nawet dwie godziny. Ich uczestnicy
opowiadali, że ojciec Pio w ich trakcie - zwłaszcza w momencie
Przeistoczenia - w widoczny sposób bardzo cierpiał fizycznie.
Kapucyn z Pietrelciny nie rozstawał się również z różańcem.
W 1922 r. powstała inicjatywa wybudowania szpitala w San
Giovanni Rotondo. Ojciec Pio gorąco ten pomysł poparł. Szpital
szybko się rozrastał, a problemy finansowe przy jego budowie
udawało się szczęśliwie rozwiązać. "Dom Ulgi w Cierpieniu"
otwarto w maju 1956 r. Kroniki zaczęły się zapełniać kolejnymi
świadectwami cudownego uzdrowienia dzięki wstawienniczej
modlitwie o. Pio. Tymczasem zakonnika zaczęły powoli opuszczać
siły, coraz częściej upadał na zdrowiu. Zmarł w swoim klasztorze
23 września 1968 r. Na kilka dni przed jego śmiercią, po 50
latach, zagoiły się stygmaty.
W 1983 r. rozpoczął się proces informacyjny, zakończony w 1990
r. stwierdzeniem przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych jego
ważności. W 1997 r. ogłoszono dekret o heroiczności cnót o. Pio;
rok później - dekret stwierdzający cud uzdrowienia za
wstawiennictwem o. Pio. Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał
beatyfikacji o. Pio w dniu 2 maja 1999 r., a kanonizował go 16
czerwca 2002 r.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
17
września 1939 roku - agresja sowiecka na Polskę
O świcie w dniu 17
września, kiedy oddziały Wojska Polskiego stawiały jeszcze opór
armiom niemieckim, Polska została zaatakowana przez Związek
Sowiecki, związany tajnym sojuszem z III Rzeszą. W tych warunkach
najwyższe władze Rzeczypospolitej i Naczelny Wódz w nocy z 17 na
18 września opuścili terytorium państwa, przechodząc na teren
Rumunii.
W dniu agresji sowieckiej w rękach polskich znajdowała się niemal
połowa terytorium Rzeczypospolitej. Broniła się Warszawa i
Twierdza Modlin. Trwała bitwa nad Bzurą i obrona wybrzeża
morskiego. Toczyły się krwawe boje na Lubelszczyźnie, bronił się
Lwów.
Siły sowieckie liczyły ponad 450 tysięcy żołnierzy. Liczba ta z
każdym dniem wzrastała, dochodząc pod koniec września do około
półtora miliona. W szeregach Wojska Polskiego znajdowało się
jeszcze około 600 tys. żołnierzy, z czego związanych walką z
Niemcami było około 250 tys. Na wschodnich obszarach Polski w
różnego rodzaju jednostkach było ponad 200 tys. żołnierzy. Granica
wschodnia dozorowana była przez niespełna 20 tys. żołnierzy
Korpusu Ochrony Pogranicza.
Wojsko Polskie nie było w stanie skutecznie przeciwstawić się
nowemu agresorowi, zwłaszcza, że ataku z tej strony nie
przewidywano. Jednakże pomimo całkowitego zaskoczenia i przewagi
wschodniego agresora wiele jednostek KOP-u stawiło opór. Długo
utrzymywały swoje pozycje pułki KOP-u „Wilejka”, „Podole” i
„Sarny”. Granicy Broniły bataliony: „Ludwikowo”, „Sienkiewicze”, „Dawidgródek”.
Do historii przeszły obrona Wilna oraz walki polskiej kawalerii
pod Skidlem i Kodziowcami. Bohaterski opór stawiła grupa KOP-u
gen. Wilhelma Orlik-Rückemana, która pod Szackiem i Wytycznem
zadała najeźdźcy ciężkie straty. Szczególnie zacięty charakter
miała dwudniowa obrona Grodna. W oporze stawianym do końca
września Armii Czerwonej uczestniczyło w zwartych jednostkach co
najmniej kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy polskich. Największą
zwartą jednostką była Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”,
licząca ponad 20 tys. żołnierzy broniła się najpierw przed Armią
Czerwoną, a następnie walczyła z Niemcami. Atak na Polskę od
wschodu poważnie osłabił jej możliwości obronne i skrócił w
konsekwencji opór.
W dniu 28 września Niemcy i Sowieci podpisali układ „O granicach i
przyjaźni” modyfikujący pakt Ribbentrop-Mołotow. Zgodnie z nowymi
postanowieniami, granica niemiecko-sowiecka przebiegała na linii
Narwi, Bugu i Sanu. Pod okupacją sowiecką znalazło się ok. 201
tys. km2, w tym co najmniej 5 mln Polaków. Jeden z dodatkowych
tajnych protokołów przewidywał współpracę obu państw w zwalczaniu
polskich dążeń niepodległościowych
artykuł
zaczerpnięto
ze strony
wojsko-polskie.pl
"Tęsknota,
słowo zużyte,
Otwarło mi swoją dal...
Jak różne są rzeczy ukryte
W króciutkim wyrazie: żal."
15 września - Najświętsza Maryja Panna Bolesna
"Oto Ten przeznaczony jest na
upadek... A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły
zamysły serc wielu" (Łk 2,
34a. 35).
Tymi słowami prorok Symeon zapowiedział Maryi, podczas
ofiarowania Jezusa w świątyni, cierpienie. Maryja, jako
najpokorniejsza i najwierniejsza Służebnica Pańska, miała
szczególny udział w dziele zbawczym Chrystusa, wiodącym przez
krzyż.
Przez wiele stuleci Kościół obchodził dwa święta dla uczczenia
cierpień Najświętszej Maryi Panny: w piątek przed Niedzielą
Palmową - Matki Bożej Bolesnej i 15 września - Siedmiu Boleści
Maryi. Pierwsze święto wprowadzono najpierw w Niemczech w roku
1423 w diecezji kolońskiej i nazywano je "Współcierpienie Maryi
dla zadośćuczynienia za gwałty, jakich dokonywali na kościołach
katolickich huszyci". Początkowo obchodzono je w piątek po
trzeciej niedzieli wielkanocnej. W roku 1727 papież Benedykt
XIII rozszerzył je na cały Kościół i przeniósł na piątek przed
Niedzielą Palmową.
Drugie święto ma nieco inny charakter. Czci Bożą Matkę jako
Bolesną i Królową Męczenników nie tyle w aspekcie
chrystologicznym, co historycznym, przypominając ważniejsze
etapy i sceny dramatu Maryi i Jej cierpień. Zaczęli to święto
wprowadzać serwici. Od roku 1667 zaczęło się rozszerzać na
niektóre diecezje. Pius VII w roku 1814 rozszerzył je na cały
Kościół, a dzień święta wyznaczył na trzecią niedzielę września.
Papież św. Pius X ustalił je na 15 września. W Polsce oba święta
rychło się przyjęły. Już stary mszał krakowski z 1484 r. zawiera
Mszę De tribulatione Beatae Virgini oraz drugą: De
quinque doloribus B. M. Virginis. Również mszały wrocławski
z 1512 roku i poznański z 1555 zawierają te Msze.
Oba święta są paralelne do świąt Męki Pańskiej, są w pewnym
stopniu ich odpowiednikiem. Pierwsze bowiem święto łączy się
bezpośrednio z Wielkim Tygodniem, drugie zaś z uroczystością
Podwyższenia św. Krzyża. Ostatnia zmiana kalendarza kościelnego
zniosła święto przed Niedzielą Palmową.
Od XIV w. często pojawiał się motyw siedmiu boleści Maryi. Są
nimi:
1. Proroctwo Symeona (Łk 2, 34-35)
2. Ucieczka do Egiptu (Mt 2, 13-14)
3. Zgubienie Jezusa (Łk 2, 43-45)
4. Spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej
5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa (Mt 27, 32-50; Mk 15, 20b-37; Łk
23, 26-46; J 19, 17-30)
6. Zdjęcie Jezusa z krzyża (Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19,
38-42)
7. Złożenie Jezusa do grobu (Mt 27, 57-61; Mk 15, 42-47; Łk 23,
50-54; J 19, 38-42)
Jest rzeczą niezaprzeczalną, że Maryja wiele wycierpiała jako Matka
Zbawiciela. Nie wiemy, czy dokładnie wiedziała, co czeka Jej
Syna. Niektórzy pisarze kościelni uważają to za rzecz oczywistą.
Ich zdaniem, skoro Maryja została obdarzona szczególniejszym
światłem Ducha Świętego odnośnie rozumienia Ksiąg świętych,
gdzie na wielu miejscach i nieraz bardzo szczegółowo jest
zapowiedziana męka i śmierć Zbawiciela świata, to również
wiedziała o przyszłych cierpieniach Syna. Inni pisarze,
powołując się na miejsca, gdzie kilka razy jest podkreślone, że
Maryja nie rozumiała wszystkiego, co się działo, są przekonani,
że Maryja nie była wtajemniczona we wszystkie szczegóły życia i
śmierci Jej Syna.
Maryja nie była tylko biernym świadkiem cierpień Pana Jezusa,
ale miała w nich najpełniejszy udział. Jest nie do pomyślenia
nawet na płaszczyźnie samej natury, aby matka nie doznawała
cierpień na widok syna. Maryja cierpiała jak nikt na ziemi z
ludzi. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że Jej Syn jest
Zbawicielem rodzaju ludzkiego.
Wśród świętych, którzy wyróżniali się szczególniejszym
nabożeństwem do Matki Bożej Bolesnej, należy wymienić siedmiu
Założycieli zakonu Serwitów (w. XIII), św. Bernardyna (+ 1444),
bł. Władysława z Gielniowa (+ 1505), św. Pawła od Krzyża,
założyciela pasjonistów (+ 1775) i św. Gabriela Perdolente,
który sobie obrał imię zakonne Gabriel od Boleści Maryi (+
1860).
Ikonografia chrześcijańska zwykła przedstawiać Matkę Bożą
Bolesną w trojaki sposób: najdawniejsze wizerunki pokazują
Maryję pod krzyżem Chrystusa, nieco późniejsze (od XIV w.) jako
Piętę, czyli Maryję z Jezusem złożonym po śmierci na Jej
kolanach. W tym czasie pojawiają się obrazy i figury Maryi z
mieczem, który przebija jej pierś czy też serce. Potem pojawia
się więcej mieczy - do siedmiu włącznie. Znany jest także
średniowieczny hymn
Stabat Mater.
Wątek współcierpienia Maryi w dziele odkupienia znajduje swoje
odzwierciedlenie także w znanym polskim nabożeństwie
wielkopostnym -
Gorzkich Żalów.
Przez wspomnienie Maryi Bolesnej uświadamiamy sobie cierpienia,
jakie były udziałem Matki Bożej, która - jak nikt inny - była
zjednoczona z Chrystusem, również w Jego męce, cierpieniu i
śmierci.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
14 września - Podwyższenie Krzyża Świętego
W roku 70 Jerozolima została zdobyta i zburzona przez
Rzymian. Nastały wielkie prześladowania religii Chrystusa
trwające prawie 300 lat. Dopiero po ustaniu prześladowań, matka
cesarza rzymskiego Konstantyna, św. Helena, około 320 roku
kazała szukać Krzyża, na którym umarł Pan Jezus.
Po długich poszukiwaniach Krzyż znaleziono 14 września 320 r. W
związku z tym wydarzeniem zbudowano w Jerozolimie na Golgocie
dwie bazyliki: Męczenników (Martyrium) i Zmartwychwstania
(Anastasis). Bazylika Męczenników nazywana była także
Bazyliką Krzyża. 13 września 335 r. odbyło się uroczyste
poświęcenie i przekazanie miejscowemu biskupowi obydwu bazylik.
Na tę pamiątkę obchodzono co roku 13 września uroczystość
Podwyższenia Krzyża świętego. Później przeniesiono to święto na
14 września - najpierw dla tych kościołów, które posiadały
relikwie Krzyża, potem zaś dla całego Kościoła Powszechnego.
W 614 r. na Ziemię Świętą napadli Persowie pod wodzą Chozroeza. Zburzyli
wówczas wszystkie kościoły, także i kościół Bożego Grobu, a
wiedząc, jak wielkiej czci doznaje Krzyż Pana Jezusa, zabrali go
ze sobą. Cały świat modlił się o odzyskanie Krzyża Świętego. Po
zwycięstwie, jakie cesarz Herakliusz odniósł nad Chozroezem, w
traktacie pokojowym Persowie zostali zmuszeni do oddania świętej
relikwii (628). Podanie głosi, że kiedy sam cesarz chciał na
swoich ramionach zanieść Krzyż Chrystusa na Kalwarię, mógł to
uczynić dopiero wówczas, kiedy zdjął swoje królewskie szaty.
Jest to legenda, gdyż ze świadectwa św. Cyryla Jerozolimskiego
(+ 387) wiemy, że już za jego czasów czcigodną relikwię
podzielono na drobne części i rozesłano je niemal po wszystkich
okolicznych kościołach.
Kościół w Krzyżu Jezusa widział zawsze ołtarz, na którym Syn
Boży dokonał zbawienia świata. Dlatego każda jego cząstka, tak
obficie zroszona Jego Najświętszą Krwią, doznawała zawsze
szczególnej czci. Nie chodzi w tym wypadku o autentyczność
poszczególnych relikwii, ale o fakt, że przypominają one Krzyż
Chrystusa i wielkie dzieło, jakie się na nim dokonało dla dobra
rodzaju ludzkiego.
O ukrzyżowaniu Pana Jezusa piszą wszyscy Ewangeliści. Co więcej,
podają bardzo szczegółowe okoliczności tego wydarzenia. Według
świadectwa ewangelistów Pan Jezus został ukrzyżowany około
godziny 12, a umarł o godzinie 15. Jego pogrzeb odbył się ok.
godziny 17.
Kara ukrzyżowania była u Żydów znana, chociaż w prawie
mojżeszowym nie była przewidziana. Aleksander Janneusz (103-76
przed Chrystusem) użył jej dla ukarania zbuntowanych przeciwko
niemu faryzeuszów. Natomiast była to kara powszechnie stosowana
przez Fenicjan, Kartagińczyków, Persów i Rzymian. Ci ostatni
jednak nie stosowali jej wobec obywateli rzymskich. Była to
bowiem kara hańbiąca (szubienica) i bardzo okrutna. Skazańca
odzierano z szat, rzucano go na ziemię, rozciągano mu ramiona i
nogi, przybijając je do krzyża. Skazaniec konał z omdlenia i
gorączki, dusił się. Na domiar złego wisielca nękało mnóstwo
komarów, a bywało, że konającego rozrywały sępy. Krzyż miał
zwykle kształt litery T (tau). Ponieważ śmierć na krzyżu miała
wszystkie znamiona hańby, dlatego cesarz Konstantyn Wielki
zniósł karę śmierci przez ukrzyżowanie (316). Szubienica została
ponownie wprowadzona w średniowieczu, jednak nie miała już
kształtu krzyża.
Największą część drzewa Krzyża świętego posiada obecnie kościół św. Guduli
w Brukseli. Bazylika św. Piotra w Rzymie przechowuje część
relikwii, którą cesarze bizantyjscy nosili na piersi w czasie
największych uroczystości. W skarbcu katedry paryskiej jest
cząstka Krzyża świętego, podarowana przez polską królową Annę
Gonzagę, którą miała otrzymać od króla Jana Kazimierza.
Największą część Krzyża świętego w Polsce posiadał kościół
dominikanów w Lublinie. Stosunkowo dużą część Krzyża świętego
posiada kościół św. Krzyża na Łysej Górze pod Kielcami. Miał ją
podarować benedyktynom św. Emeryk (+ 1031), syn św. Stefana,
króla Węgier (+ 1038). Od tej relikwii i klasztoru pochodzi
nazwa "Góry Świętokrzyskie". Wreszcie dość znaczna relikwia
Krzyża świętego znajduje się w Bazylice Krzyża Świętego w
Rzymie.
Ku czci Krzyża Świętego wzniesiono mnóstwo kościołów. W samej
Polsce jest ich ponad 100. Istnieje również kilka rodzin
zakonnych - męskich i żeńskich - pod nazwą Świętego Krzyża.
Wśród nich najliczniejsze to Zgromadzenie Św. Krzyża, założone w
1837 r., a zatwierdzone przez Rzym w 1855 r.
Na czele czcicieli Krzyża stoi św. Paweł Apostoł. Szczególnym
nabożeństwem do Krzyża wyróżniała się św. Helena, cesarzowa.
Jednak na wielką skalę kult Krzyża zapoczątkowało średniowiecze,
kiedy to bardzo żywo i powszechnie rozwinął się kult męki
Pańskiej. Wśród świętych wyróżnili się tym nabożeństwem: św.
Bernard (+ 1153), św. Franciszek z Asyżu (+ 1226), św.
Bonawentura (+ 1274), św. Filip Benicjusz (+ 1285), a w latach
późniejszych bł. Władysław z Gielniowa (+ 1505), św. Piotr z
Alkantary (+ 1562), św. Jan od Krzyża (+ 1591) i św. Paweł od
Krzyża (+ 1775). W nagrodę za serdeczne nabożeństwo do swojej
męki Jezus obdarzył wielu świętych darem stygmatów. Dzieje
Kościoła znają aż 330 podobnych wypadków. Pierwszy stwierdzony
historycznie fakt stygmatów spotykamy u św. Franciszka z Asyżu.
W ostatnich czasach mówiło się głośno o stygmatykach: Teresie
Neumann z Konnersreuth (+ 1962) i o św. o. Pio (+ 1969) -
zakonniku kapucynie.
Od I w. spotykamy krzyże wypisywane, rysowane czy ryte graficznie - i to w
najróżnorodniejszych formach i symbolice, której postacią
naczelną jest zawsze Chrystus. Od IV w. spotykamy krzyże bez
Ukrzyżowanego, ale za to bogato wykładane szlachetnymi
kamieniami i złotem (crux gemmata). Ich forma jest także
różna. Tak np. spotykamy krzyże: Chrystusa, Piotra, Andrzeja,
św. Pachomiusza, krzyż etiopski, ormiański, jerozolimski itp. We
wczesnym średniowieczu zwykło się wyrabiać krzyże (pasje) z
wizerunkiem Chrystusa, ale z koroną królewską (diademem) na
głowie. Od wieku XII datują się krzyże współczesne, pełne wyrazu
cierpienia i grozy. Najdawniejszy krzyż znaleziono w Herkulanum,
w jednym z domów zasypanego przez wulkan (Wezuwiusz) w roku 63 i
79, którego to odkrycia dokonano w 1748 roku. Na jednej ze ścian
domu znaleziono wyraźny odcisk dużego krzyża, który tam wisiał.
Jest nawet otwór po gwoździu w ścianie, na którym ten krzyż był
umieszczony.
Krzyż Chrystusa czci się także czyniąc znak krzyża. Początkowo
czyniono krzyż nad przedmiotami, kreśląc go dłonią. Miał on być
wyznaniem wiary, chronić od nieszczęść, sprowadzać Boże
błogosławieństwo. Zwyczaj ten sięga również pierwszych wieków
chrześcijaństwa. Był on nadto traktowany jako credo
katolickie, streszczenie najważniejszych prawd wiary. Słowami
podkreślano wiarę w Boga w Trójcy Świętej jedynego, a ruchem
ręki podkreślano nasze zbawienie przez Chrystusową mękę i
śmierć. O znaku krzyża świętego pisze już Tertulian (+ ok. 240).
Św. Hieronim mówi o nim w liście do Eustochii. Pierwsi
chrześcijanie tym znakiem posługiwali się bardzo często. Kościół
zachował ten zwyczaj, kiedy w liturgii błogosławi swoich
wiernych.
Dzisiejsze święto przypomina nam wielkie znaczenie krzyża jako
symbolu chrześcijaństwa i uświadamia, że nie możemy go traktować
jedynie jako elementu dekoracji naszego mieszkania, miejsca
pracy czy jednego z wielu elementów naszego codziennego stroju.
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
8 września - narodzenie Najświętszej Maryi Panny
Pismo Święte nigdzie nie wspomina o narodzinach Maryi. Tradycja
jednak przekazuje, że Jej rodzicami byli św. Anna i św. Joachim.
Byli oni pobożnymi Żydami. Mimo sędziwego wieku nie mieli dziecka.
W tamtych czasach uważane to było za karę za grzechy przodków.
Dlatego Anna i Joachim gorliwie prosili Boga o dziecko. Bóg
wysłuchał ich próśb i w nagrodę za pokładaną w Nim bezgraniczną
ufność sprawił, że Anna urodziła córkę, Maryję.
Nie znamy miejsca urodzenia Maryi ani też daty Jej przyjścia na
ziemię. Według wszelkich dostępnych nam informacji, Maryja
przyszła na świat pomiędzy 20. a 16. rokiem przed narodzeniem Pana
Jezusa.
Z pism apokryficznych mówiących o Maryi należałoby wymienić przede
wszystkim: Protoewangelię Jakuba, Ewangelię Pseudo-Mateusza,
Ewangelię Narodzenia Maryi, Ewangelię arabską o Młodości
Chrystusa, Historię Józefa Cieśli i Księgę o Przejściu
Maryi. Największy wpływ wywarła na tradycję Kościoła
Protoewangelia Jakuba. Pochodzi ona bowiem z roku ok. 150,
więc jest bardzo bliska Ewangelii św. Jana. Stamtąd właśnie
dowiadujemy się, że rodzicami Maryi byli św. Joachim i św. Anna, i
że Maryja jako kilkuletnie dziecię została przez rodziców
ofiarowana w świątyni, gdzie też zamieszkała. Śladem tego opisu
jest obchodzone w Kościele wspomnienie Ofiarowania Najświętszej
Maryi Panny w dniu 21 listopada.
Pierwsze wzmianki o liturgicznym obchodzie narodzin Maryi pochodzą
z VI w. Święto powstało prawdopodobnie w Syrii, gdy po Soborze
Efeskim kult maryjny w Kościele przybrał zdecydowanie na sile.
Wprowadzenie tego święta przypisuje się papieżowi św. Sergiuszowi
I w 688 r. Na Wschodzie uroczystość ta musiała istnieć wcześniej,
bo kazania-homilie wygłaszali o niej św. German (+ 732) i św. Jan
Damasceński (+ 749). W Rzymie gromadzono się w dniu tego święta w
kościele św. Adriana, który był przerobiony z dawnej sali senatu
rzymskiego, po czym w uroczystej procesji udawali się wszyscy z
zapalonymi świecami do Bazyliki Matki Bożej Większej.
Datę 8 września Kościół przyjął ze Wschodu - w tym dniu obchód ten
znajdował się w sakramentarzach gelazjańskim i gregoriańskim.
Święto rozszerzało się w Kościele dość wolno - wynikało to m.in. z
tego, że wszelkie informacje o okolicznościach narodzenia Bożej
Rodzicielki pochodziły z apokryfów.
W Polsce święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny ma także nazwę
Matki Bożej Siewnej. Był bowiem dawny zwyczaj, że dopiero po tym
święcie i uprzątnięciu pól, zaczynano orkę i siew. Lud chciał
najpierw, aby rzucone w ziemię ziarno pobłogosławiła Boża
Rodzicielka. Do ziarna siewnego mieszano ziarno wyłuskane z
kłosów, które były wraz z kwiatami i ziołami poświęcane w
uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, by uprosić sobie dobry
urodzaj. Na Podhalu święto 8 września nazywano Zitosiewną, gdyż
tam sieje się wtedy żyto. W święto Matki Bożej Siewnej urządzano
także dożynki.
We Włoszech i niektórych krajach łacińskich istnieje kult
Maryi-Dziecięcia. We Włoszech istnieją nawet sanktuaria - a więc
miejsca, gdzie są czczone jako cudowne figurki i obrazy
Maryi-Niemowlęcia w kołysce. Do nich należą między innymi:
Madonna Bambina w Forno Canavese, Madonna Bambina w
katedrze mediolańskiej - najwspanialszej świątyni wzniesionej pod
wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny; Madonna Bambina
w kaplicy domu generalnego Sióstr Miłosierdzia. Matka
Boża-Dzieciątko jest główną Patronką tego zgromadzenia. Czwarte
sanktuarium Matki Bożej-Dzieciątka jest w Mercatello - znajduje
się tam obraz namalowany przez św. Weronikę Giuliani (+ 1727).
Dzisiejsze święto przypomina nam, że Maryja była zwykłym
człowiekiem. Choć zachowana od zepsucia grzechu, przez całe życie
posiadała wolną wolę, nie była do niczego zdeterminowana. Tak jak
każdy z nas miała swoich rodziców, rosła, bawiła się, pomagała w
prowadzeniu domu, miała swoich znajomych i krewnych. Dopiero Jej
zaufanie, posłuszeństwo i pełna zawierzenia odpowiedź na Boży głos
sprawiły, że "będą Ją chwalić wszystkie pokolenia".
artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
|
POWITANIE SZKOŁY
Wakacje minęły,
Uleciały jak chmurki na niebie.
Dzieci plecaki wzięły
I biegną szkoło do ciebie
Z pytaniami:
-Czy tęskniłaś za nami?
-Czy brak ci było gwaru, hałasu?
-Czy na odpoczynek miałaś dużo czasu ?
I tak dzieci pytały,
I tak szkole marudziły,
Że szkoła odpowiadać nie miała już siły.
Szkoła cichutko drzwi uchyliła ,
I dzieci do siebie zaprosiła.
Wrzesień rozpoczyna jesień.
Jeśli wrzesień jest ciepły i suchy, pewno
październik nie oszczędzi pluchy.
Gdy nadejdzie jesień, chłop ma zawsze
pełną stodołę i kieszeń.
Gdy we wrześniu krety kopią po nizinach,
będzie wietrzna, ale lekka zima.
Gdy we wrześniu plucha – będzie zima
sucha.
Gdy wrzesień bez deszczów będzie, w zimie
wiatrów pełno wszędzie.
Im głębiej we wrześniu grzebią się
robaki, tym srożej się zima da ludziom we znaki.
Nie sposób
pominąć w miesiącu wrześniu tego, co tak było tragiczne dla Polski i
Europy, a jest nią wybuch drugiej wojny światowej wywołanej przez
fanatycznego mordercy, którego imię na tej stronie trudno wypowiadać.
Nasza pamięć i nasza modlitwa za tych, którzy w tak bestialski sposób
zginęli na frontach wojny i tylu obozach zagłady, niech będzie
szczególnym obowiązkiem nas, chrześcijan. Wiemy bowiem i pamiętamy, że
17 dnia tego samego miesiąca nasza ojczyzna doznała drugiego ciosu, tym
razem ze wschodu. Jeszcze w pamięci wielu tkwi realnie żołnierz, który
wraca z frontu, ale nieraz dla wielu mąż, ojciec, brat, czy siostra już
nie wróciła. Warto podjąć refleksję, jak to uczynił w wierszu nieznany
autor: "ja i ten co go zabił mogliśmy być w tym samym wieku".
Ks.
Krystian
Żołnierz
polski
Ze spuszczoną głową, powoli
idzie żołnierz z niemieckiej niewoli.
Dudnią drogi, ciągną obce wojska,
a nad nimi złota jesień polska.
Usiadł żołnierz pod brzozą u drogi,
opatruje obolałe nogi.
Jego pułk rozbili pod Rawą,
a on bił się, a on bił się krwawo,
szedł z bagnetem na czołgi żelazne,
ale przeszły, zdeptały na miazgę.
Pod Warszawą dał ostatni wystrzał,
potem szedł. Przez ruiny. Przez zgliszcza.
Jego dom podpalili Niemcy!
A on nie ma broni, on się nie mści...
Hej, ty brzozo, hej, ty
brzozo-płaczko,
smutno szumisz nad jego tułaczką,
opłakujesz i armię rozbitą,
i złe losy, i Rzeczpospolitą...
Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
zasłuchany w tę skargę brzozową,
bez broni, bez orła na czapce,
bezdomny na ziemi-matce.
Władysław Broniewski
A teraz coś o nas:
W pięknie lasu ukryty strach
Kości mych przodków pochłonął piach
W starym okopie leżę i słyszę
jak głos historii rozdziera ciszę
-przykładam ucho do ziemi...
W korzeniach drzew starego lasu
Rdza żre odłamek spróchniałym zębem czasu
W tym miejscu gdzie leżę zamyślony
Leżał ktoś ze strachu skurczony
I pomyśl czasem o tym człowieku
Że on ,
ja i ten co go zabił mogliśmy być w tym samym wieku!
Tu grzmiały armaty budząc trwogę
-sześćdziesiąt lat temu
A ja ich przestać słyszeć nie mogę!!!
I kiedy w swej duszy współczesność wyciszysz
Tak jak ja głos umarłych wyraźnie usłyszysz.
Autor
nieznany
10 PRZYKAZAŃ WSPÓŁCZESNEGO ŚWIATA
Jam jest rozum i wolność twa, która
cię wywiodłam z religii – zabobonu.
1. Nie będziesz miał cudzych bogów
przede mną, bo przecież w ogóle nie ma Boga.
2. Nie będziesz brał imienia Pana
Boga twego nadaremno, bo po co, skoro nie istnieje.
3. Pamiętaj, abyś dzień święty
święcił, chyba, że jest organizowana wyprzedaż.
4. Czcij ojca swego i matkę swoją,
chyba, że uważasz, że nie mają racji.
5. Nie zabijaj zwierząt. Ludzi też
nie, chyba, że to nienarodzone dzieci lub
nieproduktywni starcy.
6. Nie cudzołóż, chyba, że oboje
macie ochotę.
7. Nie kradnij, chyba, że natrafi
się okazja.
8. Nie mów fałszywego świadectwa
przeciw bliźniemu twemu, chyba, że dla
własnych, prywatnych celów.
9. Nie będziesz pożądał żony
bliźniego twego, chyba, że jest piękna i atrakcyjna.
10. Ani żadnej rzeczy, która jego
jest, chyba, że masz na nią ochotę.
Nie wszystko można, co
się chce. O tym doskonale wiemy. Ale są sprawy, które trzeba, choć ich
się wcale nie chce. Nie jeden z nas nie lubi tego, co robi, a jednak
robi, bo tak trzeba, w imię wyższych celów. Nie zawsze mamy ochotę
spełniać zasady, które wydają się przecież najlepsze, choć czujemy, że
ich niespełnienie jest grzechem, a grzech jest brakiem dobra.
Można nie czynić zła,
ale nie czyniąc dobra robimy tak, że w końcu zła jest więcej. I w nas –
najpierw, potem wokół nas. „Dobre czyny pójdą przed nami przed tron
Boga” – można już przeczytać w Piśmie świętym Starego Testamentu. Oby
czynów dobra, które przecież wypływają z zasad przestrzegania Bożych
przykazań w imię miłości Boga i człowieka było w przez nas jak
najwięcej. W końcu niech kiedyś o nas mówią tylko dobrze, albo nie mówią
wcale.
Ks. Krystian
Zapamiętane z wakacji
Będąc przejazdem w okolicach Żywca warto
wstąpić do Ślemienia na Kumorkowe Gronie. Tak pierwotnie nazwane zostało
wzgórze koło Ślemienia. Dzisiaj znane jako: Jasna Górka – Miejsce Kultu
Matki Boskiej.
Na stokach tego wzgórza, na skraju lasu
stoi murowany kościółek(1866r) – budowany w stylu
baroku. W ołtarzu czczony jest obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
Jest to XIX wieczna kopia obrazu
Jasnogórskiego malowana na desce, wykonana przez Błażeja Luksa w
Częstochowie.
Obraz jest zasłaniany dwiema zasuwami: jedna
przedstawia wizerunek św. Anny ze św. Joachimem i Maryją, druga
przedstawia objawienie Matki Bożej w Fatimie.
Nad wejściem do kościoła, we wgłębieniu
okiennym wieży oddzielonym żelazną balustradą stoi z daleka widoczna
statua Niepokalanej Maryi Panny ze złożonymi rękami w geście modlitewnym
i twarzą wzniesioną ku niebu.
Pod kościółkiem znajduje się kamienna grota w kształcie tunelu zamknięta
wnęką z figurą Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia. Pod wnęką wypływa
woda ze źródła uznanego za cudowne.
Na uwagę zasługuje również usytuowanie kościółka, gdyż z tego miejsca
rozciąga się niezwykle piękny widok na całą panoramę Beskidu Małego z
malowniczą doliną rzeki Łękawki. Takie miejsce pobudza do większych
refleksji. To przystań do kontemplowania piękna życia i przyrody, to
przystań do cichej modlitwy.
WIOSKA MARYJNA
Bardzo szczęśliwa jest
Ślemieńska wioska
Bo w niej Częstochowska mieszka Matka Boska
Dniami, nocami tęsknimy za wioską.
Chcielibyśmy co dzień widzieć Matkę Boską
Ona jest Polski niebieska Królowa
W Ślemieniu na groniu mała Częstochowa
Ludzie z innych wiosek tak nam powiadają,
Że bardzo szczęśliwi i dobrze się mają.
A nam do szczęścia nic więcej nie trzeba,
Bo na Jasnej Górce skarb ziemi
i nieba.
I źródło, w którym było objawienie,
Nie jeden otrzymał z niego uzdrowienie.
W żadnym nieszczęściu nie jesteśmy sami,
Bo się Matka Boża opiekuje nami.
Nas nie przestrasza żadne
wojowanie.
Przy Bożej pomocy nic nam się nie stanie.
Katarzyna
Gawronowa (miejscowa poetka)
Widok z Groty
Grota
Podzieliła się:
D. Hopko
Bajka
o zasmuconym smutku
Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z
piaskiem.
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i
zapytała:
\"Kim jesteś?\" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,
a blade wargi wyszeptały: \"Ja? ... Nazywają mnie smutkiem\"
\"Ach! Smutek!\", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała
dobrego znajomego.
\"Znasz mnie?\", zapytał smutek niedowierzająco.
\"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
\"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, \"to dlaczego nie uciekasz przede
mną.
Nie boisz się?\" \"A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły?
Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą
ucieka.
Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?\" \"Ja ... jestem
smutny.\"
odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. \"Smutny jesteś ...\",
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. \"A co Cię tak bardzo
zasmuciło?\"
Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył. \"Ach, ... wiesz ...\", zaczął powoli i z
namysłem,
\"najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem.
Boją się mnie jak morowej zarazy.\" I znowu westchnął.
\"Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.
A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej
obecności.\"
\"Masz rację,\", potwierdziła staruszka, \"ja też często widuję takich
ludzi.\"
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. \"Przecież ja tylko chcę pomóc
każdemu człowiekowi.
Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.
Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany,
która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.
Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.
Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem.
Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.\" Smutek zamilkł.
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
\"Płacz, płacz smutku.\", wyszeptała czule.
\"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił.
Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim
towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię
nie pokona.\"
Smutek nagle przestał płakać.
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
\"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?\"
\"Ja?\", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak
beztrosko,
jak małe dziecko. \"JA JESTEM NADZIEJĄ!\"
Są takie przymuszenia...
Nasze czasy charakteryzują się
tym, ze mamy wiele kontaktów, ale mało spotkań. A nawet jeśli już do nich
dojdzie, to często są powierzchowne, interesowne. To nie pomaga żyć. Tak
wielu ludzi, a brak człowieka.
ks. K. Pawlina
Spotkanie formacyjne
Drugiego
czerwca br jako przedstawiciele Parafialnej Rady Duszpasterskiej
uczestniczyliśmy w corocznym spotkaniu formacyjnym w Diecezjalnym
Domu Formacyjnym w Nysie wraz z dekanatem Głogówek, Kędzierzyn, Łany i
Tworków.
1. Spotkanie rozpoczęło się mszą św.
odprawioną przez księdza Waldemara Musioła
(dyrektora Wydziału Duszpasterskiego Kurii Diecezjalnej w Opolu oraz
Opiekuna Rad Parafialnych ).
2. Następnie
wysłuchaliśmy prelekcji „ Jak budować Kościół bez „kielni i malty””
wygłoszonej przez ks. Krzysztofa Trembeckiego – rekolekcjonistę i kapelana
DDF który zwrócił uwagę między innymi na:
przykazanie miłości „abyście się
wzajemnie miłowali”
-
dostrzeganie Boga w drugim człowieku pozwala miłować każdego – biednego,
bezdomnego, brudnego a nawet wroga. Nie ma ludzi lepszych ani gorszych – to my
musimy podejmować decyzje. Jeżeli będziemy widzieli Boga w każdym człowieku, to
drugorzędną sprawą stanie się to, w co on wierzy i jak postępuje. Będziemy
zwracali bowiem uwagę na człowieka – dzieło Boga i przedmiot Jego miłości.
- dojrzałe spojrzenie na Kościół, kim
jest Kościół i po co jest Kościół – Kościół to Jezus Chrystus, on jest
głową Kościoła, a Kościół jest Jego Ciałem. Kościół należy do niego
i wszyscy, którzy nazywają się uczniami lub wyznawcami Chrystusa, należą
do Kościoła i to na Jego warunkach. Jezus nie wstydzi się Kościoła
mimo że jest źle, nie obraża się ale cierpi. Kościół to Chrystus – nawet
opluty. Przebaczyć – zrozumieć i naprawić. Kościół to wspólnota – zawsze
razem, gdyż bardzo trudno jest przeżywać i praktykować wiarę w pojedynkę w
środowisku religijnie obojętnym czy wrogim. Zło chce opanować świat
posługując się wieloma sposobami – okrutnymi jak też udając dobro.
Nie zrobić czegoś dobrego – to jest pokusa szatańska. Człowiek związany z
Bogiem jest silny i zły duch się go boi. „W kim Chrystus nie żył, ten już
nie żył” potwierdzone słowa z obozów zagłady. Kościół – żywa budowla, z
żywych kamieni.
- zadania rad duszpasterskich –
rozeznanie potrzeb, zachowanie jedności , wspomaganie proboszcza w
sprawach dotyczących całokształtu życia parafialnego.
3. Następnie zwiedziliśmy Klasztor
„Elżbietanek” -
'''Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety''' (patronki od 1850) – jest to
żeńskie zgromadzenie zakonne powstałe 27 września 1842 z inicjatywy
4 młodych mieszkanek Nysy (Marii i Matyldy Merkert, Franciszki Werner,
Klary Wolf), zdecydowanych rozpocząć wspólne dzieło, służbę chorym i
ubogim mieszkańcom Nysy, zawierzając Najświętszemu Sercu Pana Jezusa.
Wszystkie należały do III Zakonu św. Franciszka. Pierwszą Matką Generalną
Zgromadzenia była Maria Merkert od 1859. Nazywano ją Śląską Samarytanką i
Matką Ubogich. Proces beatyfikacyjny, rozpoczęty na szczeblu diecezjalnym
w 1985 zakończyła uroczysta beatyfikacja Matki Założycielki 30 września
2007 w Nysie. Zgromadzenie jest wspólnotą kontemplacyjno-czynną, łączącą
codzienną modlitwę z posługą człowiekowi. W 2006 liczyło ok. 1000
sióstr, pracujących na całym świecie. Posiada liczne placówki
w Polsce i zagranicą m.in. w Brazylii, Boliwii, Gruzji, Litwie,
Nowosybirsku, Ziemi Świętej. Dom Generalny Zgromadzenia mieści się w
Rzymie. Zgromadzenie działa na wielu polach, siostry pracują w szpitalach
jako pielęgniarki oraz w przedszkolach i szkołach jako katechetki.
Prowadzą domy dziecka, domy opieki, zakłady wychowawcze, internaty.
„Służba
człowiekowi choremu przez Marię Merkert była bardzo oryginalna.
Razem ze współzałożycielkami zaczęła wyszukiwać i odwiedzać chorych w ich
domach, którzy wegetowali w ukryciu, w biedzie, nie mając środków, aby się
leczyć. Sam fakt chodzenia po domach, odwiedzania chorych tam ukrytych,
już był w ówczesnym okresie czymś dziwnym, wyjątkowym, oryginalnym, czymś
nowym. A to, że zdobyła się na odwagę, aby jako kobieta wraz ze swoimi
współsiostrami otaczać opieką chorych mężczyzn, dla tamtych dni było może
nawet czymś gorszącym. Nie cofnęła się przed niczym, byleby tylko móc
służyć Chrystusowi w człowieku cierpiącym. Bo jej służba nie znała granic”
.
Fragment z homilii Arcybiskupa A.
Nossola 2002
4. Wysłuchanie
prelekcji „Turystyka pielgrzymkowa współczesnym narzędziem
ewangelizacyjnym” – ks. W. Musioła i Nabożeństwo zakończyło nasze
spotkanie formacyjne.
„Pamiętajmy, że nie idziemy z duchem
czasu, ale z Duchem Świętym”.
Danuta Hopko
Chcesz wziąć udział w pielgrzymce,
w pogłębianiu swojej wiary i spotkać się z Bogiem w miejscach naznaczonych
Jego obecnością kliknij poniżej
www.pielgrzymki.nasza-wiara.pl
Modlitwa o pokój serca
Panie, daj mi pokój serca.
Oddal ode mnie gniew,
nienawiść, pragnienie zemsty.
Modlę się za tych, którzy mnie
zranili słowem,
Czynem, obojętnością,
niezrozumieniem.
Daj mi siłę, bym umiał
przebaczać.
Jezu, który powiedziałeś
„błogosławieni cisi”,
Uciszaj moje wewnętrzne burze
I pomóż mi lepiej zrozumieć
siebie….(Ef4.26)
Jak się modlić?
Wśród trzech najważniejszych dobrych uczynków chyba najwięcej kłopotów
jest z modlitwą. Wielu pyta: Jak się modlić? Od kogo warto uczyć się
modlitwy? Katechizm podpowiada, żeby starać się przede wszystkim
zrozumieć przykład Jezusa. Z obrazu modlącego się Nauczyciela rodzi się
w uczniu nie tylko pragnienie modlitwy, ale i jej umiejętność.
Najpierw trzeba rozważać samą osobę Jezusa na modlitwie. Modlący się
Jezus już uczy modlitwy. Zaczyna ujawniać się "modlitwa synowska". Ona
stanowi wzór. "Modlitwa Jezusa jest Jego pokornym i ufnym powierzaniem
się woli Ojca." Ofiarując siebie samego, Chrystus ofiaruje Ojcu także
ludzi. Jego modlitwa "niesie wszystkich". Drogą naszej modlitwy jest
więc Jego modlitwa do Ojca. I tak naśladując Syna, dzieci uczą się
zwracać do Ojca.
Przyglądając się osobistemu przykładowi Jezusa i Jego Ewangelii, można
poznać charakterystykę chrześcijańskiej, indywidualnej modlitwy. Zaczyna
się ona dziękczynieniem (J 11, 41). Jest miłującym przylgnięciem do woli
Ojca. "Modlitwa i oddanie się stanowią integralną całość."
Stąd modlitwa chrześcijanina jest "komunią miłości" (Mt 11,25-30).
Dobra modlitwa podejmowana jest z ufnością. Wypływa z wiary, która jest
dziecięcym przybiegnięciem do Boga ponad tym, co czujemy i rozumiemy.
Jest świadoma, uważna, bez pośpiechu; pokorna, cierpliwa i wytrwała.
Towarzyszy jej szlachetna intencja, tzn. troska o współdziałanie z wolą
Bożą. Potrzebna jest cisza, spokojne miejsce, przestrzeń samotności.
Powinna być także wypowiadana własnymi słowami. Ale unikająca
gadatliwości. Związana jest z godną postawą ciała. Ale przede wszystkim
z czystym sercem. Chrześcijanin powinien być wolny od grzechu ciężkiego.
Choć prośby nie są najważniejsze, Jezus zachęca jednak do "synowskiej
śmiałości". I uczy, w jaki sposób należy prosić: "przed otrzymaniem daru
Jezus przylgnął do Tego, który daje. Bo Dawca jest cenniejszy niż dar,
który jest udzielany jako dodatek" (Mt 6, 21. 33). Ewangelia podkreśla
też warunek przebaczenia i pojednania ze wszystkimi bliźnimi (Mt5,
23-24).
Czasem modlitwa towarzyszy podróży lub wykonywanym pracom. To dobra
praktyka. Jednak nie może zastąpić sytuacji, w których modlitwa stanowi
pierwszoplanowe i jedyne zajęcie. Wtedy dopiero Bóg jest zasadniczym
przedmiotem naszego zainteresowania. To zła praktyka, gdy transmisja
Mszy Świętej staje się tłem np. dla domowej krzątaniny w kuchni: słyszę
słowa konsekracji i... smażę sobie placki. Jeżeli nie uczestniczysz w
tej liturgii, wyłącz radio lub telewizor.
ks. Jan Sawicki
Jak sól
Żył sobie kiedyś pewien
król, który nosił szlachetne imię Henryk Mądry. Posiadał trzy córki, o
imionach: Alba, Bet-tina i Szarlota. W skrytości król najbardziej
uwielbiał Szarlotę. Będąc zmuszony do tego, aby zdecydować o tym,
która z nich będzie następczynią tronu, wezwał je wszystkie do siebie
i zapytał: «Moje kochane córki, jak bardzo mnie kochacie?»
Najstarsza
odpowiedziała mu: «Ojcze, kocham cię jak światło dnia, jak słońce,
które obdarowuje drzewa swoim ciepłem. Ty jesteś moim światłem!».
Szczęśliwy król,
kazał usiąść Albie przy swojej prawicy, po czym zawołał drugą córkę.
Bettina powiedziała mu: «Ojcze, kocham cię jak największy skarb
świata, twoja mądrość jest o wiele cenniejsza od złota i drogocennych
kamieni. Ty jesteś moim bogactwem!».
Pocieszony i
uszczęśliwiony wyznaniem córki ojciec, kazał jej usiąść po swojej
lewicy. Potem zawołał Szarlotę. «A ty, moja malutka, jak bardzo mnie
kochasz?», zapytał ją z czułością. Dziewczyna spojrzała mu prosto w
oczy i powiedziała bez żadnego wahania: «Ojcze, kocham cię tak bardzo
jak sól kuchenną!».
Król zaniemówił: «Co
powiedziałaś?».
«Ojcze, kocham cię
jak sól kuchenną?».
Król nie zdołał
powstrzymać swego gniewu i krzyknął ze złością: «Niewdzięcznico! Jak
śmiesz traktować mnie w ten sposób ty, która byłaś jasnością moich
oczu. Precz ode mnie! Pozbawiam cię mojego ojcostwa i każę ci się
wynieść!».
Biedna Szarlota, nie
mogąc powstrzymać się od płaczu, musiała opuścić dwór i królestwo
swojego ojca. Zaczęła więc pracować w kuchni ościennego króla. A że
była piękna, dobra i umiała wspaniale gotować, już w niedługim czasie
została główną kuchmistrzynią króla. Pewnego dnia przybył z wizytą do
pałacu król Henryk. Wszyscy mówili o nim, że był bardzo smutny i
samotny. Miał trzy córki, ale pierwsza z nich uciekła z pewnym
kalifornijskim gitarzystą, druga wyjechała do Australii, aby hodować
tam kangury, a najmłodsza z nich została wygnana przez samego króla.
Szarlota natychmiast
rozpoznała swojego ojca. Poszła zaraz do kuchni i zaczęła
przygotowywać najwspanialsze potrawy. Jednak zamiast dodawać do nich
soli dosypywała cukier.
Podczas całego obiadu
wszyscy kręcili nosami i robili miny: każdy próbował jakieś danie i w
chwilę po tym w nieprzyzwoity sposób wypluwał je w serwetkę.
Rozwścieczony król
nakazał przywołać do siebie kucharkę.
Wezwana Szarlota
powiedziała wtedy spokojnie: «Kiedyś mój ojciec wygnał mnie z domu za
to, że powiedziałam mu, iż kocham go jak sól kuchenną, która nadaje
smaku wszystkim potrawom. Właśnie dlatego nie chcąc mu zrobić kolejnej
przykrości dodałam do wszystkich potraw cukier».
Król Henryk podniósł
się ze łzami w oczach: «To sól mądrości przemawia przez twoje słowa,
moja córko. Przebacz mi i przyjmij moją koronę».
Zarządzono wielkie
przyjęcie, a wszyscy zaproszeni płakali z radości: ówczesne królewskie
kroniki zaświadczają, że wszystkie ich łzy były słone.
«Jesteście solą ziemi» (Mt 5,13).
Bruno Ferrero
Echo
Ojciec z synem chodzili po górach. Nagle chłopiec potknął się i upadł
krzycząc:
- Aaach!!!
Ku swemu zdziwieniu usłyszał głos powtarzający gdzieś wśród gór:
- Aaach!!!
Zaciekawiony zapytał:
- Kim jesteś?
W odpowiedzi usłyszał:
- Kim jesteś?
Rozgniewał się i krzyknął:
- Tchórz!
I zaraz usłyszał:
- Tchórz!
Spojrzał na swego ojca i zapytał:
- O co tu chodzi?
Ojciec uśmiechnął się:
- Uważaj, mój synu.
I krzyknął w stronę gór:
- Uwielbiam Cię!
Głos odpowiedział:
- Uwielbiam Cię!
Ponownie człowiek krzyknął:
- Jesteś najlepszy!
Głos odpowiedział:
- Jesteś najlepszy!
Chłopiec nadal nic nie rozumiał. Ojciec wyjaśnił:
- Ludzie nazywają to echem, lecz tak naprawdę takie właśnie jest życie.
Oddaje Ci wszystko, co powiedziałeś lub zrobiłeś. Nasze życie jest
odbiciem naszego działania. Jeżeli pragniesz więcej miłości na świecie,
stwórz więcej miłości w swoim sercu. Jeżeli pragniesz więcej umiejętności
i odpowiedzialności w swojej grupie, pogłębiaj własne umiejętności.
Wzajemność wkrada się we wszystkie aspekty życia. Życie zwraca Ci
wszystko, co w nie włożyłeś. Twoje życie to nie zbieg okoliczności. To
odbicie Ciebie samego.
Nie gadaj tyle.
Nie mów bez końca, co myślisz,
co uważasz, co twierdzisz, co
chciałbyś, coś już zrobił, jakie masz plany, zamiary,
nadzieje, perspektywy, szanse,
z czym się nie zgadzasz, czemu się sprzeciwiasz,
czego nie chcesz, przeciwko czemu
protestujesz - w ciągłej obawie, że ktoś może
nie wiedzieć o tobie czegoś bardzo
ważnego, w ciągłej obawie, że inni mogą cię
przesłonić. Nie mów tyle.
Zamilcz, bo będziesz jak pusty plac targowy,
po którym wiatr rozrzuca śmieci.
Uspokój się, żebyś mógł odnaleźć siebie.
(ks. Maliński)
NIBY NIEWAŻNE
Kiedy czujesz się zraniony, czasami próbujesz wmówić sobie, że cię to nie
obchodzi: osoba, która cię skrzywdziła, nagroda, której nie wygrałeś,
okrutny uczynek lub słowo, które zostało bezmyślnie wypowiedziane.
Udawanie, że nic się nie stało, to w pewien sposób unikanie prawdziwego
życia, bo próbując udawać, że coś cię nie obchodzi, niepostrzeżenie
odcinasz także swoje uczucia. Więc nie odczuwasz szczęścia, smutku,
złości, nie czujesz się kochany i nie czujesz, że kochasz.
Sposób na przebrnięcie przez to, co cię boli, polega na zbliżeniu się do
tego, pozwoleniu sobie poczuć, pozwoleniu sobie na płacz, który cię
oczyści i zmyje ból. Udawanie, że nic się nie stało, prowadzi do tego, że
tak naprawdę przestajesz w ogóle cokolwiek odczuwać i w rezultacie
przestajesz tak naprawdę żyć. Tak więc pozwól sobie to poczuć! Czuj, płacz
i zdrowiej. Tak, abyś znowu mógł czuć, że coś się dzieje. Abyś mógł żyć.
Abyś mógł kochać.
Daphne Rose Kingma
Tłumaczenie: MARTA WOŹNIAK
Mądrość chińska
Pieniędzmi możesz kupić budynek, ale nie dom.
Możesz kupić pościel, ale nie sen.
Możesz kupić zegarek, ale nie czas.
Możesz kupić książkę, ale nie wiedzę.
Możesz kupić stanowisko, ale nie uznanie.
Możesz kupić życie, ale nie duszę.
Możesz kupić seks, ale nie miłość.
Zastanów się, czy dla pieniędzy warto „się zabijać”
"Ani ja"
Pewnego dnia, kiedy laureatka
Pokojowej Nagrody Nobla, Matka Teresa, pracowała w slumsach, opatrując
rany umierającego, trędowatego, amerykański turysta obserwujący tę scenę
zapytał, czy może zrobić zdjęcie. Uzyskał pozwolenie, ale widząc czułość,
z jaką świątobliwa kobieta nakładała bandaże na krwawą, cuchnącą ranę w
miejscu, w którym kiedyś znajdował się nos trędowatego, powiedział z
mieszaniną grozy i wstrętu:
- Siostro, nie zrobiłbym tego za dziesięć milionów dolarów!
- Ani ja, mój przyjacielu - odparła Matka Teresa - ani ja.
Fatalne Dni
Jakie to dziwne, że jedna chwila może być przepełniona miłością,
intensywnością doznań i ... codziennymi zmartwieniami. Jeśli dorastanie
jest procesem tworzenia wyobrażeń i marzeń o tym, jak powinno wyglądać
życie, to dojrzałość jest akceptacją życia takim, jakie ono jest.
Wciąż od nowa przekonuję się, że nie jestem wystarczająco do czegoś
zdolna, twórcza, czy wnikliwa. Nie potrafię znaleźć pocieszenia i spokoju
tak, jak sobie wyobrażałam.
Czasem rezygnujemy z pewnych codziennych czynności lub przyjemności. Mamy
wtedy trochę czasu, by napisać list do przyjaciela, upiec ciasto dla (
zmarłej ) babci, takie samo, jak kiedyś piekła Ona sama ... Trudno nam
jednak cieszyć się tym wszystkim. A życie nadal się toczy.
Skoro chorzy i umierający godzą się w końcu ze swą śmiercią, my
postanowiliśmy zrezygnować z prawa do spokojnych nocy i niczym nie
zmąconych dni. Być może dzięki tym, którzy od nas odeszli, potrafimy
zrozumieć, że przez szczeliny takich fatalnych dni prześwieca promień
miłości, życia i wspólnych, niezapomnianych chwil.
nieco zmieniony fragment Mary Beth
Danielson
Niespodzianka dla swoich
Znanego francuskiego pisarza F.
Mauriaca (1885 - 1970) zagadnął kiedyś ironicznie pewien dziennikarz:
- Panie Mauriac, szanuję pana jako człowieka wykształconego i mądrego.
Stoi pan mocno w świecie. Ale jednego nie mogę zrozumieć: tego, że pan
jest katolikiem. Jak może pan wierzyć w życie po śmierci? Jak pan sobie to
wyobraża? Jak ma ono - pańskim zdaniem - wyglądać?
Laureat literackiej nagrody Nobla (1952) odpowiedział zaskakująco:
- Ja sobie w ogóle niczego nie wyobrażam. Zostawiam tę sprawę Panu Bogu i
nie mieszam się w to, jaką niespodziankę chce On zgotować dla swoich.
Od dzisiaj:
1. Pamiętaj, że od twojego wyboru zależy, co widzisz, co
myślisz i co słyszysz. Jedna osoba widzi filiżankę do połowy pustą, a
druga do połowy pełną. Jedna osoba widzi piękny ogród za oknem, a druga
brudną szybę.
2. Codziennie sobie przypominaj, że TO ŻYCIE TO JEST TO, że
masz ograniczony czas i chcesz jak najlepiej go wykorzystać.
3. Codziennie przypomnij sobie, że świat już jest piękny i
nie trzeba go zmieniać. Możesz natomiast zmienić siebie.
4. Jeżeli dopadnie cię chandra - jak najszybciej znajdź
sobie jakieś zajęcie. Zajmij się czymś przez 5 minut, inwestując całą
swoją energię. Po tych pięciu minutach poczujesz się lepiej.
5. Wiedz, że najlepszym sposobem na polepszenie własnego
samopoczucia jest zrobienie czegoś dla kogoś innego.
6. Jeżeli dopadnie cię pokusa bycia nieszczęśliwym
przeczytaj poniższe słowa umierającego starca:
Gdybym jeszcze raz miał przeżyć moje życie, tym razem usiłowałbym
popełniać więcej błędów.
Nie starałbym się być taki doskonały. Więcej bym odpoczywał. Rozluźniałbym
się, byłbym bardziej beztroski i wiele spraw traktował poważniej. Byłbym
bardziej szalony.
Wykorzystywałbym więcej szans, więcej bym podróżował, przewędrował więcej
gór,
przypłynął więcej rzek, odwiedził więcej nie znanych mi miejsc. Jadłbym
więcej lodów, a mniej sałaty.
Miałbym więcej prawdziwych, a mniej wydumanych zmartwień!
Prawda jest taka, że byłem jednym z ludzi, którzy godzina za godziną,
dzień za dniem,
pędzili asekuracyjny tryb życia, roztropny i przemyślany. Och, gdybym
znowu mógł przeżyć moje życie, delektowałbym się każdą chwilą. Gdybym miał
jeszcze raz przeżyć moje życie, tym razem podróżowałbym z małym bagażem.
Gdybym miał jeszcze raz przeżyć życie, wiosną wyskakiwałbym boso z łóżka,
a jesienią wstawał później, więcej bym jeździł na karuzeli, obejrzał
więcej wschodów słońca i więcej bym się bawił z dziećmi. Gdybym miał
przeżyć życie od nowa... Ale nie przeżyję.
(Andrew Matthews - Bądź szczęśliwy!)
Książka prawdę ci powie
Według ogólnie przyjętych sądów o wyborze lektur decyduje
wykształcenie, poziom intelektualny, nawyki wyniesione z domu, wreszcie
moda i szlachetny rodzaj snobizmu. Tymczasem okazuje się, iż to, po jaką
książkę sięgamy najczęściej zależy w dużej mierze od naszego charakteru.
Literackie gusta i upodobania są na ogół stałe i świadczą o osobowości
człowieka
A. Ludzie preferujący książki z dziedziny mitologii są często
osobnikami kontrowersyjnymi, pozostającymi w konflikcie z życiem,
otoczeniem i sobą. Mają skłonność do filozofowania, a ich zmysł praktyczny
cechuje swoista dwoistość. Niespodziewanie zaradni i przebojowi na jednych
polach, bywają zagubieni i oderwani od życia w innych dziedzinach,
wykazując nierzadko absolutny brak instynktu samozachowawczego.
B. Zwolennicy powieści to osoby ceniące solidność,
odpowiedzialność i pracowitość. Potrafią walczyć o prawdy niepopularne,
nawet jeśli przysparza im to kłopotów. W miłości szukają u partnerów
przede wszystkim uczucia i bezpieczeństwa.
C. Wielbicieli poezji cechuje wrażliwość i uczuciowość, a
nierzadko nadmiar sentymentalizmu, który drażni otoczenie. Przed prozą
życia chronią się w świecie marzeń, nie lubią podejmować decyzji i
zamykają oczy na brutalne strony codzienności. Ale, co zaskakujące, wolą
towarzystwo ludzi śmiałych, odważnych i twardych, a nie podobnych sobie
marzycieli.
D. Bajki, starannie nieraz to ukrywając, wybierają osoby lubiące
przyrodę, zwierzęta i ceniące sobie życie rodzinne. Są dobrymi
psychologami, świetnie rozumiejącymi dzieci. Po trochu artyści, po trochu
esteci, częściej niż inni narażeni są na miłosne rozczarowania.
E. Humor - po pozycje z tej dziedziny sięgają osoby ze
skłonnością do ironii i sceptycyzmu, obdarzeni twórczą inteligencją.
Ambitni i wymagający wobec otoczenia, są świetnymi przyjaciółmi w
potrzebie. Można na nich liczyć w trudnych sytuacjach
PRZEBACZENIE
Pewien dobry, aczkolwiek słaby chrześcijanin spowiadał się,
jak zwykle, u swojego proboszcza. Jego spowiedzi przypominały zepsutą
płytę:
zawsze te same uchybienia, a przede wszystkim ten sam poważny grzech.
- Koniec tego! - powiedział mu pewnego dnia zdecydowanym tonem proboszcz.
- Nie możesz żartować sobie z Boga.
Naprawdę ostatni już raz rozgrzeszam cię z tego przewinienia.
Pamiętaj o tym!
Ale po piętnastu dniach człowiek znów przyszedł do spowiedzi wyznając ten
sam grzech.
Spowiednik naprawdę stracił cierpliwość:
- Uprzedzałem cię, że nie dam ci rozgrzeszenia.
Tylko w ten sposób się nauczysz...
Poniżony i zawstydzony mężczyzna podniósł się z klęczek.
Dokładnie nad konfesjonałem, zawieszony był na ścianie wielki, gipsowy
krzyż.
Człowiek wzniósł nań swe spojrzenie.
I właśnie w tym momencie gipsowy Chrystus z krzyża ożywił się,
podniósł swoje ramię i uczynił znak przebaczenia:
"Rozgrzeszam cię z twojej winy..."
Każdy z nas związany jest z Bogiem, pewną nitką.
Kiedy popełniamy grzech, ta nić się przerywa.
Ale kiedy ubolewamy nad naszą winą - Bóg zawiązuje na nitce supełek
i w ten sposób staję się ona krótsza. Przebaczenie zbliża nas do Boga
"Czy przesiałeś przez trzy sita?"
Do mądrego Sokratesa przybiegł ktoś wzburzony i rzekł: "Posłuchaj
Sokratesie, tego, co ci muszę powiedzieć jako twój przyjaciel..." "Stój,
zaczekaj - przerwał mędrzec. - Czyś przesiał to, co mi chcesz powiedzieć
przez trzy sita?" "Jakie to sita?" - zapytał przybyły ze zdziwieniem.
"Tak, drogi przyjacielu, przez trzy sita! Zobaczymy, czy to, co mi
zamierzasz oznajmić, przejdzie przez te trzy sita. Pierwszym sitem jest
prawda. Czy sprawdziłeś, czy to, co chcesz mi opowiedzieć, jest prawdą?"
"Nie, tego nie sprawdziłem, ja tylko słyszałem i..." "A więc tak. W takim
razie może sprawdziłeś to sitem dobroci? Skoro nie wiadomo, czy to prawda,
może jest to przynajmniej dobre?" Rozmówca stwierdził, ociągając się: "Nie
mogę powiedzieć, aby to było dobre, przeciwnie".
"Hm, hm! - przerwał mu mędrzec. - Skoro tak, to zastosujemy trzecie sito:
czy uważasz za konieczne opowiadać mi o czymś, co ciebie samego tak
podnieca?" "Nie, nie uważam tego za konieczne..." "W takim razie -
uśmiechnął się mędrzec - skoro to, co chcesz mi opowiedzieć, nie jest ani
prawdziwe, ani dobre, ani konieczne, zapomnij o tym i nie obciążaj samego
siebie ani mnie takimi rzeczami." Ilu nieprawdziwymi, niedobrymi i
niepotrzebnymi sprawami obciążamy siebie, a nieraz tez innych..."
(Autor nieznany)
|