Parafia p.w. Św. Józefa

 
   

 

 

VARIA  

Listopad - warto wiedzieć

 

Listopad - jedenasty miesiąc w roku wg używanego w Polsce kalendarza gregoriańskiego, ma 30dni. Nazwa miesiąca (wg Brucknera) pochodzi od opadających jesienią liści.       Łacińska  nazwa November  została zapożyczona przez większość języków europejskich.

 

 

 

 

 
 

Myśl na dzisiejszy dzień

 

 

 

 

 

 

„ Moja Ojczyzna”

Kto mi powiada, że moja ojczyzna
Pola, zieloność, okopy
Chaty i kwiaty, i sioła – niech wyzna
Że – to jej stopy.

Dziecka – nikt z ramion matki nie odbiera
Pacholę – do kolan jej sięga
Syn – piersi dorósł i ramię podpiera
To – praw mych księga

Ojczyzna moja nie stąd wstawa czołem
Ja ciałem zza Eufratu
A duchem sponad Chaosu się wziąłem
Czynsz płacę światu

Naród mię żaden nie zbawił ni stworzył
Wieczność pamiętam przed wiekiem
Klucz Dawidowy usta mi otworzył
Rzym nazwał człekiem

Ojczyzny mojej stopy okrwawione
Włosami otrzeć na piasku
Padam: lecz znam jej i twarz i koronę
Słońca słońc blasku

Dziadowie moi nie znali też innej
Ja nóg jej ręką tykałem
Sandału rzemień nieraz na nich gminy
Ucałowałem

Niechże nie uczą mię, gdzie ma ojczyzna
Bo pola, sioła, okopy
I krew, i ciało, i ta jego blizna
To ślad – lub – stopy

                                                             Cyprian Kamil Norwid

 

 

 

11 listopada - Narodowe Święto Niepodległości

 

 

 

Bo wciąż na jawie widzę

I co noc mi się śni,

Że TA, CO NIE ZGINĘŁA,

Wyrośnie z naszej krwi.

                                                    Edward Słoński  

 

 

Warczą karabiny i dzwonią pałasze,

To Piłsudski ruszył w pole, a z nim wojsko nasze.

Wodzu, wodzu miły, przywódź świętej sprawie

I każ trąbić trębaczowi, gdy staniem w Warszawie.

Wisłą pieśń poleci - falami jasnemi,

Że nie będzie już Moskali na piastowskiej ziemi.

                                                                               Autor nieznany

 

Święto Niepodległości

W dniu 11 listopada 1918 r. marszałek francuski F. Foch w imieniu państw sprzymierzonych podyktował delegacji niemieckiej warunki zakończenia działań wojennych. Niemcy podpisały rozejm. Było to w wagonie kolejowym niedaleko Compiegne pod Paryżem. W ten sposób zakończyła się I wojna światowa. Brały w niej udział 33 państwa; w czasie jej trwania zmobilizowano 70 milionów ludzi, 10 milionów poniosło śmierć, a prawie 20 milionów zostało rannych. Upadły 3 cesarstwa, zniszczono dorobek, na który pracowały całe pokolenia. Po wojnie zawarto nowe traktaty pokojowe, zmieniły się granice państwowe oraz formy rządów.

Dzień 11 listopada 1918 roku był przełomowym momentem w dziejach Europy, ale przede wszystkim w dziejach Polski. Po 123 latach niewoli narodowej i powstańczych zrywów wolnościowych Polska odzyskała niepodległość. Nadeszła upragniona wolność. Dnia 10 listopada 1918 r. do kraju powrócił Józef Piłsudski, od lipca 1917 r. internowany przez Niemców w Magdeburgu. 11 listopada Rada Regencyjna przekazała mu naczelne dowództwo polskich sił zbrojnych. W Warszawie rozpoczęło się, trwające już w innych miastach, rozbrajanie wojsk okupacyjnych.

 Dzień 11 listopada został ustanowiony - ustawą Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z 1937 r. - polskim świętem narodowym i pozostawał oficjalnie świętem państwowym RP do roku 1944. W roku 1945 komunistyczne władze PRL jako święto państwowe ustanowiły dzień 22 lipca. Święto Niepodległości, obchodzone w dniu 11 listopada, zostało przywrócone przez Sejm RP dopiero w roku 1989. W tym dniu Polska oddaje też hołd marszałkowi J. Piłsudskiemu, spoczywającemu w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów w podziemiach Katedry Wawelskiej.

Ten szczególny dzień skłania do refleksji na temat patriotyzmu. W godnym i uroczystym przeżyciu tego święta pomaga nam udział w liturgii Eucharystycznej, tym bardziej, że w tym roku wypada ono w niedzielę. Centralne obchody Święta Niepodległości odbywają się w Warszawie i są transmitowane przez radio i telewizję. Oglądamy wówczas wspaniałe defilady wojskowe, słuchamy przemówień ważnych osobistości i widzimy, jak oficjalne delegacje składają kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza. W tym dniu - jak co roku - ks. Prymas w Bazylice Archikatedralnej na Starym Mieście, a ks. Biskup Polowy w Katedrze Wojska Polskiego w Warszawie odprawiają Mszę św. za Ojczyznę. Modlitwy za poległych w obronie Ojczyzny zanoszone są też w innych świątyniach w kraju i poza jego granicami. Organizowane są także uroczyste apele żołnierskie i harcerskie, pod pomnikami bohaterów narodowych składane są kwiaty i palone są znicze na grobach żołnierzy. Gmachy państwowe, domy oraz ulice dekorowane są polskimi flagami. Dzień ten staje się dla wielu osób lekcją patriotyzmu.

 Patriotyzm jest obowiązkiem obywatelskim

Patriotyzm to indywidualna i społeczna postawa, oznaczająca przywiązanie i miłość do własnej ojczyzny. Obejmuje on przeszłość, teraźniejszość i przyszłość kraju.

Obecnie w Polsce zmienia się struktura życia społecznego. Nasza Ojczyzna przeżywa rozmaite przeobrażenia, ale patriotyzm ciągle powinien stać na straży godności naszego Narodu, jego kultury i obyczajów, czyli dziedzictwa naszych ojców. Dziś na forum publicznym mało się pisze i mówi o patriotyzmie. W mediach prawie nie ma dyskusji na ten temat. Ludzie, zapytani czy czują się patriotami, zazwyczaj odpowiadają, że tak, i z pewnością nie jest to deklaracja bez pokrycia. Patriotyzm jest jednym z podstawowych obowiązków obywatelskich. Przychodzimy na świat w konkretnej ojczyźnie, pochodzimy z określonego terytorium kulturowego, mamy swój język i tradycję, a nawet specyficzną mentalność. Nie bez wpływu na naszą świadomość indywidualną i narodową jest to, gdzie się wychowujemy, jakie czytamy książki, jakiej słuchamy muzyki, jakie przedstawienia teatralne oglądamy i jakie odwiedzamy muzea czy kto jest dla nas bohaterem narodowym. Zawsze wyrastamy i otrzymujemy (bądź nie) patriotyczne wychowanie na konkretnym podłożu kulturowym.

 Patriotyzm nie jest nieuporządkowaną miłością ziemi

Patriotyzm nie ogranicza się do miłości własnej ziemi, choć utrata ojczystego terytorium z pewnością jest wielkim nieszczęściem, o czym świadczą dramatyczne dzieje naszego Narodu. Patriotyzm jest wartością ponad ustrojową, ponad partyjną, ponadklasową. Jego najpełniejszym sprawdzianem są czyny podjęte dla ojczyzny, a nie wypowiadane słowa, choćby najpiękniejsze.

Współcześnie słowo patriotyzm nierzadko pojawia się w kontekście nacjonalizmu. Jednak pierwszeństwo miłości ojczyzny przed innymi krajami nie może być traktowane jako ksenofobia czy nacjonalizm. Taki pogląd bierze się stąd, że niektórzy niesłusznie myślą, iż dbać w pierwszej mierze o ojczyznę jest czymś złym, podczas gdy naturalne jest, że najpierw dba się o swoją rodzinę, a później o przyjaciół czy znajomych. Jednak w patriotyzmie nie ma miejsca na nienawiść innych narodów - bałwochwalczy kult swego narodu nie jest prawdziwą miłością ojczyzny. Patriota kocha swoją ojczyznę, mimo że dostrzega wady swoich rodaków, tak jak kocha się swoich bliskich, mimo ich niedoskonałości. Natomiast nacjonalista uważa, że jego naród jest najlepszy, wywyższa go ponad inne i częstokroć wiąże się to z nienawiścią do innych narodów. Zawsze potrzebny jest wysiłek, aby nie ulec uprzedzeniom i pogardzie dla obcych. Patriotyzm to miłość ojczyzny, a ojczyzna to ludzie, kultura, historia, religia, obyczaje, w których wyrośliśmy; i wiele innych ważnych spraw.

 Patriotyzm urzeczywistnia się w rozmaity sposób

Ojczyznę zwykle porównuje się do matki, która daje życie i troszczy się o rozwój swych dzieci. Patriotyzm zaś porównuje się do miłości rodziny. Patriota wcale nie musi wszystkim obwieszczać, że nim jest, tak jak nie mówi się kilka razy dziennie, że kocha się rodziców, ale po prostu się im służy. Miłość ojczyzny to nie chwilowe wzruszenie, ale uczciwa i twórcza praca dla niej, jak również rzetelne zdobywanie wiedzy, odpowiedzialność w polityce, dbałość o język ojczysty w mowie i w piśmie, troska o rodzinę, szacunek dla tradycji, dla wartości narodowych i chrześcijańskich oraz zdolność ponoszenia codziennych ofiar. Patriotyzm to także pamięć o przodkach, zainteresowanie rodzimą kulturą, historią i teraźniejszością. Przejawia się on również w trosce o dobre imię ojczyzny, o jej godność. Heroiczne czyny wymagane są rzadko. Patriotą nie jest się tylko podczas wielkich zagrożeń, ale jest się nim także na co dzień wtedy, gdy szanuje się symbole narodowe, kiedy pamięta się o ważnych wydarzeniach i rocznicach. Patriotyzm nie musi kojarzyć się z weteranami, orderami czy z natchnionym romantycznym poetą. Patriotyzm to miłość, a miłość to wierność w służbie. Ks. Piotr Skarga tak się modlił: Wszechmogący, Wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie. Piękna to modlitwa, bo człowiek jest nie tylko dzieckiem rodziców, ale także dzieckiem swojego narodu, mniej lub bardziej w nim zakorzenionym.

 Wszyscy są odpowiedzialni za ducha patriotyzmu

W Polsce zmieniły się warunki polityczno-społeczne, przestało istnieć zagrożenie granic. Zainteresowania przesunęły się ze "starodawnych dziejów" na czasy obecne. Młodzież jest dumna i cieszy się z dokonań wielkich Polaków, z pozytywnych przemian, które zmierzają do naprawy Rzeczypospolitej. Otwieramy własne serca dla innych, chcemy żyć w zgodzie z innymi ludźmi, widząc w tym wolę Boga, który jest Ojcem wszystkich ludów i narodów. Dzisiaj patriotyzm wyraża się też w solidnej pracy nad sobą i w trosce o dobro wspólne, aby ludzie mogli żyć bezpiecznie i godnie.

Do budzenia patriotyzmu w młodym pokoleniu winny włączyć się różne instytucje i organizacje, środowiska i osoby, rodzina i szkoła oraz Kościół i mass media. Młodych ludzi powinien pociągać dobry przykład osób szczerze zatroskanych o Polskę. Patriotyzm trzeba w narodzie pielęgnować. Wymaga to niemałej troski nas wszystkich i trud ten jest udziałem wielu ludzi, zarówno mieszkających w Polsce, jak i za granicą.

Pracując w Chicago, wiele razy widziałem zatroskanie Polonii o Ojczyznę. Podziwiałem ducha patriotyzmu mieszkających tam Polaków, zapał polskich harcerzy, wspaniale zorganizowaną paradę 3-majową. Podziwiałem dbałość o polskie szkoły i kościoły, o wydawanie prasy polonijnej i o tworzenie patriotycznych programów radiowych. Prężnie działające tam organizacje polonijne wiele razy wspierały Polaków żyjących w Ojczyźnie i podtrzymywały wśród Polonii ducha patriotyzmu. Patriotyzm za oceanem ożywiały też spotkania rodzinne i świąteczne, przyjacielskie rozmowy przy stole, pogawędki, a także polskie piosenki i pieśni śpiewane ku pokrzepieniu serc.

Obchody Święta Niepodległości łączą nas, Polaków mieszkających w kraju i na uchodźctwie. To święto łączy Polaków żyjących w Stanach Zjednoczonych, którzy świętują w tym dniu Dzień Weteranów, oraz Polaków mieszkających w Kanadzie, którzy w tym dniu świętują Dzień Pamięci. Ducha patriotyzmu Polaków podtrzymują solidne korzenie, ale nadal potrzebna jest troska o zachowanie wartości duchowych i materialnych kultury. Wtedy ludzie będą kochać i siebie nawzajem, i Ojczyznę, a żołnierze w pokoju dożyją emerytury. Młode pokolenia natomiast będą mogły spokojnie przeżywać zarówno zwyczajne, jak i świąteczne dni.

 ks. Stanisław Groń SJ

 

 


4 listopada - Święty Karol Boromeusz, biskup

Święty Karol Boromeusz
Karol urodził się na zamku Arona 3 października 1538 r. jako syn arystokratycznego rodu, spokrewnionego z rodem Medici. Ojciec Karola wyróżniał się prawością charakteru, głęboką religijnością i miłosierdziem dla ubogich. To miłosierdzie będzie dla Karola, nawet już jako kardynała, ideałem życia chrześcijańskiego.
Już w młodym wieku Karol posiadał wielki majątek. Kiedy miał zaledwie 7 lat, biskup Lodi dał mu suknię klerycką, przeznaczając go w ten sposób do stanu duchownego. Takie były ówczesne zwyczaje. Dwa lata później zmarła matka Karola. Aby zapewnić mu odpowiednie warunki na przyszłość, mianowano go w wieku 12 lat opatem w rodzinnej miejscowości. Młodzieniec nie pochwalał jednak tego zwyczaju i wymógł na ojcu, żeby dochody z opactwa przeznaczano na ubogich.
Pierwsze nauki pobierał Karol na zamku rodzinnym w Arona. Po ukończeniu studiów w domu wyjechał zaraz na uniwersytet do Pawii, gdzie zakończył studia podwójnym doktoratem z prawa kościelnego i cywilnego (1559). W tym samym roku jego wuj został wybrany na papieża (Pius IV). Za jego przyczyną Karol trafił do Rzymu i został mianowany protonotariuszem apostolskim i referentem w sygnaturze. Już w rok później, w 23. roku życia, został mianowany kardynałem i arcybiskupem Mediolanu (z obowiązkiem pozostawania w Rzymie), mimo że święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później (1563). W latach następnych papież mianował siostrzeńca kardynałem-protektorem Portugalii, Niderlandów (Belgii i Holandii) oraz katolików szwajcarskich, ponadto opiekunem wielu zakonów i archiprezbiterem bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Urzędy te i tytuły dawały Karolowi rocznie ogromny dochód. Było to jawne nadużycie, jakie wkradło się do Kościoła w owym czasie. Pius IV był znany ze swej słabości do nepotyzmu. Karol jednak bardzo poważnie traktował powierzone sobie obowiązki, a sumy, jakie przynosiły mu skumulowane godności i urzędy, przeznaczał hojnie na cele dobroczynne i kościelne. Sam żył ubogo jak mnich.
Wkrótce Karol stał się pierwszą po papieżu osobą w Kurii Rzymskiej. Praktycznie nic nie mogło się bez niego dziać. Papież ślepo mu ufał. Nazywano go "okiem papieża". Dzięki temu udało się mu uporządkować wiele spraw, usunąć wiele nadużyć. Nie miał względu na urodzenie, ale na charakter i przydatność kandydata do godności kościelnych. Dlatego usuwał bezwzględnie ludzi niegodnych i karierowiczów. Takie postępowanie zjednało mu licznych i nieprzejednanych wrogów. Dlatego zaraz po wyborze nowego papieża, św. Piusa V (1567), musiał opuścić Rzym. Bardzo się z tego ucieszył, gdyż mógł zająć się teraz bezpośrednio archidiecezją mediolańską. Kiedy był w Rzymie, mianował wprawdzie swojego wikariusza i kazał sobie posyłać dokładne sprawozdania o stanie diecezji, zastrzegł sobie też wszystkie ważniejsze decyzje. Teraz jednak był faktycznym pasterzem swojej owczarni.

 Z całą wrodzoną sobie energią zabrał się do pracy. W 1564 r. otworzył wyższe seminarium duchowne (jedno z pierwszych na świecie). W kilku innych miastach założył seminaria niższe, by dla seminarium w Mediolanie dostarczyć kandydatów już odpowiednio przygotowanych. Prowadzenie seminarium powierzył oblatom św. Ambrożego, zgromadzeniu kapłanów diecezjalnych, które istnieje po dzień dzisiejszy. Zaraz po objęciu rządów bezpośrednich (1567) przeprowadził ścisłą wizytację kanoniczną, by zorientować się w sytuacji. Popierał zakony i szedł im z wydatną pomocą. Dla ludzi świeckich zakładał bractwa - szczególnie popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej, mające za cel katechizację dzieci. Dla przeprowadzenia koniecznych reform i uchwał Soboru Trydenckiego (1545-1563) zwołał aż 13 synodów diecezjalnych i 5 prowincjonalnych. Dla umożliwienia ubogiej młodzieży studiów wyższych założył przy uniwersytecie w Pawii osobne kolegium. W Mediolanie założył szkołę wyższą filozofii i teologii, której prowadzenie powierzył jezuitom. Teatynom natomiast powierzył prowadzenie szkoły i kolegium w Mediolanie dla młodzieży szlacheckiej.
Był fundatorem przytułków: dla bezdomnych, dla upadłych dziewcząt i kobiet, oraz kilku sierocińców. Kiedy w 1582 r. została przeprowadzona reforma mszału i brewiarza, zdołał obronić dla swojej diecezji obrządek ambrozjański, który był tutaj w zwyczaju od niepamiętnych czasów. Kiedy za jego pasterzowania wybuchła w Mediolanie kilka razy epidemia, kardynał Karol nakazał otworzyć wszystkie spichlerze i rozdać żywność ubogim. Skierował także specjalne zachęty do duchowieństwa, aby szczególną troską otoczyło zarażonych oraz ich rodziny. Podczas zarazy w 1576 r. niósł pomoc chorym, karmiąc nawet 60-70 tysięcy osób dziennie; zaopatrywał umierających; oddał cierpiącym wszystko, nawet własne łóżko. W czasie zarazy ospy, która pochłonęła ponad 18 tysięcy ofiar, zarządził procesję pokutną, którą prowadził idąc ulicami Mediolanu boso. W 1572 r. na konklawe był poważnym kandydatem na papieża.
Ulubioną rozrywką Karola w młodości było polowanie i szachy. Był także estetą i znał się na sztuce. Grał pięknie na wiolonczeli. Z tych rozrywek zrezygnował jednak dla Bożej sprawy, oddany bez reszty zbawieniu powierzonych sobie dusz. Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej. Dlatego nie rozstawał się z krzyżem. Tkliwą miłością darzył też sanktuaria maryjne.
Największą zasługą Karola był jednak Sobór Trydencki. Sobór, rozpoczęty z wieloma nadziejami, wlókł się zbyt długo z powodu złej organizacji. Trwał aż 18 lat (1545-1563). Dopiero, kiedy Karol przystąpił do działania, sobór mógł szczęśliwie dokończyć obrady. Dyskutowano na nim o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez protestantów, i gruntownie je wyjaśniono. W dziedzinie karności kościelnej wprowadzono dekrety: nakazujące biskupom i duszpasterzom rezydować stale w diecezjach i parafiach, wprowadzono stałe wizytacje kanoniczne, regularny obowiązek zwoływania synodów, zakazano kumulacji urzędów i godności kościelnych, nakazano zakładanie seminariów duchownych - wyższych i niższych, wprowadzono do pism katolickich cenzurę kościelną, jak też indeks książek zakazanych, wreszcie wprowadzono regularną katechizację. Większość z tych uchwał wyszło z wielkiego serca kapłańskiego Karola Boromeusza. On też był inicjatorem utworzenia osobnej kongregacji kardynałów, która miała za cel przypilnowanie, by uchwały soboru były wszędzie zastosowane.
Zmarł w Mediolanie 3 listopada 1584 r. wskutek febry, której nabawił się w czasie odprawiania własnych rekolekcji. Pozostawił po sobie duży dorobek pisarski. Beatyfikowany w 1602 r., kanonizowany przez Pawła V w 1610 r. Jego relikwie spoczywają w krypcie katedry mediolańskiej. Jest patronem boromeuszek, diecezji w Lugano i Bazylei oraz uniwersytetu w Salzburgu; ponadto czczony jest jako opiekun bibliotekarzy, instytutów wiedzy katechetycznej, proboszczów i profesorów seminarium.

W ikonografii św. Karol Boromeusz przedstawiany jest w stroju kardynalskim. Jego atrybutami są: bicz, czaszka, gołąb, kapelusz kardynalski, krucyfiks; postronek na szyi, który nosił podczas procesji pokutnych.
 

                                                                                                                                                                                                         zaczerpnięto z ILG Czytelnia
 

 

 

 

 

 

W zaduszki

Tu jest pamięć i tutaj świeczka.
Tutaj napis i kwiat pozostanie.
Ale zmarły gdzie indziej mieszka
na wieczne odpoczywanie.
(...)
Smutek to jest mrok po zmarłych tu
ale dla nich są wysokie jasne światy.
Zapal świeczkę.
Westchnij.
Pacierz zmów.
Odejdź pełen jasności skrzydlatej.

                                                         J. Kulmowa

 

1 listopada - Uroczystość Wszystkich Świętych

Kościół katolicki w tym dniu uroczyście świętuje znanych i anonimowych, dawnych i współczesnych świętych. Uroczystość Wszystkich Świętych nie jest - wbrew spotykanym opiniom żadnym: "Świętem Zmarłych". Taka wersja obchodzenia tej uroczystości jest dziedzictwem epoki komunizmu.

Dzień 1 listopada przypomina prawdę o powszechnym powołaniu do świętości. Każdy z wierzących, niezależnie od konkretnej drogi życia: małżeństwa, kapłaństwa, bycia zakonnikiem, czy życia w samotności, jest powołany do świętości. Tej pełni człowieczeństwa nie można osiągnąć własnymi siłami. Konieczna jest pomoc łaski Bożej, czyli dar życzliwości Boga. Ponieważ Stwórca powołuje do świętości wszystkich, także każdemu człowiekowi pomaga swą łaską. Teologia wskazuje, iż każdy otrzymał dar zbawienia, bo Jezus Chrystus złożył ofiarę za wszystkich ludzi. Od każdego z nas jednak zależy, w jakim stopniu przyjmiemy od Boga dar świętości.

Uroczystość Wszystkich Świętych zdecydowanie różni się od Dnia Zadusznego (wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych) przypadającego na 2 listopada. Uroczystość przypadająca na 1 listopada wyraża powszechne powołanie do świętości. Wskazuje na hojność Pana Boga i pogłębia nadzieję, że wszelkie rozstanie nie jest ostateczne, bo wszyscy są zaproszeni do domu Ojca.

Razem jednak Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny przypominają prawdę o wspólnocie Kościoła, obejmującej świętych w niebie, pokutujących w czyśćcu i żyjących jeszcze na ziemi. Wśród tych trzech stanów Kościoła dokonuje się, poprzez modlitwę, pamięć czy ofiarę, ciągła wymiana dóbr duchowych. W tej łączności (komunii) wyraża się Świętych Obcowanie.

Początki uroczystości Wszystkich Świętych sięgają IV w. W Antiochii czczono wtedy pamięć o bezimiennych męczennikach, których wspominano w niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. W Rzymie w VII wieku papież Bonifacy IV poświęcił dawny Panteon i uczynił go kościołem ku czci Bogurodzicy oraz wszystkich Męczenników. Polecił przy tej okazji umieścić tam kamienie przywiezione z katakumb chrześcijańskich męczenników. Historycy przekazują, iż przywieziono wtedy aż 28 pełnych wozów. Z rocznicą tych wydarzeń związane było rzymskie święto Wszystkich Świętych. Czczono wtedy jedynie Maryję i męczenników. W późniejszych wiekach dołączono kult "wszystkich doskonałych Sprawiedliwych". Obchody przeniesiono z 13 maja na 1 listopada.

Listopadowa data była już znana w Irlandii oraz Anglii a od VIII w. święto rozprzestrzeniło się w całej Europie. Po ostatniej reformie liturgii teologowie podkreślają, że "uroczystość obejmuje nie tylko świętych kanonizowanych, ale wszystkich zmarłych, którzy osiągnęli doskonałość, a zatem także zmarłych spośród krewnych i przyjaciół".

W odróżnieniu od tej uroczystości, następnego dnia - 2 listopada - wspomina się wszystkich wiernych zmarłych. Jest to dzień modlitwy za tych, którzy w czyśćcu przygotowują się do chwały nieba.

informacje zaczerpnięto z internetu

 

Święto zmarłych w Polsce

Do początku XX w. w Polsce (na terenach wiejskich) istniał zwyczaj przygotowywania w dniu 31 października różnych potraw. Pieczono chleby, gotowano bób i kaszę, a na wschodzie kutię z miodem i wraz z wódką pozostawiano je na noc dla dusz zmarłych (prawosławni na grobach, katolicy na domowych stołach). Wieczorem zostawiano uchylone drzwi wejściowe, aby dusze zmarłych mogły w swoje święto odwiedzić dawne mieszkania. Był to znak gościnności, pamięci i życzliwości, w zwyczaju było również nawoływanie zmarłych po imieniu. Wierzono, że dusze doświadczają głodu i pragnienia, potrzebują wypoczynku i bliskości krewnych. Obowiązkiem żywych było zaspokojenie tych pragnień, gdyż obrażone czy rozgniewane mogły straszyć, wyrządzić szkody, sprowadzić nieszczęście czy przedwczesną śmierć. Po zapadnięciu zmroku, przez dwa kolejne dni: 1 i 2 listopada, zabronione było klepanie masła, deptanie kapusty, maglowanie, przędzenie i tkanie, cięcie sieczki, wylewanie pomyj i spluwanie, aby nie rozgnieść, nie skaleczyć i nie znieważyć odwiedzającej dom duszy. W całej Polsce ugaszczano obficie żebraków i przykościelnych dziadów, ponieważ wierzono, że ich postać mogła przybrać zmarła przed laty osoba. W zamian za jadło zobowiązani byli do modlitwy za dusze zmarłych.

Tradycja palenia zniczy.

W noc zaduszną, aż do świtu, na cmentarzach, rozstajach i w obejściach, rozniecano ogniska, których zadaniem było wskazywanie drogi błąkającym się duszom. Popularne było również palenie ognisk na mogiłach samobójców i ludzi zmarłych tragicznie, którzy zwykle byli grzebani za murem cmentarnym. Chrust na te ogniska składano w ciągu całego roku (ten, kto przechodził obok, kładł obok grobu gałązkę i w ten sposób tworzył się stos do spalenia w noc zaduszną). Wierzono, że ogień palony na grobach samobójców ma moc oczyszczającą umarłych, daje również ochronę żywym przed złymi mocami, które mogły być obecne w takich miejscach. 

  

informacje zaczerpnięto z internetu

 

 

 

 


22 października - błogosławiony Jan Paweł II, papież

Karol Wojtyła z matką
Karol Józef Wojtyła urodził się 18 maja 1920 r. w Wadowicach, niewielkim miasteczku nieopodal Krakowa, jako drugi syn Emilii i Karola Wojtyłów. Został ochrzczony w kościele parafialnym 20 czerwca 1920 r. przez ks. Franciszka Żaka, kapelana wojskowego. Rodzice nadali imię Karolowi na cześć ostatniego cesarza Austrii, Karola Habsburga.
Rodzina Wojtyłów żyła skromnie. Jedynym źródłem utrzymania była pensja ojca - wojskowego urzędnika w Powiatowej Komendzie Uzupełnień w stopniu porucznika. Edmund, brat Karola, studiował medycynę w Krakowie i został lekarzem. Wojtyłowie mieli jeszcze jedno dziecko - Olgę, która zmarła zaraz po urodzeniu.
W dzieciństwie Karola nazywano najczęściej zdrobnieniem imienia - Lolek. Uważano go za chłopca utalentowanego i wysportowanego.
13 kwietnia 1929 r. zmarła matka Karola, a trzy lata później, w 1932 r., w wieku 26 lat, zmarł na szkarlatynę brat Edmund. Chorobą zaraził się od swojej pacjentki w szpitalu w Bielsku.
Od września 1930 r. Karol rozpoczął naukę w 8-letnim Państwowym Gimnazjum Męskim im. Marcina Jadowity w Wadowicach. Nie miał żadnych problemów z nauką, już w tym wieku, według jego katechetów, wyróżniała go także ogromna wiara. 14 maja 1938 r. Karol zakończył naukę w gimnazjum, otrzymując świadectwo maturalne z oceną celującą, następnie wybrał studia polonistyczne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Karol Wojtyła po maturze W lutym 1940 r. poznał osobę ważną dla swego rozwoju duchownego. Był to Jan Tyranowski, który prowadził dla młodzieży męskiej koło wiedzy religijnej. Uczestniczący w nim Wojtyła poznał wówczas i po raz pierwszy czytał pisma św. Jana od Krzyża.
18 lutego 1941 r. po długiej chorobie zmarł ojciec Karola. W 1942 i 1943 r. jako reprezentant krakowskiej społeczności akademickiej Karol udawał się do Częstochowy, by odnowić śluby jasnogórskie.
Wojna odebrała Karolowi możliwość kontynuowania studiów, zaczął więc pracować jako pracownik fizyczny w zakładach chemicznych Solvay, początkowo w kamieniołomie w Zakrzówku, a potem w oczyszczalni sody w Borku Fałęckim (obecnie na terenie Krakowa). W tym okresie Karol związał się też z polityczno-wojskową katolicką organizacją podziemną Unia, która starała się między innymi ochraniać zagrożonych Żydów.
W 1942 r. postanowił studiować teologię i wstąpił do tajnego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie. W tym samym czasie rozpoczął w konspiracji studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W okresie od kwietnia 1945 r. do sierpnia 1946 r. Karol pracował na uczelni jako asystent i prowadził seminaria z historii dogmatu.

Ksiądz Karol Wojtyła 13 października 1946 r. alumn Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie Karol Wojtyła został subdiakonem, a tydzień później diakonem. Już 1 listopada 1946 r. kard. Adam Stefan Sapieha wyświęcił Karola na księdza. 2 listopada jako neoprezbiter Karol Wojtyła odprawił Mszę św. prymicyjną w krypcie św. Leonarda w katedrze na Wawelu.
15 listopada 1946 r. wraz z klerykiem Stanisławem Starowiejskim poprzez Paryż wyjechał do Rzymu, aby kontynuować studia na Papieskim Międzynarodowym Athenaeum Angelicum (obecnie Papieski Uniwersytet św. Tomasza z Akwinu). Podczas studiów zamieszkiwał w Kolegium Belgijskim, gdzie poznał wielu duchownych z krajów frankofońskich oraz z USA. W 1948 r. ukończył studia z dyplomem summa cum laude.
W lipcu 1948 r. na okres 7 miesięcy ks. Karol został skierowany do pracy w parafii Niegowić, gdzie spełniał zadania wikarego i katechety. W marcu 1949 r. został przeniesiony do parafii św. Floriana w Krakowie. Tam założył chór gregoriański, z którym wkrótce przygotował i odśpiewał mszę De Angelis ("O Aniołach"). Swoich chórzystów zaraził pasją i miłością do gór - razem przewędrowali Gorce, Bieszczady i Beskid. Organizowali także spływy kajakowe na Mazurach. W Krakowie otrzymał też w końcu tytuł doktora teologii i uzyskawszy urlop na pracę naukową, w latach 1951-1953 rozpoczął pisanie pracy habilitacyjnej, która, mimo że w 1953 roku przyjęła ją Rada krakowskiego Wydziału Teologicznego, została odrzucona przez Ministerstwo Oświaty i tytułu docenta Karol Wojtyła nie uzyskał (aż do roku 1957). W roku 1956 objął za to katedrę etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Biskup Karol Wojtyła W 1958 r. Karol Wojtyła został mianowany biskupem tytularnym Umbrii, a także biskupem pomocniczym Krakowa. Jako biskup przyjął, zgodnie z obyczajem, hasło przewodnie swej posługi Totus tuus (łac. "Cały Twój"); kierował je do Matki Chrystusa. Konsekracji biskupiej ks. Karola Wojtyły dokonał 28 września 1958 r. w katedrze na Wawelu metropolita krakowski i lwowski, arcybiskup Eugeniusz Baziak. Współkonsekratorami byli biskup Franciszek Jop i biskup Bolesław Kominek. W tym okresie powstały najgłośniejsze prace biskupa Wojtyły, które przyniosły mu sławę wśród teologów: "Miłość i odpowiedzialność" (1960) oraz "Osoba i czyn" (1969). W 1962 r. został krajowym duszpasterzem środowisk twórczych i inteligencji. Na okres biskupstwa Karola przypadły także obrady Soboru Watykańskiego II, w których aktywnie uczestniczył.
30 grudnia 1963 r. Karol Wojtyła został mianowany arcybiskupem metropolitą krakowskim. Podczas konsystorza 26 czerwca 1967 r. został nominowany kardynałem. 29 czerwca 1967 r. otrzymał w kaplicy Sykstyńskiej od papieża Pawła VI czerwony biret, a jego kościołem tytularnym stał się kościół św. Cezarego Męczennika na Palatynie.
Jako pasterz diecezji starał się ogarniać swą posługą wszystkich potrzebujących. Wizytował parafie, odwiedzał klasztory. W 1965 r. otworzył proces beatyfikacyjny siostry Faustyny Kowalskiej. Z chęcią jeździł na Podhale i w Tatry. Utrzymywał dobry i ścisły kontakt z inteligencją krakowską, zwłaszcza ze środowiskiem naukowym i artystycznym. Zyskał dojrzałość jako myśliciel, sięgając do rozległej tradycji filozoficznej, lecz także do Biblii i do mistyki (zawsze był mu bliski święty Jan od Krzyża) i budując harmonijnie koncepcję z pogranicza filozofii oraz teologii: człowieka jako integralnej osoby. Stał się znanym poza Polską autorytetem. Był obok Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego najważniejszą postacią Episkopatu Polski. Z, nazwanym tak przez siebie, "Prymasem Tysiąclecia" ściśle współpracował, okazując szacunek dla jego doświadczenia i mądrości.

Jan Paweł II zaraz po wyborze na papieża
W nocy z 28 na 29 września 1978 roku po zaledwie 33 dniach pontyfikatu zmarł papież Jan Paweł I. 14 października rozpoczęło się więc drugie już w tym roku konklawe - zebranie kardynałów, mające wyłonić nowego papieża. 16 października 1978 roku około godziny 17.15 w siódmym głosowaniu metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła został wybrany papieżem. Przyjął imię Jan Paweł II. O godz. 18.45 kard. Pericle Felici ogłosił wybór nowego papieża - HABEMUS PAPAM!



Jan Paweł II udzielił pierwszego błogosławieństwa "Urbi et Orbi" - "Miastu i Światu". 22 października na Placu Świętego Piotra odbyła się uroczysta inauguracja pontyfikatu, a następnego dnia pierwsza audiencja dla 4000 Polaków zgromadzonych w auli Pawła VI. 12 listopada Jan Paweł II uroczyście objął katedrę Rzymu - Bazylikę św. Jana na Lateranie, stając się w ten sposób Biskupem Rzymu.

Jan Paweł II był pierwszym papieżem z Polski, jak również pierwszym po 455 latach biskupem Rzymu, nie będącym Włochem. Wybór na głowę Kościoła osoby z kraju socjalistycznego wpłynął znacząco na wydarzenia w Europie Wschodniej i w Azji w latach 80. XX w. Osobistym sekretarzem Jana Pawła II przez cały pontyfikat był kard. Stanisław Dziwisz.
Pontyfikat Jana Pawła II był drugi co do długości w dziejach Kościoła. Najdłużej - 32 lata - sprawował swój urząd Pius IX (nie licząc pontyfikatu Piotra - pierwszego następcy Jezusa).
Podczas wszystkich pielgrzymek Jan Paweł II przebył ponad 1,6 miliona kilometrów, co odpowiada 40-krotnemu okrążeniu Ziemi wokół równika i czterokrotnej odległości między Ziemią a Księżycem. Jan Paweł II odbył 102 pielgrzymki zagraniczne, podczas których odwiedził 135 krajów, oraz 142 podróże na terenie Włoch, podczas których wygłosił 898 przemówień. Z 334 istniejących rzymskich parafii odwiedził 301. Jego celem było dotarcie do wszystkich parafii, zabrakło niewiele.

Jan Paweł II, papież-apostoł Jan Paweł II mianował 232 kardynałów (w tym 9 Polaków), beatyfikował 1318 błogosławionych (w tym 154 Polaków) i kanonizował 478 świętych. Napisał 14 encyklik, 14 adhortacji, 11 konstytucji oraz 43 listy apostolskie. Powyższe dane statystyczne nie dają jednak nawet skrawka ogromnego dziedzictwa nauczania i pontyfikatu pierwszego w dziejach Kościoła Papieża-Polaka
Wprawdzie już począwszy od Jana XXIII papiestwo zaczęło rezygnować z niektórych elementów ceremoniału, jednakże dopiero Jan Paweł II zniwelował większość barier, przyjmując postawę papieża bliskiego wszystkim ludziom, papieża-apostoła. Chętnie spotykał się z młodymi ludźmi i poświęcał im dużo uwagi. Na spotkanie w Rzymie 31 marca 1985 roku, który ONZ ogłosiło Międzynarodowym Rokiem Młodzieży, napisał list apostolski na temat roli młodości jako okresu szczególnego kształtowania drogi życia, a 20 grudnia zapoczątkował tradycję Światowych Dni Młodzieży. Odtąd co roku przygotowywał orędzie skierowane do młodych, które stawało się tematem tego międzynarodowego spotkania, organizowanego w różnych miejscach świata (np. w 1991 r. w Częstochowie).

Jan Paweł II w ostatnim okresie swego życia Jan Paweł II od początku lat 90. cierpiał na postępującą chorobę Parkinsona. Mimo licznych spekulacji i sugestii ustąpienia z funkcji, które nasilały się w mediach zwłaszcza podczas kolejnych pobytów papieża w szpitalu, pełnił ją aż do śmierci. Nagłe pogorszenie stanu zdrowia papieża rozpoczęło się 1 lutego 2005 r. Przez ostatnie dwa miesiące życia Jan Paweł II wiele dni spędził w szpitalu i nie pojawiał się publicznie. Przeszedł grypę i zabieg tracheotomii, wykonany z powodu niewydolności oddechowej. W czwartek, 31 marca, wystąpiły u Ojca Świętego silne dreszcze ze wzrostem temperatury ciała do 39,6 st. C. Był to początek wstrząsu septycznego połączonego z zapaścią sercowo-naczyniową. Uszanowano wolę papieża, który chciał pozostać w domu. Podczas Mszy przy jego łożu, którą Jan Paweł II koncelebrował z przymkniętymi oczyma, kardynał Marian Jaworski udzielił mu sakramentu namaszczenia. 2 kwietnia 2005 r. o godz. 7.30 papież zaczął tracić przytomność, a o godz. 19.00 wszedł w stan śpiączki. Monitor wykazał postępujący zanik funkcji życiowych. O godz. 21.37 osobisty papieski lekarz Renato Buzzonetti stwierdził śmierć Jana Pawła II. Ojciec Święty Jan Paweł II po zakończeniu Apelu Jasnogórskiego, w pierwszą sobotę miesiąca i wigilię Święta Miłosierdzia Bożego, w 9666 dniu swojego pontyfikatu. W ciągu ostatnich dwóch dni życia towarzyszyli mu nieustannie wierni z całego świata.

Trumna z ciałem Jana Pawła II Pogrzeb Jana Pawła II odbył się w piątek, 8 kwietnia 2005 r. Uczestniczyło w nim na placu św. Piotra i w całym Rzymie ok. 300 tys. wiernych oraz 200 prezydentów i premierów, a także przedstawiciele wszystkich wyznań świata, w tym duchowni islamscy i żydowscy. Po zakończeniu nabożeństwa żałobnego, w asyście tylko duchownych z najbliższego otoczenia, papież został pochowany w podziemiach bazyliki św. Piotra, w krypcie bł. Jana XXIII, beatyfikowanego w 2000 r.

13 maja 2005 r. papież Benedykt XVI zezwolił na natychmiastowe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, udzielając dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania od śmierci kandydata, jaki jest wymagany przez prawo kanoniczne. Formalny proces rozpoczął się 28 czerwca 2005 r., kiedy zaprzysiężeni zostali członkowie trybunału beatyfikacyjnego. Postulatorem został ksiądz Sławomir Oder. 23 marca 2007 r. trybunał diecezjalny badający tajemnicę uzdrowienia jednej z francuskich zakonnic - Marie Simon-Pierre - za wstawiennictwem papieża Polaka potwierdził fakt zaistnienia cudu. Po niespodziewanym uzdrowieniu, o które na modlitwie prosiły za wstawiennictwem zmarłego papieża członkinie jej zgromadzenia, powróciła do pracy w szpitalu dziecięcym. Przy okazji podania tej wiadomości ks. Oder poinformował, że istnieje kilkaset świadectw dotyczących uzdrowienia za wstawiennictwem Jana Pawła II.
2 kwietnia 2007 r. miało miejsce oficjalne zamknięcie diecezjalnej fazy procesu beatyfikacyjnego w Bazylice św. Jana na Lateranie w obecności wikariusza generalnego Rzymu, kardynała Camillo Ruiniego.
16 listopada 2009 r. w watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych odbyło się posiedzenie komisji kardynałów w sprawie beatyfikacji Jana Pawła II. Obrady komisji zakończyło głosowanie, w którym podjęto decyzję o skierowaniu do Benedykta XVI prośby o wyniesienie polskiego papieża na ołtarze. Do całkowitego zakończenia procesu beatyfikacyjnego potrzebne było już tylko promulgowanie przez papieża Benedykta XVI dekretów: o heroiczności cnót Jana Pawła II i o uznaniu cudu przypisywanego jego wstawiennictwu.
19 grudnia 2009 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu heroiczności cnót Jana Pawła II, który zamknął zasadniczą część jego procesu beatyfikacyjnego. Jednocześnie rozpoczęło się dochodzenie dotyczące cudu uzdrowienia przypisywanego wstawiennictwu polskiego papieża.
12 stycznia 2011 r. komisja Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zaaprobowała cud za wstawiennictwem Jana Pawła II, mający polegać na uzdrowieniu francuskiej zakonnicy. Zgodnie z konstytucją apostolską Jana Pawła II Divinus perfectionis Magister z 1983 r. ustalającą nowe zasady postępowania kanonizacyjnego, orzeczenie Kongregacji zostało przedstawione papieżowi, który jako jedyny ma prawo decydować o kościelnym kulcie publicznym Sług Bożych.

Błogosławiony Jan Paweł II

 

14 stycznia 2011 r. papież Benedykt XVI podpisał dekret o cudzie i wyznaczył na dzień 1 maja 2011 r. beatyfikację papieża Jana Pawła II. Dokonał jej osobiście podczas uroczystej Mszy Świętej na placu św. Piotra w Rzymie. Uroczystą Mszę koncelebrowało kilka tysięcy kardynałów, arcybiskupów i biskupów z całego świata. Liczba wiernych uczestniczących w nabożeństwie jest szacowana na 1,5 mln osób, w tym trzysta tysięcy Polaków. Na datę liturgicznego wspomnienia bł. Jana Pawła II wybrano dzień 22 października, przypadający w rocznicę uroczystej inauguracji pontyfikatu papieża-Polaka.

 

 


                                                                                                                                                                                                     artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
 

 

16 października - Święta Jadwiga Śląska
 

Święta Jadwiga Śląska
Jadwiga urodziła się w 1178/1180 roku na zamku nad jeziorem Amer w Bawarii jako córka hrabiego Bertolda IV i Agnieszki, hrabiów Andechs, którzy tytułowali się również książętami Meranii, Kroacji i Dalmacji. Miała czterech braci i trzy siostry. Jedną wydano za Filipa, króla Francji, drugą zaś za Andrzeja, króla Węgier (była matką św. Elżbiety), trzecia wstąpiła do klasztoru. Jadwiga otrzymała staranne wychowanie najpierw na rodzinnym zamku, potem zaś w klasztorze benedyktynek w Kitzingen nad Menem (diecezja Wurzburg), znanym wówczas ośrodku kulturalnym. Do programu ówczesnych szkół klasztornych należała także nauka łaciny, haftów i malowania, muzyki i pielęgnowania chorych.
W roku 1190 Jadwiga przeniosła się do Wrocławia na dwór księcia Bolesława Wysokiego, gdyż została upatrzona na żonę dla jego syna, Henryka. Miała wtedy zaledwie 12 lat. Data ślubu nie jest bliżej znana. Nastąpił on jednak niebawem. Henryk Brodaty 8 listopada 1202 r. został panem całego księstwa. Rychło też udało mu się do dzielnicy śląskiej dołączyć dzielnicę senioratu, czyli krakowską, a także znaczną część Wielkopolski. Dlatego figuruje on w spisie władców Polski.
Henryk i Jadwiga stanowili wzorowe małżeństwo. Mieli pięcioro dzieci - dwóch synów: Bolesława i Henryka oraz trzy córki: Agnieszkę, Zofię i Gertrudę. Wkrótce jednak troje z nich zmarło. Ostatnich 28 lat pożycia małżeńskiego przeżyli małżonkowie wstrzemięźliwie, związani uroczystym ślubem czystości.
Na dworze wrocławskich powszechne były zwyczaje i język polski. Jadwiga umiała się do nich dostosować, nauczyła się języka polskiego i posługiwała się nim. Jej dwór słynął z karności i dobrych obyczajów, gdyż księżna dbała o dobór osób. Macierzyńską troską otaczała służbę dworu. Wyposażyła wiele kościołów w szaty liturgiczne haftowane ręką jej i jej dworek. Do dworu księżnej należała również niewielka grupa mężczyzn duchownych i świeckich. Księżna bardzo troszczyła się o to, aby urzędnicy w jej dobrach nie uciskali bardzo kmieci poddanych. Obniżyła im czynsze, przewodniczyła sądom, darowała grzywny karne, a w razie klęsk nakazywała mimo protestów zarządców rozdawać ziarno, mięso, sól itp. Zorganizowała także pobożna księżna szpitalik dworski, gdzie codziennie znajdowało utrzymanie 13 chorych i kalek. W czasie objazdów księstwa osobiście odwiedzała chorych i wspierała hojnie ubogich.
Jadwiga popierała także szkołę katedralną we Wrocławiu i wspierała ubogich zdolnych chłopców, którzy chcieli się uczyć. Starała się także łagodzić dolę więźniów, posyłając im żywność, świece i odzież. Bywało, że zamieniała karę śmierci czy długiego więzienia na prace przy budowie kościołów lub klasztorów. Jej mąż chętnie na to przystawał. Była jednak tak delikatna wobec swojego męża, że zawsze jemu zostawiała ostateczną decyzję. Jego też podpis figuruje przy licznych dekretach fundacji.

 W swoim życiu Jadwiga dość mocno doświadczyła tajemnicy Krzyża. Przeżyła śmierć męża i prawie wszystkich dzieci. Jej ukochany syn, Henryk Pobożny, zginął jako wódz wojska chrześcijańskiego w walce z Mongołami pod Legnicą w 1241 r. Narzeczony jej córki Gertrudy, Otto von Wittelsbach, stał się mordercą króla niemieckiego Filipa, w następstwie czego zamek rodzinny Andechs zrównano z ziemią, a Ottona utopiono w Dunaju. Siostra Jadwigi, Gertruda, królowa węgierska, została skrytobójczo zamordowana; druga siostra, królowa francuska, Agnieszka, ściągnęła na rodzinę taką hańbę, że nawet papież zmuszony był wkroczyć i ukarać jawnogrzesznicę. Mąż Jadwigi, książę Henryk, dostał się do niewoli Konrada Mazowieckiego; gdy Jadwiga pieszo i boso poszła z Wrocławia do Czerska i rzuciła się do nóg Konradowi, dopiero wówczas wyżebrała uwolnienie męża, pod warunkiem jednak, że ten zrezygnuje z pretensji do Krakowa. W końcu jeszcze spadł na Henryka grom klątwy za przywłaszczenie sobie dóbr kościelnych i książę umarł obłożony klątwą. Jadwiga jednak bez szemrania znosiła te wszystkie dopusty Boże.
Po śmierci męża, Henryka, Jadwiga zdała rządy żonie Henryka Pobożnego, Annie i zamknęła się w klasztorze sióstr cysterek w Trzebnicy, która sama wcześniej ufundowała. Kiedy dowiedziała się o niezwykle surowym życiu swojej siostrzenicy, św. Elżbiety z Turyngii (+ 1231), postanowiła ją naśladować. Do cierpień osobistych zaczęła dodawać pokuty, posty, biczowania, włosiennicę i czuwania nocne. Przez 40 lat życia spożywała pokarm tylko dwa razy dziennie, bez mięsa i nabiału. W 1238 r. na ręce swojej córki Gertrudy, ksieni w Trzebnicy, złożyła śluby zakonne i stała się jej posłuszna. Zasłynęła z pobożności i czynów miłosierdzia.
Wyczerpana surowym życiem mniszki, zmarła 14 października 1243 r. mając ponad 60 lat. Zaraz po jej śmierci do jej grobu w Trzebnicy zaczęły napływać liczne pielgrzymki: ze Śląska, Wielkopolski, Łużyc i Miśni. Gertruda z całą gorliwością popierała kult swojej matki. Ostatni etap procesu kanonicznego św. Stanisława Biskupa dostarczył cysterkom w Trzebnicy zachęty do starania się o wyniesienie także na ołtarze Jadwigi. Zaczęto spisywać łaski, a grób otoczono wielką troską. Już w 1251 r. zaczęto obchodzić w klasztorze co roku pamiątkę śmierci Jadwigi. Kiedy w roku 1260 odwiedził Trzebnicę legat papieski Anzelm, siostry wniosły prośbę o kanonizację. Tę inicjatywę poparł polski Episkopat i Piastowicze. Z polecenia papieża w latach 1262-1264 przeprowadzono badania kanoniczne w Trzebnicy i we Wrocławiu. Ich akta przesłano do Rzymu. O kanonizację Jadwigi zabiegał także papież Urban IV, który jako legat papieski w latach 1248-1249 aż trzy razy odwiedził Wrocław i znał dobrze Jadwigę. Jednak jego przeszkodziła kanonizacji. Dokonał jej dopiero jego następca, Klemens IV, w kościele dominikanów w Viterbo 26 marca 1267 r. Na prośbę Jana III Sobieskiego papież bł. Innocenty XI rozciągnął kult św. Jadwigi na cały Kościół (1680).
Ku czci św. Jadwigi powstała na Śląsku (w 1848 r. we Wrocławiu) rodzina zakonna - siostry jadwiżanki. Św. Jadwiga Śląska czczona jest jako patronka Polski, Śląska, archidiecezji wrocławskiej i diecezji w Gorlitz; miast: Andechs, Berlina, Krakowa, Trzebnicy i Wrocławia; Europy; uchodźców oraz pojednania i pokoju.

W ikonografii św. Jadwiga przedstawiana jest jako młoda mężatka w długiej sukni lub w książęcym płaszczu z diademem na głowie, czasami w habicie cysterskim. Jej atrybutami są: but w ręce, krzyż, księga, figurka Matki Bożej, makieta kościoła w dłoniach, różaniec.

                                                                                                                                                                                                   artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

 

 


15 października - Święta Teresa od Jezusa, dziewica i doktor Kościoła

Święta Teresa od Jezusa
Teresa de Cepeda y Ahumada urodziła się 28 marca 1515 r. w Hiszpanii. Pochodziła ze szlacheckiej i zamożnej rodziny zamieszkałej w Avili. Miała 2 siostry i 9 braci. Na skutek czytania żywotów świętych postanowiła uciec do Afryki, aby tam z rąk Maurów ponieść śmierć męczeńską. Miała wtedy zaledwie 7 lat. Zdołała namówić do tej wyprawy także młodszego od siebie brata, Rodriga. Na szczęście wuj odkrył ich plany i w porę zawrócił oboje do domu. Kiedy przygoda się nie powiodła, Teresa obrała sobie na pustelnię kącik w ogrodzie, by naśladować dawnych pokutników i pustelników. Mając 12 lat przeżyła śmierć matki. Pisała o tym w swej biografii: "Gdy mi umarła matka... rozumiejąc wielkość straty, udałam się w swoim utrapieniu przed obraz Matki Bożej i rzewnie płacząc, błagałam Ją, aby mi była matką. Prośba ta, choć z dziecinną prostotą uczyniona, nie była - zdaje mi się - daremną, bo ile razy w potrzebie polecałam się tej wszechwładnej Pani, zawsze w sposób widoczny doznawałam jej pomocy".
Jako panienka Teresa została oddana do internatu augustianek w Avila (1530). Jednak ciężka choroba zmusiła ją do powrotu do domu. Kiedy poczuła się lepiej, w 20. roku życia wstąpiła do klasztoru karmelitanek w rodzinnym mieście, Avili. Teresa ku swojemu niezadowoleniu zastała wielkie rozluźnienie. Siostry prowadziły życie na wzór wielkich pań. Przyjmowały wizyty, a ich rozmowy były dalekie od ducha Ewangelii. Już wtedy powstała w Teresie myśl o reformie. Złożyła śluby zakonne w roku 1537, ale ponowiona choroba zmusiła ją do chwilowego opuszczenia klasztoru. Powróciła po roku, ale powróciła po raz trzeci także niemoc, tak że Teresa była już bliska śmierci. Jak wyznaje w swoich pismach, została wtedy cudownie uzdrowiona. Jak sama pisze, zawdzięcza to św. Józefowi. Odtąd będzie wyróżniać się nabożeństwem do tego właśnie świętego. Choroba pogłębiła w Teresie życie wewnętrzne. Poznała znikomość świata i nauczyła się rozumieć cierpienia innych. Właśnie w długich godzinach samotności i cierpienia zaczęło się jej życie mistyczne i zjednoczenie z Bogiem. Utalentowana i wrażliwa odkrywa, że modlitwa jest tajemniczą bramą, przez którą wchodzi się do "twierdzy wewnętrznej". Mistyczka i wizjonerka, a jednocześnie osoba o umysłowości wielce rzeczowej i praktycznej.
Pewnego dnia, w 1557 r., wpatrzona w obraz Chrystusa ubiczowanego, Teresa zrozumiała, że wolą Bożą jest nie tylko jej własne uświęcenie, ale także uświęcenie jej współsióstr; że klasztor powinien być miejscem modlitwy i pokuty, a nie azylem dla wygodnych pań. W owym czasie Teresa przeżywała szczyt swoich przeżyć mistycznych, które tak pięknie opisała w swoich pismach. W roku 1560 przeżyła wizję piekła. Wstrząsnęła ona nią do głębi, napełniła bojaźnią Bożą oraz zatroskaniem o zbawienie grzeszników i duchem apostolskim ratowania dusz nieśmiertelnych. Miała szczęście do wyjątkowych kierowników duchowych: św. Franciszka Borgiasza (1557) i św. Piotra z Alkantary (1560-1562), który właśnie dokonywał reformy w zakonie franciszkańskim.
Teresa zabrała się najpierw do reformy domu karmelitanek w Avila. Kiedy jednak zobaczyła, że to jest niemożliwe, za poradą prowincjała karmelitów i swojego spowiednika postanowiła założyć nowy dom, gdzie można by było przywrócić pierwotną obserwancję zakonną. Na wiadomość o tym zawrzało w jej klasztorze. Wymuszono na prowincjale, by odwołał zezwolenie. Teresę przeniesiono karnie do Toledo. Reformatorka nie zamierzała jednak ustąpić. Dzięki pomocy św. Piotra z Alkantary otrzymała od papieża Piusa IV breve, zezwalające na założenie domu pierwotnej obserwy. W roku 1562 zakupiła skromną posiadłość w Avila, dokąd przeniosła się z czterema ochotniczkami. W roku 1567 odwiedził Avila przełożony generalny karmelitów, Jan Chrzciciel de Rossi. Ze wzruszeniem wysłuchał wyznań Teresy i dał jej ustne zatwierdzenie oraz zachętę, by zabrała się także do reformy zakonu męskiego. Ponieważ przybywało coraz to więcej kandydatek, Teresa założyła nowy klasztor w Medina del Campo (1567).
Tam spotkała neoprezbitera-karmelitę, 25-letniego o. Jana od św. Macieja. On również bolał nad upadkiem obserwancji w swoim zakonie. Postanowili pomagać sobie w przeprowadzeniu reformy. Tym młodym kapłanem był św. Jan od Krzyża. Bóg błogosławił reformie, gdyż mimo bardzo surowej reguły, zgłaszało się coraz więcej kandydatek. W roku 1568 powstały klasztory karmelitanek reformowanych w Malagon i w Valladolid, w roku 1569 w Toledo i w Pastrans, w roku 1570 w Salamance, a w roku 1571 w Alba de Tormes. Z polecenia wizytatora apostolskiego Teresa została mianowana przełożoną sióstr karmelitanek w Avila, w klasztorze, w którym odbyła nowicjat i złożyła śluby. Zakonnic było tam ok. 130. Przyjęły ją niechętnie i z lękiem. Swoją dobrocią i delikatnością Teresa doprowadziła jednak do tego, że i ten klasztor przyjął reformę. Pomógł jej w tym św. Jan od Krzyża, który został mianowany spowiednikiem w tym klasztorze.

 Nie wszystkie klasztory chciały przyjąć reformę. Siostry zmobilizowały do "obrony" wiele wpływowych osób. Doszło do tego, że Teresie zakazano tworzenia nowych klasztorów (1575). Nawet nałożono na nią "areszt domowy" i zakaz opuszczania klasztoru w Avila. Nasłano na nią inkwizycję, która przebadała pilnie jej pisma, czy nie ma tam jakiejś herezji. Nie znaleziono wprawdzie niczego podejrzanego, ale utrzymano zakaz nieopuszczania klasztoru. W tym samym czasie prześladowanie i niezrozumienie dotknęło św. Jana od Krzyża, którego więziono i torturowano.
Klasztor w Avila otrzymał polecenie wybrania nowej ksieni. Kiedy siostry stawiły opór, 50 z nich zostało obłożonych klątwą kościelną. Teresa jednak nie załamała się. Nieustannie pisała listy do władz duchownych i świeckich wszystkich instancji, przekonując, prostując oskarżenia i błagając. Dzieło reformy zostało ostatecznie uratowane. Dzięki możnym obrońcom zdołano przekonać króla i jego radę. Król wezwał nuncjusza papieskiego i polecił mu, aby anulował wszystkie drastyczne zarządzenia wydane względem reformatorów (1579). Teresa i Jan od Krzyża uzyskali wolność. Mogli bez żadnych obaw powadzić dalej wielkie dzieło. Karmelici i karmelitanki zreformowani otrzymali osobnego przełożonego prowincji. Liczba wszystkich, osobiście założonych przez Teresę domów, doszła do 15. Św. Jan od Krzyża zreformował 22 klasztory męskie. Grzegorz XIII w roku 1580 zatwierdził nowe prowincje: karmelitów i karmelitanek bosych.
Pan Bóg doświadczył Teresę wielu innymi cierpieniami. Trapiły ją nieustannie dolegliwości ciała, jak choroby, osłabienie i gorączka. Nie mniej ciężkie były cierpienia duchowe, jak oschłości, skrupuły, osamotnienie. Wszystko to znosiła z heroicznym poddaniem się woli Bożej.
Zmarła 4 października 1582 r. w wieku 67 lat. Została beatyfikowana w roku 1614 przez Pawła V, a kanonizował ją w roku 1622 Grzegorz XV. Teresa Wielka ma nie tylko wspaniałą kartę jako reformatorka Karmelu, ale też jako pisarz Kościoła. Kiedy 27 września 1970 r. Paweł VI ogłosił ją doktorem Kościoła, nadał jej tytuł "doktora mistycznego". Zasłużyła sobie na ten tytuł w całej pełni. Zostawiła bowiem dzieła, które można nazwać w dziedzinie mistyki klasycznymi. W odróżnieniu od pism św. Jana od Krzyża, jej styl jest prosty i przystępny. Jej dzieła doczekały się przekładów na niemal wszystkie języki świata. Do najważniejszych jej dzieł należą: Życie (1565), Sprawozdania duchowe (1560-1581), Droga doskonałości (1565-1568), Twierdza wewnętrzna (1577), Podniety miłości Bożej (1571-1575), Wołania duszy do Boga (1569), Księga fundacji (1573-1582) i inne pomniejsze. Św. Teresa Wielka zostawiła po sobie także poezje i listy. Tych ostatnich było wiele. Zostało do naszych czasów ich 440.
Św. Teresa z Avila jest patronką Hiszpanii, miast Avila i Alba de Tormes; karmelitów bosych, karmelitów trzewiczkowych, chorych - zwłaszcza uskarżających się na bóle głowy i serce, dusz w czyśćcu cierpiących.

W ikonografii św. Teresa przedstawiana jest w habicie karmelitanki. Jej atrybutami są: anioł przeszywający jej serce strzałą miłości, gołąb, krzyż, pióro i księga, napis: Misericordias Domini in aeternum cantabo, strzała.

                                                                                                                                                                                                            artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

 

 

12 października - 101 rocznica urodzin ks. Prałata Bernarda Gade

 

Panie Jezu Chryste

Ty w niezmierzonej miłości do każdego człowieka

pozwoliłe3s księdzu Bernardowi Gade, gorliwemu proboszczowi i kapłanowi

na wzór Twego Najświętszego Serca,

dążyć do doskonałości życia.

Poprzez jego bezgraniczne oddanie się Bogu i ludziom

w ofiarnej służbie Kościołowi i za jego przykładem

pociągnąłeś do siebie wiele dusz.

Prosimy Cię gorąco, abyśmy,

idąc w swym życiu za głosem Twojej świętej woli,

pozostali wierni własnemu powołaniu

i doszli do oglądania Ciebie w wiecznej szczęśliwości.

Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

 

       Tydzień Miłosierdzia

W dniach 7-14 października 2012 r. Kościół w Polsce przeżywa 68. Tydzień Miłosierdzia. Tym razem przebiega on pod hasłem:
 

"Kościół domem miłosierdzia"
 

Nawiązuje ono do tegorocznego programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce, którego głównym celem jest wzmocnienie wzajemnych więzi polskich katolików we wspólnocie Kościoła Chrystusowego.

"W tym roku proponujemy wszystkim wiernym Kościoła w Polsce, a szczególnie zawodowym pracownikom instytucji charytatywnych i wolontariuszom, codzienne uczestnictwo w Eucharystii i przypomnienie w poszczególne dni tygodnia przesłania miłości miłosiernej, jakie wypływa z każdego z siedmiu sakramentów świętych. Sakramenty są skarbem Kościoła, niepojętym dla niewierzących, gdyż stanowią niewidzialną nić łączącą ludzi wiary z Bogiem, który jest miłością (1 J 4, 8)" - czytamy w komunikacie Caritas Polska, zapowiadającym 68. Tydzień Miłosierdzia.

Od 2013 r. Tydzień Miłosierdzia będzie się rozpoczynał w polskim Kościele w Niedzielę Bożego Miłosierdzia i trwał przez kolejne dni.

Historia obchodów Tygodnia Miłosierdzia rozpoczyna się 23 lutego 1937 r., kiedy to na pierwszym ogólnopolskim zjeździe dyrektorów diecezjalnych Caritas - największej obecnie pozarządowej organizacji charytatywnej w Polsce - podjęto decyzję o zorganizowaniu Dni Miłosierdzia. Przed II wojną światową w ich obchody włączały się oprócz środowisk religijnych także władze państwowe i lokalne oraz media. Po II wojnie światowej pomysł podjęto ponownie. Przy okazji tych obchodów zbierano fundusze na pomoc potrzebującym.

Przez cały tydzień poszczególne wspólnoty parafialne będę mogły rozważać zaproponowany program. Przygotowuje go Komisja Charytatywna Episkopatu Polski, w której prace włącza się Caritas Polska. Celem tego Tygodnia jest przede wszystkim formacja - budzenie wrażliwości na potrzeby bliźnich: chorych, samotnych, bezrobotnych, bezdomnych i prześladowanych. Obchody są okazją do głębszej refleksji na temat miłosierdzia czynionego na co dzień, służą także prezentacji pracy, jaką różne organizacje charytatywne wykonują na polu pomocy charytatywnej i są zachętą do aktywnego włączania się w dzieła miłosierdzia.
Co roku w przeżywanie Tygodnia Miłosierdzia włączają się w sposób szczególny Parafialne Oddziały Caritas, Szkolne Koła Caritas oraz placówki prowadzone przez Caritas diecezjalne. W Polsce działa obecnie ponad 4 tysiące Parafialnych Zespołów Caritas, w których pracuje ponad 38 tys. wolontariuszy oraz 1,5 tysiąca szkolnych kół Caritas angażujących w dzieła miłosierdzia 37 tys. młodzieży oraz 2 tys. opiekunów. Podejmowane przez nie działania przypominają, że dzieło miłosierdzia chrześcijańskiego jest sprawą całej wspólnoty Kościoła.
Niech najbliższe dni staną się okazją do uwrażliwienia nas na tych, którzy często żyją obok nas i potrzebują naszej pomocy.
 

 

artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

O słuchaniu

Jak bardzo ludzkie potrzebują kogoś, kto ma dla nich czas i chce ich wysłuchać, ukazuje w mistrzowski sposób znana amerykańska Pisarka Taylor Caldwell (ur. 1900) w powieści „Słuchacz”.

 

Otóż pewien osiemdziesięcioletni adwokat krótko przed swoją śmiercią wybudował tajemniczy obiekt. Był to budynek z marmuru, bez okien, o dwóch pomieszczeniach podzielonych automatycznymi drzwiami. Wielka brama z brązu służyła za wejście, po przeciwnej stronie było skromne wyjście. Złoty napis nad wejściem obwieszczał: „SŁUCHACZ”. Rzekomy słuchacz miał się znajdować w drugim pokoju za kotarą. Nie do uwierzenia, z jaką szczerością i zaufaniem przynoszą tutaj najrozmaitsi ludzie swoje problemy, grzechy i zawiedzione nadzieje! Z jaką tęsknotą szukają oparcia, pomocy i znaku obecności Nieznajomego.

Zdolność słuchania jest połową sukcesu.
Calvin Coolidge

Wsłuchuj się w ton wody, a złowisz pstrąga.
irlandzkie

 


Kalendarz nietypowych świąt na październik

1 października – Dzień Wegetarianina, Muzyki, Lekarza i Ludzi Starszych
4 października - Międzynarodowy Dzień Zwierząt
6 października – Światowy Dzień Mieszkalnictwa
9 października – Światowy Dzień Poczty i Znaczka Pocztowego
9–15 października – Tydzień Pisania Listów
10 października – Dzień Kolejarza i Zdrowia Psychicznego
12 października – Międzynarodowy Dzień Reumatyzmu
14 października – Międzynarodowy Dzień Zmniejszania Skutków Klęsk Żywiołowych
15 października – Międzynarodowy Dzień Niewidomych
16 października – Światowy Dzień Żywności
17 października – Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem
18 października – Dzień Łącznościowca, Dzień Listonosza
20 października – Dzień testera i programisty
21 października – Międzynarodowy dzień odpoczynku od świętowania
22 października – Światowy Dzień Jąkających się
24 października – Dzień Walki z Otyłością
25 października – Dzień Kundelka
28 października – Dzień Odpoczynku dla Zszarganych Nerwów
29 października – Dzień Bez Kupowania
30 października – Święto Napojów Wyskokowych, Dzień noszenia spódnic
31 października – Dzień Rozrzutności


 

7 października - Najświętsza Maryja Panna Różańcowa

Matka Boża Różańcowa
 

Dzisiejsze wspomnienie zostało ustanowione na pamiątkę zwycięstwa floty chrześcijańskiej nad wojskami tureckimi, odniesionego pod Lepanto (nad Zatoką Koryncką) 7 października 1571 r. Sułtan turecki Selim II pragnął podbić całą Europę i zaprowadzić w niej wiarę muzułmańską. Ówczesny papież - św. Pius V, dominikanin, gorący czciciel Matki Bożej - usłyszawszy o zbliżającej się wojnie, ze łzami w oczach zaczął zanosić żarliwe modlitwy do Maryi, powierzając jej swą troskę podczas odmawiania różańca. Nagle doznał wizji: zdawało mu się, że znalazł się na miejscu bitwy pod Lepanto. Zobaczył ogromne floty, przygotowujące się do starcia. Nad nimi ujrzał Maryję, która patrzyła na niego spokojnym wzrokiem. Nieoczekiwana zmiana wiatru uniemożliwiła manewry muzułmanom, a sprzyjała flocie chrześcijańskiej. Udało się powstrzymać inwazję Turków na Europę.
Zwycięstwo było ogromne. Po zaledwie czterech godzinach walki zatopiono sześćdziesiąt galer wroga, zdobyto połowę okrętów tureckich, uwolniono dwanaście tysięcy chrześcijańskich galerników; śmierć poniosło 27 tys. Turków, kolejne 5 tys. dostało się do niewoli. Pius V, świadom, komu zawdzięcza cudowne ocalenie Europy, uczynił dzień 7 października świętem Matki Bożej Różańcowej i zezwolił na jego obchodzenie w tych kościołach, w których istniały Bractwa Różańcowe. Klemens XI, w podzięce za kolejne zwycięstwo nad Turkami odniesione pod Belgradem w 1716 r., rozszerzył to święto na cały Kościół. W roku 1883 Leon XIII wprowadził do Litanii Loretańskiej wezwanie "Królowo Różańca świętego - módl się za nami", a w dwa lata później zalecił, by w kościołach odmawiano różaniec przez cały październik.

                                                                                                                      artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

 


5 października - Święta Faustyna Kowalska, dziewica

Święta Faustyna Kowalska
Helena Kowalska urodziła się 25 sierpnia 1905 r. w rolniczej rodzinie z Głogowca k/Łodzi jako trzecie z dziesięciorga dzieci. Dwa dni później została ochrzczona w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Kazimierza w Świnicach Warckich (diecezja włocławska). Nadano jej wówczas imię Helena. Kiedy miała siedem lat, po raz pierwszy usłyszała w duszy głos wzywający do doskonalszego życia. W 1914 r. przyjęła I Komunię świętą, a dopiero trzy lata później rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. Mimo dobrych wyników, uczyła się tylko trzy lata, potem musiała zrezygnować, aby pomagać w domu matce.
W szesnastym roku życia opuściła dom rodzinny, by na służbie u zamożnych rodzin w Aleksandrowie, Łodzi i Ostrówku zarobić na własne utrzymanie i pomóc rodzicom. Przez cały czas bardzo pragnęła życia zakonnego, ale rodzicom powiedziała o swoich zamiarach dopiero w 1922 r. Ojciec jednak nie wyraził zgody, motywując odmowę brakiem pieniędzy na wyprawę wymaganą w klasztorach.
W lipcu 1924 r.., kiedy Helena z koleżankami uczestniczyła w zabawie w parku koło łódzkiej katedry, Pan Jezus przemówił do niej i polecił niezwłocznie pojechać do Warszawy i wstąpić do klasztoru. Helena postanowiła nie wracać do domu i postawić rodziców przed faktem dokonanym. O tym planie powiedziała tylko siostrze, z którą była, i pierwszym pociągiem przyjechała do Warszawy. Tu następnego dnia zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej. Musiała jednak jeszcze rok przepracować w Warszawie, aby odłożyć pieniądze na skromną wyprawę. 1 sierpnia 1925 r. została przyjęta do Zgromadzenia. Postulat odbywała w Warszawie, a nowicjat w Krakowie, gdzie w czasie obłóczyn zakonnych razem z habitem otrzymała imię Maria Faustyna i habit. Od marca 1926 r. Bóg doświadczał siostrę Faustynę ogromnymi trudnościami wewnętrznymi, wiele przecierpiała aż do końca nowicjatu. W Wielki Piątek 1927 r. zbolałą duszę nowicjuszki ogarnął żar Bożej Miłości. Zapomniała o własnych cierpieniach, poznając jak bardzo cierpiał dla niej Jezus. 30 kwietnia 1928 r. złożyła pierwsze śluby zakonne, następnie z pokorą i radością pracowała w różnych domach zakonnych, m.in. w Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc rozmaite obowiązki. Zawsze pozostawała w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Jej bogate życie wewnętrzne wspierane było poprzez wizje i objawienia.

 W zakonie przeżyła 13 lat. 22 lutego 1931 r. po raz pierwszy ujrzała Pana Jezusa Miłosiernego. Otrzymała wtedy polecenie namalowania takiego obrazu, jak ukazana jej postać Zbawiciela oraz publicznego wystawienia go w kościele. Mimo znacznego pogorszenia stanu zdrowia pozwolono jej na złożenie profesji wieczystej 30 kwietnia 1933 r. Później została skierowana do domu zakonnego w Wilnie. Na początku 1934 roku zwróciła się z prośbą do artysty malarza Eugeniusza Kazimierskiego o wykonanie według jej wskazówek obrazu Miłosierdzia Bożego. Gdy w czerwcu ujrzała ukończony obraz, płakała, że Chrystus nie jest tak piękny, jak Go widziała.
Dzięki usilnym staraniom ks. Michała Sopoćko, kierownika duchowego siostry Faustyny, obraz został wystawiony po raz pierwszy w czasie triduum poprzedzającego uroczystość zakończenia Jubileuszu Odkupienia świata w dniach 26-28 kwietnia 1935 r. Został umieszczony wysoko w oknie Ostrej Bramy i widać go było z daleka. Uroczystość ta zbiegła się z pierwszą niedzielą po Wielkanocy, tzw. niedzielą przewodnią, która - jak twierdziła siostra Faustyna - miała być przeżywana na polecenie Chrystusa jako święto Miłosierdzia Bożego. Ksiądz Michał Sopoćko wygłosił wówczas kazanie o Bożym Miłosierdziu.
W 1936 r. stan zdrowia siostry Faustyny pogorszył się znacznie, stwierdzono u niej zaawansowaną gruźlicę. Od marca tego roku do grudnia 1937 r. przebywała na leczeniu w szpitalu na krakowskim Prądniku Białym. Wiele modliła się w tym czasie, odwiedzała chorych, a umierających otaczała szczególną modlitewną pomocą. Po powrocie ze szpitala pełniła przez pewien czas obowiązki furtianki. Starała się bardzo, by żaden ubogi nie odszedł bez najmniejszego choćby wsparcia od furty klasztornej. Wywierała bardzo pozytywny wpływ na wychowanki Zgromadzenia, dając im przykład pobożności i gorliwości, a zarazem wielkiej miłości.
Chrystus uczynił siostrę Faustynę odpowiedzialną za szerzenie kultu Jego Miłosierdzia. Polecił pisanie Dzienniczka poświęconego tej sprawie, odmawianie nowenny, koronki i innych modlitw do Bożego Miłosierdzia. Codziennie o godzinie 15:00 Faustyna czciła Jego konanie na krzyżu. Przepowiedziała także, że szerzona przez nią forma kultu Miłosierdzia Bożego będzie zabroniona przez władze kościelne. Dzięki s. Faustynie odnowiony i pogłębiony został kult Miłosierdzia Bożego. To od niej pochodzi pięć form jego czci: obraz Jezusa Miłosiernego ("Jezu, ufam Tobie"), koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Miłosierdzia (godzina 15, w której Jezus umarł na krzyżu), litania oraz święto Miłosierdzia Bożego w II Niedzielę Wielkanocną.
W kwietniu 1938 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia siostry Faustyny. Ksiądz Michał Sopoćko udzielił jej w szpitalu sakramentu chorych, widział ją tam w ekstazie. Po długich cierpieniach, które znosiła bardzo cierpliwie, zmarła w wieku 33 lat - 5 października 1938 r. Jej ciało pochowano na cmentarzu zakonnym w Krakowie-Łagiewnikach. W 1966 r. w trakcie trwania procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji siostry Faustyny, przeniesiono jej doczesne szczątki do kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
S. Faustyna została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 r., a ogłoszona świętą 30 kwietnia 2000 r. Uroczystość kanonizacji przypadła w II Niedzielę Wielkanocną, którą Jan Paweł II ustanowił wtedy świętem Miłosierdzia Bożego. Relikwie św. siostry Faustyny znajdują się w Krakowie-Łagiewnikach, gdzie mieści się sanktuarium Miłosierdzia Bożego odwiedzane przez setki tysięcy wiernych z kraju i z całego świata. Dwukrotnie nawiedził je również Jan Paweł II, po raz pierwszy w 1997 r., a po raz drugi - w sierpniu 2002 r. 17 sierpnia 2002 r. Jan Paweł II dokonał uroczystej konsekracji nowo wybudowanej świątyni w Krakowie-Łagiewnikach i zawierzył cały świat Bożemu Miłosierdziu.

W ikonografii św. Faustyna przedstawiana jest w czarnym habicie, stroju swego zgromadzenia.
                                                                                                                                                                                               

                                                                                                                                                                                             artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
 

 

 

 

WEŹ RÓŻANIEC

Weź w dłonie Różaniec mały człowieczku
przesuwaj go w palcach po kawałeczku,
powoli, ostrożnie byś poczuł kuleczki,
byś serce skierował do swojej Mateczki.

A w każdym "Zdrowaśku" byś ujrzał Panienkę
tak czystą i gładką jak morską muszelkę.
Byś przy Niej zobaczył i Anioła z Nieba
byś zrozumiał, że "Fijat" tam było potrzeba.

Żebyś Jej Synalka na ręce potrzymał,
gdy jako Dziecina "buziaki nadymał".
Żebyś tak po ludzku zrozumiał Jej życie,
byś poczuł pod sercem - Jego Serca bicie.
I nie wypuść z ręki Różańca moja siostro,
kiedy poczujesz w swym sercu włócznię bardzo ostrą,
kiedy Twoje usta ocet powypala,
gdy Cię przykują do krzyżowego pala.
Jeśli przetrwasz i Różaniec nadal trzymasz w ręce
pamiętaj, żeś uczestniczył w JEZUSOWEJ MĘCE.
Potem już możesz, by uwielbić Boga
powiedzieć, że nadludzka była Jego droga.

Wznieś teraz ręce z Różańcem ku górze
i kreśl swoje słowa jak w twardym marmurze
- Tyś Panie ZMARTWYCHWSTAŁ i chwała Ci chwała,
że Matka w Niebie, Panią Ziem została.
I kiedy Ci braknie "Zdrowasiek" do mówienia
wiedz, żeś przeżył TAJEMNICĘ BOŻEGO ODKUPIENIA

                                                                                                                                       Magdalena Dudzik

 

 

CUDZE CHWALICIE – SWEGO NIE ZNACIE…

 Pielgrzymka do Nikiszowca i Panewnik

       W sobotę 8 września odbyła się coroczna pielgrzymka emerytów z naszej parafii, organizowana przez nasz Caritas. Tym razem głównym celem wyjazdu była katowicka dzielnica Nikiszowiec, tak nieodległa od Raciborza, a jednak znana bardzo niewielu z nas. Czas pozwalał, by po drodze zatrzymać się jeszcze w kilku innych, ważnych dla katolika miejscach. Ale po kolei…

      Ksiądz proboszcz zaproponował, by pierwszy przystanek uczynić w parafii pod wezwaniem Dobrego Pasterza w dzielnicy Bytomia Karb, gdzie przed laty był wikarym. Neogotycka świątynia, w której powitał nas jeden z następców ks. Krystiana, ujęła nas swoim wystrojem, ale także śladami szkód górniczych na ścianach. Po raz pierwszy widziałem kościół dosłownie spięty pod sufitem, na całej swojej długości i szerokości, siatką metalowych szyn, których zadaniem jest przeciwdziałanie katastrofie budowlanej. Już przed wojną Niemcy orzekli, że węgiel pod Bytomiem jest cenniejszy niż to piękne miasto. I tak zostało do dziś! Przemysł wydobywczy niszczy budownictwo stare i nowe, są miejsca, gdzie różnica poziomów wynosi… 20 metrów! Można by więc powiedzieć, że sama świątynia cierpi razem ze swoją parafią, ludźmi, których się wykwaterowuje i budynkami, które pękają.

     Z Bytomia już prosto ruszyliśmy do Nikiszowca, który obok pobliskiego Giszowca jest słynnym w Europie przykładem architektury industrialnej, konkurującej z zabudową Liverpoolu i Manchesteru. Chodząc z  dobrym przewodnikiem nie mogliśmy nadziwić się, że osiedle górnicze dla 3 tys. mieszkańców wybudowano w kilka lat i że stoi ono do dzisiaj w idealnym stanie.

Powodem powstania nowych domów w dzielnicy Janów była chęć osiedlenia górników wprost obok kopalni, dla zmniejszenia kosztów pracy i uciążliwości dojazdów. Tak więc dwaj kuzyni Emil i Georg Zillmannowie z Charlottenburga postawili w latach 1907 – 1918 osiedle wyposażone w kanalizację, elektryczność, bieżącą wodę i posiadające własną pocztę, szkołę, magiel i pralnię. Do pierwszych mieszkań o pow. ok. 60 m2 wprowadzono się w 1911 roku. Na centralnym placu Giszowca od 1905 roku króluje neorenesansowo-barokowa świątynia p.w. św. Anny. Kościół, jak cała zabudowa dzielnicy, jest z czerwonej cegły. Wnętrze z pięknym rzeźbionym ołtarzem oraz ogromnym żeliwnym żyrandolem pod kopułą sklepienia jest jasne, chciałoby się powiedzieć – słoneczne. Pod ścianami świątyni wystawa fotograficzna obrazująca historię Giszowca. Krótka modlitwa i idziemy obejrzeć domy o czerwonych obramowaniach okien, które dziś stają się powoli modne i zasiedlane przez ludzi o smaku artystycznym. W Oddziale Muzeum Historycznego Miasta Katowic oglądamy ekspozycję obrazów przedstawicieli Janowskiej Grupy Okultystycznej z Teofilem Ociepką, urodzonym zresztą w Janowie, na czele. Jaskrawy kolor, oniryczny nastrój, przemieszanie realności ze snem – to główne cechy tych malarzy, tzw. prymitywistów.

     Pobytu w Nikiszowcu dopełniają zakupy w piekarni Michalskiego i obiad w restauracji w miejscu  starej gospody. Obiad, rzecz jasna, jest śląski! Humory dopisują i w takim nastroju docieramy do sanktuarium OO Franciszkanów w Panewnikach, słynnym z największej w Europie (?), żywej szopki Bożonarodzeniowej. Do Bożego Narodzenia wprawdzie daleko, ale prowadzeni przez jednego z zakonników zwiedzamy ogród i stajnie z czworonożnymi uczestnikami szopki: osiołkiem, konikiem i owcami. Franciszkanie, jako zakon po części misyjny, szczyci się niewielkim muzeum etnograficznym. Mamy możność pomodlić się w kaplicy, gdzie bracia codziennie zbierają się na modlitwę. A sama świątynia zbudowana w stylu neoromańsko-gotyckim, jest ogromna,  dużo większa od raciborskiej  fary. To  duchowe centrum dzielnicy, czujemy to chyba wszyscy!

     Szczęśliwym zbiegiem okoliczności naprzeciw znajduje się klasztor Sióstr Służebniczek Maryi Wniebowziętej, zgromadzenia założonego w XIX w. przez bł. Edmunda Bojanowskiego z Wielkopolski dla opieki nad ubogimi dziećmi. I tu siostry przyjmują nas gościnnie, jesteśmy w obu kaplicach, zakonnej i tej przeznaczonej dla wiernych, oraz w sali z etnograficznymi eksponatami z całego świata. -  Dobrze nam tu być, Panie – coś mi podpowiada w sercu.

     Powoli kończy się dzień, w którym wspólnie tyle przeżyliśmy i zobaczyli! Wracając do Raciborza śpiewamy „Słonko zaszło za górami” oraz „Zapada zmrok, już świat ukołysany…”  Dreszcz chodzi po plecach. Czy nie każdy dzień, nie tylko ten pielgrzymkowy, trzeba by kończyć tą pieśnią?!  

M.R.

Nie wszyscy są przeciwko Tobie

Zrobiła w myśli listę ewentualnych osób. Wreszcie zatelefonowała do swej przyjaciółki, by ta pomogła jej rozwiązać zagadkę. Jedno zdanie przyjaciółki nagle podsunęło jej myśl. Powiedz, to ty przysłałaś mi te kwiaty?
- Tak. Dlaczego? Gdyż ostatnio, gdy rozmawiałyśmy, byłaś w czarnym humorze. Chciałam, byś spędziła jeden dzień, myśląc o wszystkich osobach, które ciebie kochają.

 Post scriptum: Nie jest tak, że masz wokół siebie samym wrogów, którzy tylko - a jakże - czychają na twój błąd. Nie jest też tak, że wszyscy cię kochają, a nawet gdyby tak było, to trzeba bardzo uważać na siebie.

                                                                                                                 Ks. Krystian

Piekarz postanowił nie tylko piec chleb dla innych odbiorców, ale również otworzyć własny sklep. W jego witrynie umieścił duży napis: Dziś na sprzedaż świeże pieczywo. Zaczęli pojawiać się pierwsi klienci, najpierw krewni i znajomi. Gratulowali, życzyli wysokich obrotów i dobrze radzili. Pierwszy z nich powiedział:
- Po co napisałeś „dziś”? Przecież wiadomo, że nie wczoraj, ani nie jutro! Więc to określenie jest zupełnie zbędne.
Usunął więc piekarz słowo dziś i w napisie zostało tylko: Na sprzedaż świeże pieczywo.
- Po co piszesz „na sprzedaż”? – zapytał następny. – To oczywiste, że pieczywa się nie wypożycza, że się go nie rozdaje, ale kupuje!
Usunął więc piekarz z napisu słowa na sprzedaż i zostało tylko samo „świeże pieczywo”.
- Po co pisać „świeże”? – spytał następny klient oglądając witrynę piekarni. Przecież nikt nie sprzedaje nieświeżego pieczywa. To całkiem jasne!
Usunął piekarz przymiotnik „świeże”, w napisie zostało sami „pieczywo”. Przyszedł jeszcze jeden klient z dobra radą:
- Po co ci napis „pieczywo”, skoro i tak wszyscy cię znają i wiedzą, że jesteś piekarzem. A czym piekarz ma handlować, jeśli nie pieczywem? Mięsem? Odzieżą? Albo może gwoźdźmi?
Usunął piekarz ostatnie słowo. Z witryny zniknął napis. A wraz z napisem zniknęli też i klienci, bo nikt nie wiedział już, że tutaj można kupić świeże pieczywo.

   Post scriptum: Nieraz jest tak, że co byś nie zrobił i jak byś nie zrobił, u niektórych ludzi jesteś i tak przegrany.  I nic na to nie poradzisz, bracie ...

                                                                                                            Ks. Krystian

 

2 października - Świętych Aniołów Stróżów

 

Aniele Boży, Stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój.
Rano, w wieczór, w dzień i w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy.
Strzeż duszy i ciała mego
I doprowadź mnie do żywota wiecznego.
Amen.
 

Chociaż może ta modlitwa kojarzy się z dzieciństwem i dziećmi, przekonanie o istnieniu i obecności Aniołów, w tym również Aniołów Stróżów, jest jednym z ważnych elementów naszej wiary. Aniołowie są duchami stworzonymi przez Boga dla jego chwały i pomagania ludziom. Ci, którym Bóg zleca opiekę nad ludźmi, są nazywani Aniołami Stróżami. Opieka ta zaczyna się w chwili narodzenia, a kończy - wraz ze śmiercią konkretnego człowieka. Każdy z nas ma swojego, "osobnego" Anioła Stróża.
Pismo Święte nie pozostawia wątpliwości co do istnienia aniołów, posłańców Bożych, którzy uczestniczą w dziejach zbawienia człowieka. Te czysto duchowe istoty pośredniczą między Bogiem a ludźmi. Nauka o nich jest oparta przede wszystkim na dwóch fragmentach Biblii. W psalmie 91 czytamy:


Niedola nie przystąpi do ciebie, a cios nie spotka twojego namiotu, bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień.

Natomiast św. Mateusz przekazuje nam w swojej Ewangelii m.in. takie słowa Jezusa:

Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.

Nie są to bynajmniej jedyne teksty Pisma świętego wskazujące na to, że Bóg posługuje się aniołami dla dobra rodzaju ludzkiego lub poszczególnych ludzi. Wystarczy przypomnieć o opiece anioła nad Hagar i jej synem, Izmaelem (Rdz 16, 9); anioł powstrzymuje Abrahama, by nie dokonywał zabójstwa swego pierworodnego syna, Izaaka (Rdz 22, 11), anioł ratuje Lota i jego rodzinę (Rdz 19), anioł ratuje trzech młodzieńców od śmierci w piecu ognistym (Dn 3, 49-50) i Daniela we lwiej jamie (Dn 6-22), żywi proroka Eliasza i ratuje go od śmierci głodowej (2 Krl 19, 6-8), anioł wyprowadza Apostołów z więzienia (Dz 4, 17) i ratuje z rąk Heroda św. Piotra (Dz 12, 7-20).

 Aniołowie byli obecni w nauczaniu Kościoła już od pierwszych wieków, w dziełach wybitnych myślicieli chrześcijańskich. W pismach ojców Kościoła naukę o Aniołach Stróżach spotykamy już w pierwotnych dokumentach chrześcijaństwa. Św. Cyprian (+ ok. 251) nazywa aniołów naszymi przyjaciółmi. Św. Bazyli (+ 379) widzi w nich naszych pedagogów i przyjaciół. Św. Ambroży (+ 397) uważa ich za naszych pomocników. Św. Hieronim (+ ok. 420) twierdzi: "Tak wielka jest godność duszy, że każda ma ku obronie Anioła Stróża". Św. Bazyli idzie dalej, gdy pisze: "Niektórzy między aniołami są przełożonymi nad narodami, inni zaś dodani każdemu z wiernych". Podobnie pisze św. Augustyn (+ 430): "Wielkim jest staranie, jakie ma Pan Bóg o ludzi. Wielką nam miłość okazał przez to, że ustanowił aniołów, aby nas strzegli".
Wśród świętych, którzy wyróżniali się szczególnym nabożeństwem do Aniołów Stróżów, należałoby wymienić: św. Cecylię (+ w. III), św. Franciszkę Rzymiankę (+ 1440) i bł. Dalmacjusza, dominikanina z Gerony (+ 1341), którzy mieli szczęście często przestawać ze swoim Aniołem Stróżem, jak głoszą ich żywoty; św. Stanisława Kostkę, naszego rodaka, patrona Polski, który z rąk anioła miał otrzymać cudownie Komunię świętą, gdy był w drodze do Dyllingen; św. Franciszka Salezego, który miał zwyczaj pozdrawiać Anioła Stróża w każdej miejscowości, do której przybywał; oraz św. Jana Bosko, którego Anioł Stróż kilka razy uratował od niechybnej śmierci w czasie czynionych na niego zamachów, kiedy posyłał mu tajemniczego psa ku obronie.

 Aniołom oddawano cześć już w liturgii starochrześcijańskiej. Wprawdzie pierwotne chrześcijaństwo walczące z wszelkimi przejawami pogaństwa nie rozwinęło kultu aniołów, podobnie jak powstrzymywało się od publicznego kultu Matki Bożej i świętych, jednak pierwsze wzmianki o kulcie aniołów spotykamy już u św. Justyna (+ ok. 165) w jego pierwszej Apologii. Od IV w. wyróżnia się kult św. Michała Archanioła. Aniołowie są wymieniani często w różnych liturgiach jako oddający chwałę Panu Bogu. W ikonografii spotykamy aniołów już w katakumbach (w. III).
Osobne święto pojawiło się dopiero w XV w. na Półwyspie Iberyjskim, zwłaszcza na terenie Hiszpanii oraz we Francji. W roku 1608 Paweł V pozwolił obchodzić to święto w pierwszy dzień zwykły po św. Michale. Na stałe do kalendarza liturgicznego dla całego Kościoła wprowadził je Klemens X w roku 1670. Żywą wiarą w Aniołów Stróżów wyróżniał się m.in. bł. Jan XXIII, który jeszcze jako nuncjusz apostolski przed każdym ważnym spotkaniem prosił swego Anioła Stróża o pomyślny przebieg rozmowy i jej dobre owoce.

Niech dzisiejsze wspomnienie uświadomi nam, że Aniołowie Stróżowie realnie istnieją, opiekują się nami, chroniąc przed złem i prowadząc ku dobru, a wiara w nich nie jest zarezerwowana tylko dla dzieci. Nie zapominajmy o częstej modlitwie do naszych duchowych opiekunów.

 

artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
 


1 października - Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, dziewica i doktor Kościoła

Święta Teresa z Lisieux
Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, zwana także Małą Tereską (dla odróżnienia od św. Teresy z Avila, zwanej Wielką) albo Teresą z Lisieux, urodziła się w Alencon (Normandia) w nocy z 2 na 3 stycznia 1873 r. jako dziewiąte dziecko Ludwika i Zofii. Kiedy miała 4 lata, umarła jej matka. Wychowaniem dziewcząt zajął się ojciec. Teresa po śmierci matki obrała sobie za Matkę Najświętszą Maryję Pannę. W tym samym roku (1877) ojciec przeniósł się z pięcioma swoimi córkami do Lisieux. W latach 1881-1886 Teresa przebywała u sióstr benedyktynek w Lisieux, które w swoim opactwie miały także szkołę z internatem dla dziewcząt.
25 marca 1883 r. dziesięcioletnia Teresa zapadła na ciężką chorobę, która trwała do 13 maja. Jak sama wyznała, uzdrowiła ją cudownie Matka Boża. W roku 1884 Teresa przyjęła pierwszą Komunię świętą. Odtąd przy każdej Komunii świętej powtarzała z radością: "Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Jezus". W tym samym roku otrzymała sakrament bierzmowania.
Przez ponad rok dręczyły ją poważne skrupuły. Jak sama wyznała, uleczenie z tej duchowej choroby zawdzięczała swoim czterem siostrom, zmarłym w latach niemowlęcych. W pamiętniku zapisała, że w czasie pasterki w noc Bożego Narodzenia przeżyła "całkowite nawrócenie". Postanowiła zupełnie zapomnieć o sobie, a oddać się Jezusowi i sprawie zbawienia dusz. Zaczęła odczuwać gorycz i wstręt do przyjemności i ponęt ziemskich. Ogarnęła ją tęsknota za modlitwą, rozmową z Bogiem. Odtąd zaczęła się jej wielka droga ku świętości. Miała wtedy zaledwie 13 lat.
Rok później skazano na śmierć głośnego bandytę, który był postrachem całej okolicy, Pranziniego. Teresa dowiedziała się z gazet, że zbrodniarz ani myśli pojednać się z Panem Bogiem. Postanowiła zdobyć jego duszę dla Jezusa. Zaczęła się serdecznie modlić o jego nawrócenie. Ofiarowała też w jego intencji specjalne pokuty i umartwienia. Wołała: "Jestem pewna, Boże, że przebaczysz temu biednemu człowiekowi (...). Oto mój pierwszy grzesznik. Dla mojej pociechy spraw, aby okazał jakiś znak skruchy". Nadszedł czas egzekucji, lecz bandyta nawet wtedy odrzucił kapłana. A jednak ku zdziwieniu wszystkich, kiedy miał podstawić głowę pod gilotynę, nagle zwrócił się do kapłana, poprosił o krzyż i zaczął go całować. Na wiadomość o tym Teresa zawołała szczęśliwa: "To mój pierwszy syn!"

 Kiedy Teresa miała 15 lat, zapukała do bramy Karmelu, prosząc o przyjęcie. Przełożona jednak, widząc wątłą i bardzo młodą panienkę, nie przyjęła Teresy, obawiając się, że nie przetrzyma tak trudnych i surowych warunków życia. Teresa jednak nie dała za wygraną, ale udała się z prośbą o pomoc do miejscowego biskupa. Ten jednak zasłonił się prawem kościelnym, które nie zezwala w tak młodym wieku wstępować do zakonu. W tej sytuacji dziewczyna nakłoniła ojca, by pojechał z nią do Rzymu. Leon XIII obchodził właśnie złoty jubileusz swojego kapłaństwa (1887). Teresa upadła przed nim na kolana i zawołała: "Ojcze święty, pozwól, abym dla uczczenia Twego jubileuszu mogła wstąpić do Karmelu w piętnastym roku życia". Papież nie chciał jednak uczynić wyjątku. Teresa chciała się wytłumaczyć, ale gwardia papieska usunęła ją siłą, by także inni mogli - zgodnie z ówczesnym zwyczajem - ucałować nogi papieża.
Marzenie Teresy spełniło się dopiero po roku. Została przyjęta najpierw w charakterze postulantki, potem nowicjuszki. Zaraz przy wejściu do klasztoru uczyniła postanowienie: "Chcę być świętą". W styczniu 1889 r. odbyły się jej obłóczyny i otrzymała imię: Teresa od Dzieciątka Jezus i od Świętego Oblicza. Jej drugim postanowieniem było: "Przybyłam tutaj, aby zbawiać dusze, a nade wszystko, by się modlić za kapłanów". W roku 1890 złożyła uroczystą profesję. W dwa lata potem po raz ostatni odwiedził siostrę Teresę ojciec. Cierpiał już wtedy na zaburzenia umysłowe, ale rozpoznał córkę i powiedział do niej na pożegnanie: "W niebie". Przełożona poznała się na niezwykłych cnotach młodej siostry, skoro zaledwie w trzy lata po złożeniu ślubów wyznaczyła ją na mistrzynię nowicjuszek. Obowiązek ten Teresa spełniała do śmierci, to jest przez cztery lata.
W zakonnym życiu zadziwiała jej dojrzałość duchowa. Starała się doskonale spełniać wszystkie, nawet najmniejsze obowiązki. Nazwała tę drogę do doskonałości "małą drogą dziecięctwa Bożego". Widząc, że miłość Boga jest zapomniana, oddała się Bogu jako ofiara za zbawienie świata. Swoje przeżycia i cierpienia opisała w księdze "Dzieje duszy".

 Zanim zapadła na śmiertelną chorobę, Teresa była wyjątkowo surowo traktowana przez przełożoną, która uważała, że dziewczyna lekkomyślnie i niepoważnie zgłosiła się do Karmelu. Jej stały uśmiech brała za lekkie traktowanie swojej profesji. Także zakonnica, którą się s. Teresa opiekowała z racji jej wieku i kalectwa, nie umiała zdobyć się na słowo podzięki, ale często ją rugała i mnożyła swoje wymagania. Teresa cieszyła się z tych krzyży, bo widziała w nich piękny prezent, jaki może złożyć Bogu.
Na rok przed śmiercią zaczęły pojawiać się u Teresy pierwsze objawy daleko już posuniętej gruźlicy: wysoka gorączka, osłabienie, zanik apetytu, a nawet krwotoki. Pierwszy krwotok zaalarmował klasztor w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. Mimo to siostra Teresa spełniała nadal wszystkie zlecone jej obowiązki: mistrzyni, zakrystianki i opiekunki jednej ze starszych sióstr. Zima w roku 1896/1897 była wyjątkowo surowa, klasztor zaś był nie ogrzewany. Teresa przeżywała prawdziwe tortury. Nękał ją uciążliwy kaszel i duszność. Przełożona zlekceważyła jej stan. Nie oddano jej do infirmerii ani nie wezwano lekarza. Uczyniono to dopiero wtedy, kiedy stan był już beznadziejny. Jeszcze wówczas zastosowano wobec chorej drakońskie środki, takie jak stawianie baniek. Z poranionymi plecami i piersiami musiała iść do normalnych zajęć i pokut zakonnych, nawet do prania. Do infirmerii posłano ją dopiero w lipcu roku 1897, gdzie też po kilkunastu tygodniach niezwykłych mąk 30 września 1897 roku zmarła, zapowiedziawszy: "Chcę, przebywając w niebie, czynić dobro na ziemi. Po śmierci spuszczę na nią deszcz róż".

 Pius XI beatyfikował ją w 1923 r., a już w dwa lata później - kanonizował. W 1927 r. ogłosił ją, obok św. Franciszka Ksawerego, główną patronką misji katolickich. W roku 1890 bowiem - a więc jeszcze za życia Teresy - klasztor w Sajgonie zamierzał otworzyć w Hanoi drugi klasztor karmelitanek na ziemiach wietnamskich. W tej sprawie zwrócono się do klasztoru macierzystego w Lisieux o pomoc. Siostry zamierzały wysłać pomoc także w personelu. Wśród pierwszych ochotniczek była także siostra Teresa od Dzieciątka Jezus. Ustalenia trwały jednak zbyt długo; Teresa zachorowała i zmarła.
W roku 1944 Pius XII ogłosił św. Teresę drugą, obok św. Joanny d'Arc, patronką Francji. W 1999 r. Jan Paweł II ogłosił św. Teresę doktorem Kościoła. Jest patronką zakonów: karmelitanek, teresek, terezjanek; archidiecezji łódzkiej.

W ikonografii św. Teresa przedstawiana jest na podstawie autentycznych fotografii. Jej atrybutami są: Dziecię Jezus, księga, pęk róż, pióro pisarskie.



                                                                                                                                                                                                     artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

 

O nowej religii

Znanemu profesorowi religioznawstwa pewien człowiek przyniósł grubą książkę i powiedział:

– Tutaj przedstawiłem całościowo nową religię przyszłości; wszystko tu uwzględniłem.

Profesor, który był człowiekiem wierzącym, przekartkował dzieło z uwagą, a potem zauważył:

– A jednak czegoś tu brakuje.

Autor zaklinał się, że o wszystkim pomyślał i wszystko przewidział. Wówczas religioznawca odparł:

– Brakuje tu jednego: teraz za te poglądy musi się pan dać ukrzyżować, a potem zmartwychwstać

 

       

O ciotce i deszczu

  1. Tak się jakoś utarło, że rodzina każdego roku, gdy zbliżała się pora na przyjęcie w ogrodzie, zapraszała również swą starą, pobożną ciotkę.
  2. Tym razem zapomniano o niej. Gdy jednak w ostatniej chwili zatelefonowano do niej z prośbą o przyjście, odpowiedziała z goryczą:
    – Teraz już za późno. Już modliłam się o deszcz!

 

 

O aniołach przy stworzeniu świata

 

Opowiadają, że przy stworzeniu świata zagadnęli Boga trzej aniołowie.

Pierwszy zapytał:
– Jak Ty to robisz?

Drugi:
– Dlaczego to robisz?

Trzeci:
– W czym można Ci pomóc?

Czwarty:
– Co to wszystko jest warte?

Pierwszy był fizykiem, drugi filozofem, trzeci filantropem, czwarty kupcem.
Piąty anioł przyglądał się temu dziełu pełen zachwytu i ze wzruszeniem w oczach wysławiał Stwórcę – to był mistyk

 

 

29 września - Święci Archaniołowie Michał, Rafał i Gabriel
 

Aniołowie są istotami ze swej natury różnymi od ludzi. Należą do stworzeń, są nam bliscy, dlatego Kościół obchodzi ich święto. Do ostatniej reformy kalendarza kościelnego (z 14 lutego 1969 r.) istniały trzy odrębne święta: św. Michała czczono 29 września, św. Gabriela - 24 marca, a św. Rafała - 24 października. Obecnie wszyscy trzej archaniołowie są czczeni wspólnie.

Archanioł Michał depcze bestię W tradycji chrześcijańskiej
Michał to pierwszy i najważniejszy spośród aniołów (Dn 10, 13; 12, 1; Ap 12, 7 nn), obdarzony przez Boga szczególnym zaufaniem i kluczami do nieba. Hebrajskie imię Mika'el znaczy "Któż jak Bóg". Według tradycji, kiedy Lucyfer zbuntował się przeciwko Bogu i do buntu namówił część aniołów, archanioł Michał miał wtedy wystąpić i z okrzykiem "Któż jak Bog" wypowiedzieć wojnę szatanom.
W Piśmie świętym pięć razy jest mowa o Michale. W księdzie Daniela jest nazwany "jednym z przedniejszych książąt nieba" (Dn 13, 21) oraz "obrońcą ludu izraelskiego" (Dn 12, 1). Św. Jan Apostoł określa go w Apokalipsie jako stojącego na czele duchów niebieskich, walczącego z szatanem (Ap 12, 7). Św. Juda Apostoł podaje, że jemu właśnie zostało zlecone, by strzegł ciała Mojżesza po jego śmierci (Jud 9). Św. Paweł Apostoł również o nim wspomina (2 Tes 4, 16). Jest uważany za anioła sprawiedliwości i sądu, łaski i zmiłowania. Jeszcze więcej znaczenie św. Michała akcentują księgi apokryficzne: Księga Henocha, Apokalipsa Barucha, Apokalipsa Mojżesza itp., w których Michał występuje jako najważniejsza osoba po Panu Bogu, jako wykonawca planów Bożych odnośnie ziemi, rodzaju ludzkiego i Izraela. Michał jest księciem aniołów, który ma klucze do nieba. Jest aniołem sądu i Bożych kar, ale też aniołem Bożego miłosierdzia. Pisarze wczesnochrześcijańscy przypisują mu wiele ze wspomnianych atrybutów; uważają go za anioła od szczególnie ważnych zleceń Bożych. Piszą o nim m.in. Tertulian, Orygenes, Hermas i Didymus. Jako praepositus paradisi ma ważyć dusze na Sądzie Ostatecznym. Jest czczony jako obrońca Ludu Bożego i dlatego Kościół, spadkobierca Izraela, czci go jako swego opiekuna. Papież Leon XIII ustanowił osobną modlitwę, którą kapłani odmawiali po Mszy świętej z ludem do św. Michała o opiekę nad Kościołem.
Kult św. Michała archanioła jest w chrześcijaństwie bardzo dawny i żywy. Sięga on wieku II. Symeon Metafrast pisze, że we Frygii, w Małej Azji, św. Michał miał się objawić w Cheretopa i na pamiątkę zostawić cudowne źródło, do którego śpieszyły liczne rzesze pielgrzymów. Podobne sanktuarium było w Chone, w osadzie odległej 4 km od Kolosów, które nosiło nazwę "Michelion". W Konstantynopolu kult św. Michała był tak żywy, że posiadał on tam już w VI w. aż 10 poświęconych sobie kościołów, a w IX w. kościołów i klasztorów pod jego wezwaniem było tam już 15. Sozomenos i Nicefor wspominają, że nad Bosforem istniało sanktuarium św. Michała, założone przez cesarza Konstantyna (w. IV). W samym zaś Konstantynopolu w V w. istniał obraz św. Michała, czczony jako cudowny w jednym z klasztorów pod jego imieniem. Liczni pielgrzymi zabierali ze sobą cząstkę oliwy z lampy płonącej przed tym obrazem, gdyż według ich opinii miała ona własności lecznicze. W Etiopii każdy 12 dzień miesiąca był poświęcony św. Michałowi.
W Polsce powstały dwa zgromadzenia zakonne pod wezwaniem św. Michała: męskie i żeńskie, założone przez błogosławionego Bronisława Markiewicza (+ 1912, beatyfikowany przez kard. Józefa Glempa w Warszawie w czerwcu 2005 r.). Są to michaelici i michaelitki.
Św. Michał archanioł jest patronem Cesarstwa Rzymskiego, Anglii, Austrii, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Węgier, Małopolski; diecezji łomżyńskiej; Amsterdamu, Łańcuta; mierniczych, radiologów, rytowników, szermierzy, szlifierzy, złotników, żołnierzy, a także dobrej śmierci.

W ikonografii św. Michał Archanioł przedstawiany jest w tunice i paliuszu, w szacie władcy, jako wojownik w zbroi. Skrzydła św. Michała są najczęściej białe, niekiedy pawie. Włosy upięte opaską lub diademem. Jego atrybutami są: globus, krzyż, laska, lanca, miecz, oszczep, puklerz, szatan w postaci smoka u nóg lub skrępowany, tarcza z napisem: Quis ut Deus - "Któż jak Bóg", waga.


 


Archanioł Gabriel zwiastuje Maryi wolę Bożą Gabriel
po raz pierwszy pojawia się pod tym imieniem w Księdze Daniela (Dn 8, 15-26; 9, 21-27). W pierwszym wypadku wyjaśnia Danielowi znaczenie tajemniczej wizji Barana i Kozła, ilustrującej podbój przez Grecję potężnych państw Medów i Persów; w drugim wypadku archanioł Gabriel wyjaśnia prorokowi Danielowi przepowiednię Jeremiasza o 70 tygodniach lat. Imię "Gabriel" znaczy tyle, co "mąż Boży" albo "wojownik Boży". W tradycji chrześcijańskiej (Łk 1, 11-20. 26-31) przynosi Dobrą Nowinę. Ukazuje się Zachariaszowi zapowiadając mu narodziny syna Jana Chrzciciela. Zwiastuje także Maryi, że zostanie Matką Syna Bożego.
Według niektórych pisarzy kościelnych Gabriel był aniołem stróżem Świętej Rodziny. Przychodził w snach do Józefa (Mt 1, 20-24; 2, 13; 2, 19-20). Miał być aniołem pocieszenia w Ogrójcu (Łk 22, 43) oraz zwiastunem przy zmartwychwstaniu Pana Jezusa (Mt 28, 5-6) i przy Jego wniebowstąpieniu (Dz 1, 10). Niemal wszystkie obrządki w Kościele uroczystość św. Gabriela mają w swojej liturgii tuż przed lub tuż po uroczystości Zwiastowania. Tak było również w liturgii rzymskiej do roku 1969; czczono go wówczas 24 marca, w przeddzień uroczystości Zwiastowania. Na Zachodzie osobne święto św. Gabriela przyjęło się dopiero w wieku X. Papież Benedykt XV w roku 1921 rozszerzył je z lokalnego na ogólnokościelne. Pius XII 1 kwietnia 1951 r. ogłosił św. Gabriela patronem telegrafu, telefonu, radia i telewizji. Św. Gabriel jest ponadto czczony jako patron dyplomatów, filatelistów, posłańców i pocztowców. W 1705 roku św. Ludwik Grignion de Montfort założył rodzinę zakonną pod nazwą Braci św. Gabriela. Zajmują się oni głównie opieką nad głuchymi i niewidomymi.

W ikonografii św. Gabriel Archanioł występuje niekiedy jako młodzieniec, przeważnie uskrzydlony i z nimbem. Odziany w tunikę i paliusz, czasami nosi szaty liturgiczne. Na włosach ma przepaskę lub diadem. Jego skrzydła bywają z pawich piór. Szczególnie ulubioną sceną, w której jest przedstawiany w ciągu wieków, jest Zwiastowanie. Niekiedy przekazuje Maryi jako herold Boży zapieczętowany list lub zwój. Za atrybut służy mu berło, lilia, gałązka palmy lub oliwki.


 


Archanioł Rafał prowadzi Tobiasza Rafał przedstawił się w Księdze Tobiasza, iż jest jednym z "siedmiu aniołów, którzy stoją w pogotowiu i wchodzą przed majestat Pański" (Tb 12, 15). Występuje w niej pod postacią ludzką, przybiera pospolite imię Azariasz i ofiarowuje młodemu Tobiaszowi wędrującemu z Niniwy do Rega w Medii swoje towarzystwo i opiekę. Ratuje go z wielu niebezpiecznych przygód, przepędza demona Asmodeusza, uzdrawia niewidomego ojca Tobiasza. Hebrajskie imię Rafael oznacza "Bóg uleczył".
Ponieważ zbyt pochopnie używano imion, które siedmiu archaniołom nadały apokryfy żydowskie, dlatego synody w Laodycei (361) i w Rzymie (492 i 745) zakazały ich nadawania. Pozwoliły natomiast nadawać imiona Michała, Gabriela i Rafała, gdyż o tych wyraźnie mamy wzmianki w Piśmie świętym. W VII w. istniał już w Wenecji kościół ku czci św. Rafała. W tym samym wieku miasto Cordoba w Hiszpanii ogłosiło go swoim patronem.
Św. Rafał Archanioł ukazuje dobroć Opatrzności. Pobożność ludowa widzi w nim prawzór Anioła Stróża. Jest czczony jako patron aptekarzy, chorych, lekarzy, emigrantów, pielgrzymów, podróżujących, uciekinierów, wędrowców, żeglarzy.
 


W ikonografii św. Rafał Archanioł przedstawiany jest jako młodzieniec bez zarostu w typowym stroju anioła - tunice i chlamidzie. Jego atrybutami są: krzyż, laska pielgrzyma, niekiedy ryba i naczynie. W ujęciu bizantyjskim ukazywany jest z berłem i globem.
 

artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia
 


23 września - Święty o. Pio z Pietrelciny, prezbiter

Święty ojciec Pio
O. Pio urodził się w Petrelcinie (na południu Włoch) 25 maja 1887 r. Na chrzcie otrzymał imię Franciszek. Już w dzieciństwie szukał samotności i często oddawał się modlitwie i rozmyślaniu. Gdy miał 5 lat, objawił mu się po raz pierwszy Jezus. W wieku 16 lat Franciszek przyjął habit kapucyński i otrzymał zakonne imię Pio. Rok później złożył śluby zakonne i rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne. W 1910 r. przyjął święcenia kapłańskie. Już wtedy od dawna miał poważne problemy ze zdrowiem. Po kilku latach kapłaństwa został powołany do wojska. Ze służby został zwolniony ze względu na zły stan zdrowia. Pod koniec lipca 1916 r. przybył do San Giovanni Rotondo i tam przebywał aż do śmierci. Był kierownikiem duchowym młodych zakonników.

20 września 1918 r. podczas modlitwy przed wizerunkiem Chrystusa ukrzyżowanego o. Pio otrzymał stygmaty. Na jego dłoniach, stopach i boku pojawiły się otwarte rany - znaki męki Jezusa. Wkrótce do San Giovanni Rotondo zaczęły przybywać rzesze pielgrzymów i dziennikarzy, którzy chcieli zobaczyć niezwykłego kapucyna. Stygmaty i mistyczne doświadczenia o. Pio były także przedmiotem wnikliwych badań ze strony Kościoła. W związku z nimi o. Pio na 2 lata otrzymał zakaz publicznego sprawowania Eucharystii i spowiadania wiernych. Sam zakonnik przyjął tę decyzję z wielkim spokojem. Po wydaniu opinii przez dr Festa, który uznał, że stygmatyczne rany nie są wytłumaczalne z punktu widzenia nauki, o. Pio mógł ponownie sprawować publicznie sakramenty.

Ojciec Pio był mistykiem. Często surowo pokutował, bardzo dużo czasu poświęcał na modlitwę. Wielokrotnie przeżywał ekstazy, miał wizje Maryi, Jezusa i swojego Anioła Stróża. Bóg obdarzył go również darem bilokacji - znajdowania się jednocześnie w dwóch miejscach. Podczas pewnej bitwy w trakcie wojny, o. Pio, który cały czas przebywał w swoim klasztorze, ostrzegł jednego z dowódców na Sycylii, by usunął się z miejsca, w którym się znajdował. Dowódca postąpił zgodnie z tym ostrzeżeniem i w ten sposób uratował swoje życie - na miejsce, w którym się wcześniej znajdował, spadł granat.

Włoski zakonnik niezwykłą czcią darzył Eucharystię. Przez długie godziny przygotowywał się do niej, trwając na modlitwie, i długo dziękował Bogu po jej odprawieniu. Odprawiane przez o. Pio Msze święte trwały nieraz nawet dwie godziny. Ich uczestnicy opowiadali, że ojciec Pio w ich trakcie - zwłaszcza w momencie Przeistoczenia - w widoczny sposób bardzo cierpiał fizycznie. Kapucyn z Pietrelciny nie rozstawał się również z różańcem.

W 1922 r. powstała inicjatywa wybudowania szpitala w San Giovanni Rotondo. Ojciec Pio gorąco ten pomysł poparł. Szpital szybko się rozrastał, a problemy finansowe przy jego budowie udawało się szczęśliwie rozwiązać. "Dom Ulgi w Cierpieniu" otwarto w maju 1956 r. Kroniki zaczęły się zapełniać kolejnymi świadectwami cudownego uzdrowienia dzięki wstawienniczej modlitwie o. Pio. Tymczasem zakonnika zaczęły powoli opuszczać siły, coraz częściej upadał na zdrowiu. Zmarł w swoim klasztorze 23 września 1968 r. Na kilka dni przed jego śmiercią, po 50 latach, zagoiły się stygmaty.

W 1983 r. rozpoczął się proces informacyjny, zakończony w 1990 r. stwierdzeniem przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych jego ważności. W 1997 r. ogłoszono dekret o heroiczności cnót o. Pio; rok później - dekret stwierdzający cud uzdrowienia za wstawiennictwem o. Pio. Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał beatyfikacji o. Pio w dniu 2 maja 1999 r., a kanonizował go 16 czerwca 2002 r.

 

                                                                                                                                                                                                         artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

17 września 1939 roku - agresja sowiecka na Polskę
 
O świcie w dniu 17 września, kiedy oddziały Wojska Polskiego stawiały jeszcze opór armiom niemieckim, Polska została zaatakowana przez Związek Sowiecki, związany tajnym sojuszem z III Rzeszą. W tych warunkach najwyższe władze Rzeczypospolitej i Naczelny Wódz w nocy z 17 na 18 września opuścili terytorium państwa, przechodząc na teren Rumunii.

W dniu agresji sowieckiej w rękach polskich znajdowała się niemal połowa terytorium Rzeczypospolitej. Broniła się Warszawa i Twierdza Modlin. Trwała bitwa nad Bzurą i obrona wybrzeża morskiego. Toczyły się krwawe boje na Lubelszczyźnie, bronił się Lwów.

Siły sowieckie liczyły ponad 450 tysięcy żołnierzy. Liczba ta z każdym dniem wzrastała, dochodząc pod koniec września do około półtora miliona. W szeregach Wojska Polskiego znajdowało się jeszcze około 600 tys. żołnierzy, z czego związanych walką z Niemcami było około 250 tys. Na wschodnich obszarach Polski w różnego rodzaju jednostkach było ponad 200 tys. żołnierzy. Granica wschodnia dozorowana była przez niespełna 20 tys. żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza.

Wojsko Polskie nie było w stanie skutecznie przeciwstawić się nowemu agresorowi, zwłaszcza, że ataku z tej strony nie przewidywano. Jednakże pomimo całkowitego zaskoczenia i przewagi wschodniego agresora wiele jednostek KOP-u stawiło opór. Długo utrzymywały swoje pozycje pułki KOP-u „Wilejka”, „Podole” i „Sarny”. Granicy Broniły bataliony: „Ludwikowo”, „Sienkiewicze”, „Dawidgródek”. Do historii przeszły obrona Wilna oraz walki polskiej kawalerii pod Skidlem i Kodziowcami. Bohaterski opór stawiła grupa KOP-u gen. Wilhelma Orlik-Rückemana, która pod Szackiem i Wytycznem zadała najeźdźcy ciężkie straty. Szczególnie zacięty charakter miała dwudniowa obrona Grodna. W oporze stawianym do końca września Armii Czerwonej uczestniczyło w zwartych jednostkach co najmniej kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy polskich. Największą zwartą jednostką była Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, licząca ponad 20 tys. żołnierzy broniła się najpierw przed Armią Czerwoną, a następnie walczyła z Niemcami. Atak na Polskę od wschodu poważnie osłabił jej możliwości obronne i skrócił w konsekwencji opór.

W dniu 28 września Niemcy i Sowieci podpisali układ „O granicach i przyjaźni” modyfikujący pakt Ribbentrop-Mołotow. Zgodnie z nowymi postanowieniami, granica niemiecko-sowiecka przebiegała na linii Narwi, Bugu i Sanu. Pod okupacją sowiecką znalazło się ok. 201 tys. km2, w tym co najmniej 5 mln Polaków. Jeden z dodatkowych tajnych protokołów przewidywał współpracę obu państw w zwalczaniu polskich dążeń niepodległościowych

 

artykuł zaczerpnięto  ze strony wojsko-polskie.pl

 

 

"Tęsknota, słowo zużyte,
Otwarło mi swoją dal...
Jak różne są rzeczy ukryte
W króciutkim wyrazie: żal."

 


15 września - Najświętsza Maryja Panna Bolesna

"Oto Ten przeznaczony jest na upadek... A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu" (Łk 2, 34a. 35).

Maryja siedmiokrotnie przebita mieczem boleści Tymi słowami prorok Symeon zapowiedział Maryi, podczas ofiarowania Jezusa w świątyni, cierpienie. Maryja, jako najpokorniejsza i najwierniejsza Służebnica Pańska, miała szczególny udział w dziele zbawczym Chrystusa, wiodącym przez krzyż.

Przez wiele stuleci Kościół obchodził dwa święta dla uczczenia cierpień Najświętszej Maryi Panny: w piątek przed Niedzielą Palmową - Matki Bożej Bolesnej i 15 września - Siedmiu Boleści Maryi. Pierwsze święto wprowadzono najpierw w Niemczech w roku 1423 w diecezji kolońskiej i nazywano je "Współcierpienie Maryi dla zadośćuczynienia za gwałty, jakich dokonywali na kościołach katolickich huszyci". Początkowo obchodzono je w piątek po trzeciej niedzieli wielkanocnej. W roku 1727 papież Benedykt XIII rozszerzył je na cały Kościół i przeniósł na piątek przed Niedzielą Palmową.
Drugie święto ma nieco inny charakter. Czci Bożą Matkę jako Bolesną i Królową Męczenników nie tyle w aspekcie chrystologicznym, co historycznym, przypominając ważniejsze etapy i sceny dramatu Maryi i Jej cierpień. Zaczęli to święto wprowadzać serwici. Od roku 1667 zaczęło się rozszerzać na niektóre diecezje. Pius VII w roku 1814 rozszerzył je na cały Kościół, a dzień święta wyznaczył na trzecią niedzielę września. Papież św. Pius X ustalił je na 15 września. W Polsce oba święta rychło się przyjęły. Już stary mszał krakowski z 1484 r. zawiera Mszę De tribulatione Beatae Virgini oraz drugą: De quinque doloribus B. M. Virginis. Również mszały wrocławski z 1512 roku i poznański z 1555 zawierają te Msze.
Oba święta są paralelne do świąt Męki Pańskiej, są w pewnym stopniu ich odpowiednikiem. Pierwsze bowiem święto łączy się bezpośrednio z Wielkim Tygodniem, drugie zaś z uroczystością Podwyższenia św. Krzyża. Ostatnia zmiana kalendarza kościelnego zniosła święto przed Niedzielą Palmową.

Od XIV w. często pojawiał się motyw siedmiu boleści Maryi. Są nimi:
1. Proroctwo Symeona (Łk 2, 34-35)
2. Ucieczka do Egiptu (Mt 2, 13-14)
3. Zgubienie Jezusa (Łk 2, 43-45)
4. Spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej
5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa (Mt 27, 32-50; Mk 15, 20b-37; Łk 23, 26-46; J 19, 17-30)
6. Zdjęcie Jezusa z krzyża (Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)
7. Złożenie Jezusa do grobu (Mt 27, 57-61; Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)

 Jest rzeczą niezaprzeczalną, że Maryja wiele wycierpiała jako Matka Zbawiciela. Nie wiemy, czy dokładnie wiedziała, co czeka Jej Syna. Niektórzy pisarze kościelni uważają to za rzecz oczywistą. Ich zdaniem, skoro Maryja została obdarzona szczególniejszym światłem Ducha Świętego odnośnie rozumienia Ksiąg świętych, gdzie na wielu miejscach i nieraz bardzo szczegółowo jest zapowiedziana męka i śmierć Zbawiciela świata, to również wiedziała o przyszłych cierpieniach Syna. Inni pisarze, powołując się na miejsca, gdzie kilka razy jest podkreślone, że Maryja nie rozumiała wszystkiego, co się działo, są przekonani, że Maryja nie była wtajemniczona we wszystkie szczegóły życia i śmierci Jej Syna.
Maryja nie była tylko biernym świadkiem cierpień Pana Jezusa, ale miała w nich najpełniejszy udział. Jest nie do pomyślenia nawet na płaszczyźnie samej natury, aby matka nie doznawała cierpień na widok syna. Maryja cierpiała jak nikt na ziemi z ludzi. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że Jej Syn jest Zbawicielem rodzaju ludzkiego.

Wśród świętych, którzy wyróżniali się szczególniejszym nabożeństwem do Matki Bożej Bolesnej, należy wymienić siedmiu Założycieli zakonu Serwitów (w. XIII), św. Bernardyna (+ 1444), bł. Władysława z Gielniowa (+ 1505), św. Pawła od Krzyża, założyciela pasjonistów (+ 1775) i św. Gabriela Perdolente, który sobie obrał imię zakonne Gabriel od Boleści Maryi (+ 1860).
Ikonografia chrześcijańska zwykła przedstawiać Matkę Bożą Bolesną w trojaki sposób: najdawniejsze wizerunki pokazują Maryję pod krzyżem Chrystusa, nieco późniejsze (od XIV w.) jako Piętę, czyli Maryję z Jezusem złożonym po śmierci na Jej kolanach. W tym czasie pojawiają się obrazy i figury Maryi z mieczem, który przebija jej pierś czy też serce. Potem pojawia się więcej mieczy - do siedmiu włącznie. Znany jest także średniowieczny hymn
Stabat Mater. Wątek współcierpienia Maryi w dziele odkupienia znajduje swoje odzwierciedlenie także w znanym polskim nabożeństwie wielkopostnym - Gorzkich Żalów.

Przez wspomnienie Maryi Bolesnej uświadamiamy sobie cierpienia, jakie były udziałem Matki Bożej, która - jak nikt inny - była zjednoczona z Chrystusem, również w Jego męce, cierpieniu i śmierci.

                                                                                                                                                                                              artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia


14 września - Podwyższenie Krzyża Świętego

Aniołowie adorujący Krzyż
W roku 70 Jerozolima została zdobyta i zburzona przez Rzymian. Nastały wielkie prześladowania religii Chrystusa trwające prawie 300 lat. Dopiero po ustaniu prześladowań, matka cesarza rzymskiego Konstantyna, św. Helena, około 320 roku kazała szukać Krzyża, na którym umarł Pan Jezus.
Po długich poszukiwaniach Krzyż znaleziono 14 września 320 r. W związku z tym wydarzeniem zbudowano w Jerozolimie na Golgocie dwie bazyliki: Męczenników (Martyrium) i Zmartwychwstania (Anastasis). Bazylika Męczenników nazywana była także Bazyliką Krzyża. 13 września 335 r. odbyło się uroczyste poświęcenie i przekazanie miejscowemu biskupowi obydwu bazylik. Na tę pamiątkę obchodzono co roku 13 września uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego. Później przeniesiono to święto na 14 września - najpierw dla tych kościołów, które posiadały relikwie Krzyża, potem zaś dla całego Kościoła Powszechnego.

 W 614 r. na Ziemię Świętą napadli Persowie pod wodzą Chozroeza. Zburzyli wówczas wszystkie kościoły, także i kościół Bożego Grobu, a wiedząc, jak wielkiej czci doznaje Krzyż Pana Jezusa, zabrali go ze sobą. Cały świat modlił się o odzyskanie Krzyża Świętego. Po zwycięstwie, jakie cesarz Herakliusz odniósł nad Chozroezem, w traktacie pokojowym Persowie zostali zmuszeni do oddania świętej relikwii (628). Podanie głosi, że kiedy sam cesarz chciał na swoich ramionach zanieść Krzyż Chrystusa na Kalwarię, mógł to uczynić dopiero wówczas, kiedy zdjął swoje królewskie szaty. Jest to legenda, gdyż ze świadectwa św. Cyryla Jerozolimskiego (+ 387) wiemy, że już za jego czasów czcigodną relikwię podzielono na drobne części i rozesłano je niemal po wszystkich okolicznych kościołach.

Kościół w Krzyżu Jezusa widział zawsze ołtarz, na którym Syn Boży dokonał zbawienia świata. Dlatego każda jego cząstka, tak obficie zroszona Jego Najświętszą Krwią, doznawała zawsze szczególnej czci. Nie chodzi w tym wypadku o autentyczność poszczególnych relikwii, ale o fakt, że przypominają one Krzyż Chrystusa i wielkie dzieło, jakie się na nim dokonało dla dobra rodzaju ludzkiego.
O ukrzyżowaniu Pana Jezusa piszą wszyscy Ewangeliści. Co więcej, podają bardzo szczegółowe okoliczności tego wydarzenia. Według świadectwa ewangelistów Pan Jezus został ukrzyżowany około godziny 12, a umarł o godzinie 15. Jego pogrzeb odbył się ok. godziny 17.
Kara ukrzyżowania była u Żydów znana, chociaż w prawie mojżeszowym nie była przewidziana. Aleksander Janneusz (103-76 przed Chrystusem) użył jej dla ukarania zbuntowanych przeciwko niemu faryzeuszów. Natomiast była to kara powszechnie stosowana przez Fenicjan, Kartagińczyków, Persów i Rzymian. Ci ostatni jednak nie stosowali jej wobec obywateli rzymskich. Była to bowiem kara hańbiąca (szubienica) i bardzo okrutna. Skazańca odzierano z szat, rzucano go na ziemię, rozciągano mu ramiona i nogi, przybijając je do krzyża. Skazaniec konał z omdlenia i gorączki, dusił się. Na domiar złego wisielca nękało mnóstwo komarów, a bywało, że konającego rozrywały sępy. Krzyż miał zwykle kształt litery T (tau). Ponieważ śmierć na krzyżu miała wszystkie znamiona hańby, dlatego cesarz Konstantyn Wielki zniósł karę śmierci przez ukrzyżowanie (316). Szubienica została ponownie wprowadzona w średniowieczu, jednak nie miała już kształtu krzyża.

 Największą część drzewa Krzyża świętego posiada obecnie kościół św. Guduli w Brukseli. Bazylika św. Piotra w Rzymie przechowuje część relikwii, którą cesarze bizantyjscy nosili na piersi w czasie największych uroczystości. W skarbcu katedry paryskiej jest cząstka Krzyża świętego, podarowana przez polską królową Annę Gonzagę, którą miała otrzymać od króla Jana Kazimierza. Największą część Krzyża świętego w Polsce posiadał kościół dominikanów w Lublinie. Stosunkowo dużą część Krzyża świętego posiada kościół św. Krzyża na Łysej Górze pod Kielcami. Miał ją podarować benedyktynom św. Emeryk (+ 1031), syn św. Stefana, króla Węgier (+ 1038). Od tej relikwii i klasztoru pochodzi nazwa "Góry Świętokrzyskie". Wreszcie dość znaczna relikwia Krzyża świętego znajduje się w Bazylice Krzyża Świętego w Rzymie.
Ku czci Krzyża Świętego wzniesiono mnóstwo kościołów. W samej Polsce jest ich ponad 100. Istnieje również kilka rodzin zakonnych - męskich i żeńskich - pod nazwą Świętego Krzyża. Wśród nich najliczniejsze to Zgromadzenie Św. Krzyża, założone w 1837 r., a zatwierdzone przez Rzym w 1855 r.
Na czele czcicieli Krzyża stoi św. Paweł Apostoł. Szczególnym nabożeństwem do Krzyża wyróżniała się św. Helena, cesarzowa. Jednak na wielką skalę kult Krzyża zapoczątkowało średniowiecze, kiedy to bardzo żywo i powszechnie rozwinął się kult męki Pańskiej. Wśród świętych wyróżnili się tym nabożeństwem: św. Bernard (+ 1153), św. Franciszek z Asyżu (+ 1226), św. Bonawentura (+ 1274), św. Filip Benicjusz (+ 1285), a w latach późniejszych bł. Władysław z Gielniowa (+ 1505), św. Piotr z Alkantary (+ 1562), św. Jan od Krzyża (+ 1591) i św. Paweł od Krzyża (+ 1775). W nagrodę za serdeczne nabożeństwo do swojej męki Jezus obdarzył wielu świętych darem stygmatów. Dzieje Kościoła znają aż 330 podobnych wypadków. Pierwszy stwierdzony historycznie fakt stygmatów spotykamy u św. Franciszka z Asyżu. W ostatnich czasach mówiło się głośno o stygmatykach: Teresie Neumann z Konnersreuth (+ 1962) i o św. o. Pio (+ 1969) - zakonniku kapucynie.

 Od I w. spotykamy krzyże wypisywane, rysowane czy ryte graficznie - i to w najróżnorodniejszych formach i symbolice, której postacią naczelną jest zawsze Chrystus. Od IV w. spotykamy krzyże bez Ukrzyżowanego, ale za to bogato wykładane szlachetnymi kamieniami i złotem (crux gemmata). Ich forma jest także różna. Tak np. spotykamy krzyże: Chrystusa, Piotra, Andrzeja, św. Pachomiusza, krzyż etiopski, ormiański, jerozolimski itp. We wczesnym średniowieczu zwykło się wyrabiać krzyże (pasje) z wizerunkiem Chrystusa, ale z koroną królewską (diademem) na głowie. Od wieku XII datują się krzyże współczesne, pełne wyrazu cierpienia i grozy. Najdawniejszy krzyż znaleziono w Herkulanum, w jednym z domów zasypanego przez wulkan (Wezuwiusz) w roku 63 i 79, którego to odkrycia dokonano w 1748 roku. Na jednej ze ścian domu znaleziono wyraźny odcisk dużego krzyża, który tam wisiał. Jest nawet otwór po gwoździu w ścianie, na którym ten krzyż był umieszczony.
Krzyż Chrystusa czci się także czyniąc znak krzyża. Początkowo czyniono krzyż nad przedmiotami, kreśląc go dłonią. Miał on być wyznaniem wiary, chronić od nieszczęść, sprowadzać Boże błogosławieństwo. Zwyczaj ten sięga również pierwszych wieków chrześcijaństwa. Był on nadto traktowany jako credo katolickie, streszczenie najważniejszych prawd wiary. Słowami podkreślano wiarę w Boga w Trójcy Świętej jedynego, a ruchem ręki podkreślano nasze zbawienie przez Chrystusową mękę i śmierć. O znaku krzyża świętego pisze już Tertulian (+ ok. 240). Św. Hieronim mówi o nim w liście do Eustochii. Pierwsi chrześcijanie tym znakiem posługiwali się bardzo często. Kościół zachował ten zwyczaj, kiedy w liturgii błogosławi swoich wiernych.

Dzisiejsze święto przypomina nam wielkie znaczenie krzyża jako symbolu chrześcijaństwa i uświadamia, że nie możemy go traktować jedynie jako elementu dekoracji naszego mieszkania, miejsca pracy czy jednego z wielu elementów naszego codziennego stroju.

                                                                                                                                                                                                 artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

8 września - narodzenie Najświętszej Maryi Panny
 

 
Pismo Święte nigdzie nie wspomina o narodzinach Maryi. Tradycja jednak przekazuje, że Jej rodzicami byli św. Anna i św. Joachim. Byli oni pobożnymi Żydami. Mimo sędziwego wieku nie mieli dziecka. W tamtych czasach uważane to było za karę za grzechy przodków. Dlatego Anna i Joachim gorliwie prosili Boga o dziecko. Bóg wysłuchał ich próśb i w nagrodę za pokładaną w Nim bezgraniczną ufność sprawił, że Anna urodziła córkę, Maryję.
Nie znamy miejsca urodzenia Maryi ani też daty Jej przyjścia na ziemię. Według wszelkich dostępnych nam informacji, Maryja przyszła na świat pomiędzy 20. a 16. rokiem przed narodzeniem Pana Jezusa.


Z pism apokryficznych mówiących o Maryi należałoby wymienić przede wszystkim: Protoewangelię Jakuba, Ewangelię Pseudo-Mateusza, Ewangelię Narodzenia Maryi, Ewangelię arabską o Młodości Chrystusa, Historię Józefa Cieśli i Księgę o Przejściu Maryi. Największy wpływ wywarła na tradycję Kościoła Protoewangelia Jakuba. Pochodzi ona bowiem z roku ok. 150, więc jest bardzo bliska Ewangelii św. Jana. Stamtąd właśnie dowiadujemy się, że rodzicami Maryi byli św. Joachim i św. Anna, i że Maryja jako kilkuletnie dziecię została przez rodziców ofiarowana w świątyni, gdzie też zamieszkała. Śladem tego opisu jest obchodzone w Kościele wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w dniu 21 listopada.


Pierwsze wzmianki o liturgicznym obchodzie narodzin Maryi pochodzą z VI w. Święto powstało prawdopodobnie w Syrii, gdy po Soborze Efeskim kult maryjny w Kościele przybrał zdecydowanie na sile. Wprowadzenie tego święta przypisuje się papieżowi św. Sergiuszowi I w 688 r. Na Wschodzie uroczystość ta musiała istnieć wcześniej, bo kazania-homilie wygłaszali o niej św. German (+ 732) i św. Jan Damasceński (+ 749). W Rzymie gromadzono się w dniu tego święta w kościele św. Adriana, który był przerobiony z dawnej sali senatu rzymskiego, po czym w uroczystej procesji udawali się wszyscy z zapalonymi świecami do Bazyliki Matki Bożej Większej.
Datę 8 września Kościół przyjął ze Wschodu - w tym dniu obchód ten znajdował się w sakramentarzach gelazjańskim i gregoriańskim. Święto rozszerzało się w Kościele dość wolno - wynikało to m.in. z tego, że wszelkie informacje o okolicznościach narodzenia Bożej Rodzicielki pochodziły z apokryfów.



Narodziny Maryi W Polsce święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny ma także nazwę Matki Bożej Siewnej. Był bowiem dawny zwyczaj, że dopiero po tym święcie i uprzątnięciu pól, zaczynano orkę i siew. Lud chciał najpierw, aby rzucone w ziemię ziarno pobłogosławiła Boża Rodzicielka. Do ziarna siewnego mieszano ziarno wyłuskane z kłosów, które były wraz z kwiatami i ziołami poświęcane w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, by uprosić sobie dobry urodzaj. Na Podhalu święto 8 września nazywano Zitosiewną, gdyż tam sieje się wtedy żyto. W święto Matki Bożej Siewnej urządzano także dożynki.
We Włoszech i niektórych krajach łacińskich istnieje kult Maryi-Dziecięcia. We Włoszech istnieją nawet sanktuaria - a więc miejsca, gdzie są czczone jako cudowne figurki i obrazy Maryi-Niemowlęcia w kołysce. Do nich należą między innymi: Madonna Bambina w Forno Canavese, Madonna Bambina w katedrze mediolańskiej - najwspanialszej świątyni wzniesionej pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny; Madonna Bambina w kaplicy domu generalnego Sióstr Miłosierdzia. Matka Boża-Dzieciątko jest główną Patronką tego zgromadzenia. Czwarte sanktuarium Matki Bożej-Dzieciątka jest w Mercatello - znajduje się tam obraz namalowany przez św. Weronikę Giuliani (+ 1727).

Dzisiejsze święto przypomina nam, że Maryja była zwykłym człowiekiem. Choć zachowana od zepsucia grzechu, przez całe życie posiadała wolną wolę, nie była do niczego zdeterminowana. Tak jak każdy z nas miała swoich rodziców, rosła, bawiła się, pomagała w prowadzeniu domu, miała swoich znajomych i krewnych. Dopiero Jej zaufanie, posłuszeństwo i pełna zawierzenia odpowiedź na Boży głos sprawiły, że "będą Ją chwalić wszystkie pokolenia".

                                                                                                                                                                                      artykuł zaczerpnięto z ILG Czytelnia

POWITANIE SZKOŁY

Wakacje minęły,
Uleciały jak chmurki na niebie.
Dzieci plecaki wzięły
I biegną szkoło do ciebie
Z pytaniami:
-Czy tęskniłaś za nami?
-Czy brak ci było gwaru, hałasu?
-Czy na odpoczynek miałaś dużo czasu ?
I tak dzieci pytały,
I tak szkole marudziły,
Że szkoła odpowiadać nie miała już siły.
Szkoła cichutko drzwi uchyliła ,
I dzieci do siebie zaprosiła.

 

 

Wrzesień rozpoczyna jesień.

Jeśli wrzesień jest ciepły i suchy, pewno październik nie oszczędzi pluchy.

Gdy nadejdzie jesień, chłop ma zawsze pełną stodołę i kieszeń.

Gdy we wrześniu krety kopią po nizinach, będzie wietrzna, ale lekka zima.

Gdy we wrześniu plucha – będzie zima sucha.

Gdy wrzesień bez deszczów będzie, w zimie wiatrów pełno wszędzie.

Im głębiej we wrześniu grzebią się robaki, tym srożej się zima da ludziom we znaki.

 

Nie sposób pominąć w miesiącu wrześniu tego, co tak było tragiczne dla Polski i Europy, a jest nią wybuch drugiej wojny światowej wywołanej przez fanatycznego mordercy, którego imię na tej stronie trudno wypowiadać.  Nasza pamięć i nasza modlitwa za tych, którzy w tak bestialski sposób zginęli na frontach wojny i tylu obozach zagłady, niech będzie szczególnym obowiązkiem nas, chrześcijan. Wiemy bowiem i pamiętamy, że 17 dnia tego samego miesiąca nasza ojczyzna doznała drugiego ciosu, tym razem ze wschodu. Jeszcze w pamięci wielu tkwi realnie żołnierz, który wraca z frontu, ale nieraz dla wielu mąż, ojciec, brat, czy siostra już nie wróciła. Warto podjąć refleksję, jak to uczynił w wierszu nieznany autor: "ja i ten co go zabił mogliśmy być w tym samym wieku".     

                                                                                                                         Ks. Krystian

 Żołnierz polski

Ze spuszczoną głową, powoli
idzie żołnierz z niemieckiej niewoli.

Dudnią drogi, ciągną obce wojska,
a nad nimi złota jesień polska.

Usiadł żołnierz pod brzozą u drogi,
opatruje obolałe nogi.

Jego pułk rozbili pod Rawą,
a on bił się, a on bił się krwawo,

szedł z bagnetem na czołgi żelazne,
ale przeszły, zdeptały na miazgę.

Pod Warszawą dał ostatni wystrzał,
potem szedł. Przez ruiny. Przez zgliszcza.

Jego dom podpalili Niemcy!
A on nie ma broni, on się nie mści...

Hej, ty brzozo, hej, ty brzozo-płaczko,
smutno szumisz nad jego tułaczką,

opłakujesz i armię rozbitą,
i złe losy, i Rzeczpospolitą...

Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
zasłuchany w tę skargę brzozową,

bez broni, bez orła na czapce,
bezdomny na ziemi-matce.

                                                                                                                                                                      Władysław Broniewski

 

 

A teraz coś o nas:


W pięknie lasu ukryty strach
Kości mych przodków pochłonął piach
W starym okopie leżę i słyszę
jak głos historii rozdziera ciszę

-przykładam ucho do ziemi...

W korzeniach drzew starego lasu
Rdza żre odłamek spróchniałym zębem czasu
W tym miejscu gdzie leżę zamyślony
Leżał ktoś ze strachu skurczony

I pomyśl czasem o tym człowieku
Że on ,
ja i ten co go zabił mogliśmy być w tym samym wieku!

Tu grzmiały armaty budząc trwogę
-sześćdziesiąt lat temu
A ja ich przestać słyszeć nie mogę!!!

I kiedy w swej duszy współczesność wyciszysz
Tak jak ja głos umarłych wyraźnie usłyszysz.

                                                                                                                                                                     Autor nieznany

 

 

 

 

10 PRZYKAZAŃ WSPÓŁCZESNEGO ŚWIATA

 

Jam jest rozum i wolność twa, która cię wywiodłam z religii – zabobonu.

1. Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną, bo przecież w ogóle nie ma Boga.

2. Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno, bo po co, skoro nie istnieje.

3. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił, chyba, że jest organizowana wyprzedaż.

4. Czcij ojca swego i matkę swoją, chyba, że uważasz, że nie mają racji.

5. Nie zabijaj zwierząt. Ludzi też nie, chyba, że to nienarodzone dzieci lub

    nieproduktywni starcy.

6. Nie cudzołóż, chyba, że oboje macie ochotę.

7. Nie kradnij, chyba, że natrafi się okazja.

8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu, chyba, że dla

    własnych, prywatnych celów.

9. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, chyba, że jest piękna i atrakcyjna.

10. Ani żadnej rzeczy, która jego jest, chyba, że masz na nią ochotę.

Nie wszystko można, co się chce. O tym doskonale wiemy. Ale są sprawy, które trzeba, choć ich się wcale nie chce. Nie jeden z nas nie lubi tego, co robi, a jednak robi, bo tak trzeba, w imię wyższych celów. Nie zawsze mamy ochotę spełniać zasady, które wydają się przecież najlepsze, choć czujemy, że ich niespełnienie jest grzechem, a grzech jest brakiem dobra.

Można nie czynić zła, ale nie czyniąc dobra robimy tak, że w końcu zła jest więcej. I w nas – najpierw, potem wokół nas. „Dobre czyny pójdą przed nami przed tron Boga” – można już  przeczytać w Piśmie świętym Starego Testamentu. Oby czynów dobra, które przecież wypływają z zasad przestrzegania Bożych przykazań w imię miłości Boga i człowieka było w przez nas jak najwięcej. W końcu niech kiedyś o nas mówią tylko dobrze, albo nie mówią wcale.       

                                                                                                              Ks. Krystian

 

Zapamiętane z wakacji

 

Będąc przejazdem w okolicach Żywca warto wstąpić do Ślemienia na Kumorkowe Gronie. Tak pierwotnie nazwane zostało wzgórze koło Ślemienia. Dzisiaj znane jako: Jasna Górka – Miejsce Kultu Matki Boskiej.

Na stokach tego wzgórza, na skraju lasu stoi murowany kościółek(1866r) – budowany    w stylu baroku. W ołtarzu czczony jest obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

Jest to XIX wieczna kopia obrazu Jasnogórskiego malowana na desce, wykonana przez Błażeja Luksa w Częstochowie.

Obraz jest zasłaniany dwiema zasuwami: jedna przedstawia wizerunek  św. Anny ze  św. Joachimem i Maryją, druga przedstawia objawienie  Matki Bożej w Fatimie.

 Nad wejściem do kościoła, we wgłębieniu okiennym wieży oddzielonym żelazną balustradą stoi z daleka widoczna statua Niepokalanej Maryi Panny ze złożonymi rękami w geście modlitewnym       i twarzą wzniesioną ku niebu.

Pod kościółkiem znajduje się kamienna grota w kształcie tunelu zamknięta wnęką z figurą Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia. Pod wnęką wypływa woda ze źródła uznanego za cudowne.

Na uwagę zasługuje również usytuowanie kościółka, gdyż z tego miejsca rozciąga się niezwykle piękny widok na całą panoramę Beskidu Małego z malowniczą doliną rzeki Łękawki. Takie miejsce pobudza do większych refleksji. To przystań  do kontemplowania piękna życia i przyrody, to przystań do cichej modlitwy.

WIOSKA MARYJNA

Bardzo szczęśliwa jest Ślemieńska wioska
Bo w niej Częstochowska mieszka Matka Boska
Dniami, nocami tęsknimy za wioską.
Chcielibyśmy co dzień widzieć Matkę Boską
Ona jest Polski niebieska Królowa
W Ślemieniu na groniu mała Częstochowa
Ludzie z innych wiosek tak nam powiadają,
Że bardzo szczęśliwi i dobrze się mają.
A nam do szczęścia nic więcej nie trzeba,
Bo na Jasnej Górce skarb ziemi
i nieba.
I źródło, w którym było objawienie,
Nie jeden otrzymał z niego uzdrowienie.
W żadnym nieszczęściu nie jesteśmy sami,
Bo się Matka Boża opiekuje nami.
Nas nie przestrasza żadne
wojowanie.
Przy Bożej pomocy nic nam się nie stanie.

                                                                                  Katarzyna Gawronowa (miejscowa poetka)

 

                                                             

             Widok z Groty                                                                                                                Grota                                                                            

                                                                                                                                                                                                           Podzieliła się: D. Hopko

 

 

                        Bajka o zasmuconym smutku

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
\"Kim jesteś?\" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,
a blade wargi wyszeptały: \"Ja? ... Nazywają mnie smutkiem\"
\"Ach! Smutek!\", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
\"Znasz mnie?\", zapytał smutek niedowierzająco.
\"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
\"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, \"to dlaczego nie uciekasz przede mną.
Nie boisz się?\" \"A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły?
Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka.
Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?\" \"Ja ... jestem smutny.\"
odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. \"Smutny jesteś ...\",
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. \"A co Cię tak bardzo zasmuciło?\"
Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył. \"Ach, ... wiesz ...\", zaczął powoli i z namysłem,
\"najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem.
Boją się mnie jak morowej zarazy.\" I znowu westchnął.
\"Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.
A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.\"
\"Masz rację,\", potwierdziła staruszka, \"ja też często widuję takich ludzi.\"
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. \"Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.
Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.
Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany,
która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.
Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.
Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem.
Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.\" Smutek zamilkł.
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
\"Płacz, płacz smutku.\", wyszeptała czule.
\"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił.
Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim
towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.\"
Smutek nagle przestał płakać.
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
\"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?\"
\"Ja?\", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko,
jak małe dziecko. \"JA JESTEM NADZIEJĄ!\"

 



 

                   

Są takie przymuszenia...

 

Nasze czasy charakteryzują się tym, ze mamy wiele kontaktów, ale mało spotkań. A nawet jeśli już do nich dojdzie, to często są powierzchowne, interesowne. To nie pomaga żyć. Tak wielu ludzi, a brak człowieka.

ks. K. Pawlina

 

Spotkanie formacyjne

 

Drugiego czerwca br jako przedstawiciele Parafialnej Rady  Duszpasterskiej uczestniczyliśmy  w corocznym spotkaniu formacyjnym w Diecezjalnym Domu Formacyjnym w Nysie wraz z dekanatem Głogówek, Kędzierzyn, Łany i Tworków.

1. Spotkanie rozpoczęło się mszą św. odprawioną przez księdza Waldemara Musioła (dyrektora Wydziału Duszpasterskiego Kurii Diecezjalnej w Opolu oraz Opiekuna Rad Parafialnych ).

2. Następnie wysłuchaliśmy prelekcji  „ Jak budować Kościół bez „kielni i malty”” wygłoszonej przez ks. Krzysztofa Trembeckiego – rekolekcjonistę i kapelana DDF który  zwrócił uwagę między innymi na:

przykazanie miłości „abyście się wzajemnie miłowali” - dostrzeganie Boga w drugim człowieku pozwala miłować każdego –  biednego, bezdomnego, brudnego a nawet wroga. Nie ma ludzi lepszych ani gorszych – to my musimy podejmować decyzje. Jeżeli będziemy widzieli Boga w każdym człowieku, to drugorzędną sprawą stanie się to, w co on wierzy i jak postępuje. Będziemy zwracali bowiem uwagę na człowieka – dzieło Boga i przedmiot Jego miłości.

- dojrzałe spojrzenie na Kościół, kim jest Kościół i po co jest Kościół – Kościół to Jezus Chrystus, on jest głową Kościoła, a Kościół jest Jego Ciałem. Kościół  należy do niego        i wszyscy, którzy nazywają się uczniami lub wyznawcami Chrystusa, należą do Kościoła  i to na Jego warunkach. Jezus nie wstydzi się Kościoła mimo że jest źle, nie obraża się ale cierpi. Kościół to Chrystus – nawet opluty. Przebaczyć – zrozumieć i naprawić. Kościół to wspólnota – zawsze razem, gdyż bardzo trudno jest przeżywać i praktykować wiarę w pojedynkę w środowisku religijnie obojętnym czy wrogim. Zło chce opanować  świat posługując się wieloma sposobami – okrutnymi  jak też udając dobro.  Nie zrobić czegoś dobrego – to jest pokusa szatańska. Człowiek związany z Bogiem jest silny i zły duch się go boi. „W kim Chrystus nie żył, ten już nie żył” potwierdzone słowa z obozów zagłady. Kościół – żywa budowla, z żywych kamieni.

- zadania rad duszpasterskich – rozeznanie potrzeb, zachowanie jedności , wspomaganie proboszcza w sprawach dotyczących całokształtu życia parafialnego.

3. Następnie zwiedziliśmy Klasztor „Elżbietanek” - '''Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety''' (patronki od 1850) – jest to żeńskie zgromadzenie zakonne  powstałe 27 września 1842 z inicjatywy 4 młodych mieszkanek Nysy (Marii i Matyldy Merkert, Franciszki Werner, Klary Wolf), zdecydowanych rozpocząć wspólne dzieło, służbę chorym i ubogim mieszkańcom Nysy, zawierzając Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Wszystkie należały do III Zakonu św. Franciszka. Pierwszą Matką Generalną Zgromadzenia była Maria Merkert od 1859. Nazywano ją Śląską Samarytanką i Matką Ubogich. Proces beatyfikacyjny, rozpoczęty na szczeblu diecezjalnym w 1985 zakończyła uroczysta beatyfikacja Matki Założycielki 30 września 2007 w Nysie. Zgromadzenie jest wspólnotą kontemplacyjno-czynną, łączącą codzienną modlitwę z posługą człowiekowi.  W 2006 liczyło ok. 1000 sióstr, pracujących na całym świecie. Posiada liczne placówki    w Polsce i zagranicą m.in. w Brazylii, Boliwii, Gruzji, Litwie, Nowosybirsku, Ziemi Świętej. Dom Generalny Zgromadzenia mieści się w Rzymie. Zgromadzenie działa na wielu polach, siostry pracują w szpitalach jako pielęgniarki oraz w przedszkolach i szkołach jako katechetki. Prowadzą domy dziecka, domy opieki, zakłady wychowawcze, internaty.

„Służba człowiekowi choremu przez  Marię Merkert była bardzo oryginalna. Razem ze współzałożycielkami zaczęła wyszukiwać i odwiedzać chorych w ich domach, którzy wegetowali w ukryciu, w biedzie, nie mając środków, aby się leczyć. Sam fakt chodzenia po domach, odwiedzania chorych tam ukrytych, już był w ówczesnym okresie czymś dziwnym, wyjątkowym, oryginalnym, czymś nowym. A to, że zdobyła się na odwagę, aby jako kobieta wraz ze swoimi współsiostrami otaczać opieką chorych mężczyzn, dla tamtych dni było może nawet czymś gorszącym. Nie cofnęła się przed niczym, byleby tylko móc służyć Chrystusowi w człowieku cierpiącym. Bo jej służba nie znała granic” .

Fragment z homilii Arcybiskupa A. Nossola 2002

4. Wysłuchanie prelekcji „Turystyka pielgrzymkowa współczesnym narzędziem ewangelizacyjnym” – ks. W. Musioła i Nabożeństwo  zakończyło nasze spotkanie formacyjne.

„Pamiętajmy, że nie idziemy z duchem czasu, ale z Duchem Świętym”.                                                                                                                

                                                                                                                    Danuta Hopko

 

 

 


 

 

Chcesz wziąć udział w pielgrzymce,

w pogłębianiu swojej wiary i spotkać się z Bogiem w miejscach naznaczonych

Jego obecnością  kliknij poniżej

 

www.pielgrzymki.nasza-wiara.pl

 

 

 

 

Modlitwa o pokój serca

 

Panie, daj mi pokój serca.

Oddal ode mnie gniew, nienawiść, pragnienie zemsty.

Modlę się za tych, którzy mnie zranili słowem,

Czynem, obojętnością, niezrozumieniem.

Daj mi siłę, bym umiał przebaczać.

Jezu, który powiedziałeś „błogosławieni cisi”,

Uciszaj moje wewnętrzne burze

I pomóż mi lepiej zrozumieć siebie….(Ef4.26)

 

Jak się modlić?

Wśród trzech najważniejszych dobrych uczynków chyba najwięcej kłopotów jest z modlitwą. Wielu pyta: Jak się modlić? Od kogo warto uczyć się modlitwy? Katechizm podpowiada, żeby starać się przede wszystkim zrozumieć przykład Jezusa. Z obrazu modlącego się Nauczyciela rodzi się w uczniu nie tylko pragnienie modlitwy, ale i jej umiejętność.
Najpierw trzeba rozważać samą osobę Jezusa na modlitwie. Modlący się Jezus już uczy modlitwy. Zaczyna ujawniać się "modlitwa synowska". Ona stanowi wzór. "Modlitwa Jezusa jest Jego pokornym i ufnym powierzaniem się woli Ojca." Ofiarując siebie samego, Chrystus ofiaruje Ojcu także ludzi. Jego modlitwa "niesie wszystkich". Drogą naszej modlitwy jest więc Jego modlitwa do Ojca. I tak naśladując Syna, dzieci uczą się zwracać do Ojca.

Przyglądając się osobistemu przykładowi Jezusa i Jego Ewangelii, można poznać charakterystykę chrześcijańskiej, indywidualnej modlitwy. Zaczyna się ona dziękczynieniem (J 11, 41). Jest miłującym przylgnięciem do woli Ojca. "Modlitwa i oddanie się stanowią integralną całość."

Stąd modlitwa chrześcijanina jest "komunią miłości" (Mt 11,25-30).

Dobra modlitwa podejmowana jest z ufnością. Wypływa z wiary, która jest dziecięcym przybiegnięciem do Boga ponad tym, co czujemy i rozumiemy. Jest świadoma, uważna, bez pośpiechu; pokorna, cierpliwa i wytrwała. Towarzyszy jej szlachetna intencja, tzn. troska o współdziałanie z wolą Bożą. Potrzebna jest cisza, spokojne miejsce, przestrzeń samotności. Powinna być także wypowiadana własnymi słowami. Ale unikająca gadatliwości. Związana jest z godną postawą ciała. Ale przede wszystkim z czystym sercem. Chrześcijanin powinien być wolny od grzechu ciężkiego. Choć prośby nie są najważniejsze, Jezus zachęca jednak do "synowskiej śmiałości". I uczy, w jaki sposób należy prosić: "przed otrzymaniem daru Jezus przylgnął do Tego, który daje. Bo Dawca jest cenniejszy niż dar, który jest udzielany jako dodatek" (Mt 6, 21. 33). Ewangelia podkreśla też warunek przebaczenia i pojednania ze wszystkimi bliźnimi (Mt5, 23-24).

Czasem modlitwa towarzyszy podróży lub wykonywanym pracom. To dobra praktyka. Jednak nie może zastąpić sytuacji, w których modlitwa stanowi pierwszoplanowe i jedyne zajęcie. Wtedy dopiero Bóg jest zasadniczym przedmiotem naszego zainteresowania. To zła praktyka, gdy transmisja Mszy Świętej staje się tłem np. dla domowej krzątaniny w kuchni: słyszę słowa konsekracji i... smażę sobie placki. Jeżeli nie uczestniczysz w tej liturgii, wyłącz radio lub telewizor.

ks. Jan Sawicki

 

 

 

Jak sól

     Żył sobie kiedyś pewien król, który nosił szlachetne imię Henryk Mądry. Posiadał trzy córki, o imionach: Alba, Bet-tina i Szarlota. W skrytości król najbardziej uwielbiał Szarlotę. Będąc zmuszony do tego, aby zdecydować o tym, która z nich będzie następczynią tronu, wezwał je wszystkie do siebie i zapytał: «Moje kochane córki, jak bardzo mnie kochacie?»

     Najstarsza odpowiedziała mu: «Ojcze, kocham cię jak światło dnia, jak słońce, które obdarowuje drzewa swoim ciepłem. Ty jesteś moim światłem!».

     Szczęśliwy król, kazał usiąść Albie przy swojej prawicy, po czym zawołał drugą córkę. Bettina powiedziała mu: «Ojcze, kocham cię jak największy skarb świata, twoja mądrość jest o wiele cenniejsza od złota i drogocennych kamieni. Ty jesteś moim bogactwem!».

     Pocieszony i uszczęśliwiony wyznaniem córki ojciec, kazał jej usiąść po swojej lewicy. Potem zawołał Szarlotę. «A ty, moja malutka, jak bardzo mnie kochasz?», zapytał ją z czułością. Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała bez żadnego wahania: «Ojcze, kocham cię tak bardzo jak sól kuchenną!».

     Król zaniemówił: «Co powiedziałaś?».

     «Ojcze, kocham cię jak sól kuchenną?».

     Król nie zdołał powstrzymać swego gniewu i krzyknął ze złością: «Niewdzięcznico! Jak śmiesz traktować mnie w ten sposób ty, która byłaś jasnością moich oczu. Precz ode mnie! Pozbawiam cię mojego ojcostwa i każę ci się wynieść!».

     Biedna Szarlota, nie mogąc powstrzymać się od płaczu, musiała opuścić dwór i królestwo swojego ojca. Zaczęła więc pracować w kuchni ościennego króla. A że była piękna, dobra i umiała wspaniale gotować, już w niedługim czasie została główną kuchmistrzynią króla. Pewnego dnia przybył z wizytą do pałacu król Henryk. Wszyscy mówili o nim, że był bardzo smutny i samotny. Miał trzy córki, ale pierwsza z nich uciekła z pewnym kalifornijskim gitarzystą, druga wyjechała do Australii, aby hodować tam kangury, a najmłodsza z nich została wygnana przez samego króla.

     Szarlota natychmiast rozpoznała swojego ojca. Poszła zaraz do kuchni i zaczęła przygotowywać najwspanialsze potrawy. Jednak zamiast dodawać do nich soli dosypywała cukier.

     Podczas całego obiadu wszyscy kręcili nosami i robili miny: każdy próbował jakieś danie i w chwilę po tym w nieprzyzwoity sposób wypluwał je w serwetkę.

     Rozwścieczony król nakazał przywołać do siebie kucharkę.

     Wezwana Szarlota powiedziała wtedy spokojnie: «Kiedyś mój ojciec wygnał mnie z domu za to, że powiedziałam mu, iż kocham go jak sól kuchenną, która nadaje smaku wszystkim potrawom. Właśnie dlatego nie chcąc mu zrobić kolejnej przykrości dodałam do wszystkich potraw cukier».

     Król Henryk podniósł się ze łzami w oczach: «To sól mądrości przemawia przez twoje słowa, moja córko. Przebacz mi i przyjmij moją koronę».

     Zarządzono wielkie przyjęcie, a wszyscy zaproszeni płakali z radości: ówczesne królewskie kroniki zaświadczają, że wszystkie ich łzy były słone.

     «Jesteście solą ziemi» (Mt 5,13).


 

Bruno Ferrero

 

    

  • Echo


    Ojciec z synem chodzili po górach. Nagle chłopiec potknął się i upadł krzycząc:
    - Aaach!!!
    Ku swemu zdziwieniu usłyszał głos powtarzający gdzieś wśród gór:
    - Aaach!!!
    Zaciekawiony zapytał:
    - Kim jesteś?
    W odpowiedzi usłyszał:
    - Kim jesteś?
    Rozgniewał się i krzyknął:
    - Tchórz!
    I zaraz usłyszał:
    - Tchórz!
    Spojrzał na swego ojca i zapytał:
    - O co tu chodzi?
    Ojciec uśmiechnął się:
    - Uważaj, mój synu.
    I krzyknął w stronę gór:
    - Uwielbiam Cię!
    Głos odpowiedział:
    - Uwielbiam Cię!
    Ponownie człowiek krzyknął:
    - Jesteś najlepszy!
    Głos odpowiedział:
    - Jesteś najlepszy!
    Chłopiec nadal nic nie rozumiał. Ojciec wyjaśnił:
    - Ludzie nazywają to echem, lecz tak naprawdę takie właśnie jest życie. Oddaje Ci wszystko, co powiedziałeś lub zrobiłeś. Nasze życie jest odbiciem naszego działania. Jeżeli pragniesz więcej miłości na świecie, stwórz więcej miłości w swoim sercu. Jeżeli pragniesz więcej umiejętności i odpowiedzialności w swojej grupie, pogłębiaj własne umiejętności. Wzajemność wkrada się we wszystkie aspekty życia. Życie zwraca Ci wszystko, co w nie włożyłeś. Twoje życie to nie zbieg okoliczności. To odbicie Ciebie samego.

     

     

    Nie gadaj tyle. Nie mów bez końca, co myślisz,
    co uważasz, co twierdzisz, co
    chciałbyś, coś już zrobił, jakie masz plany, zamiary,
    nadzieje, perspektywy, szanse,
    z czym się nie zgadzasz, czemu się sprzeciwiasz,
    czego nie chcesz, przeciwko czemu
    protestujesz - w ciągłej obawie, że ktoś może
    nie wiedzieć o tobie czegoś bardzo
    ważnego, w ciągłej obawie, że inni mogą cię
    przesłonić. Nie mów tyle.
    Zamilcz, bo będziesz jak pusty plac targowy,
    po którym wiatr rozrzuca śmieci.
    Uspokój się, żebyś mógł odnaleźć siebie.
    (ks. Maliński)

    NIBY NIEWAŻNE       

        

    Kiedy czujesz się zraniony, czasami próbujesz wmówić sobie, że cię to nie obchodzi: osoba, która cię skrzywdziła, nagroda, której nie wygrałeś, okrutny uczynek lub słowo, które zostało bezmyślnie wypowiedziane.
    Udawanie, że nic się nie stało, to w pewien sposób unikanie prawdziwego życia, bo próbując udawać, że coś cię nie obchodzi, niepostrzeżenie odcinasz także swoje uczucia. Więc nie odczuwasz szczęścia, smutku, złości, nie czujesz się kochany i nie czujesz, że kochasz.
    Sposób na przebrnięcie przez to, co cię boli, polega na zbliżeniu się do tego, pozwoleniu sobie poczuć, pozwoleniu sobie na płacz, który cię oczyści i zmyje ból. Udawanie, że nic się nie stało, prowadzi do tego, że tak naprawdę przestajesz w ogóle cokolwiek odczuwać i w rezultacie przestajesz tak naprawdę żyć. Tak więc pozwól sobie to poczuć! Czuj, płacz i zdrowiej. Tak, abyś znowu mógł czuć, że coś się dzieje. Abyś mógł żyć. Abyś mógł kochać.


    Daphne Rose Kingma
    Tłumaczenie: MARTA WOŹNIAK

     

     

    Mądrość chińska

    Pieniędzmi możesz kupić budynek, ale nie dom.
    Możesz kupić pościel, ale nie sen.
    Możesz kupić zegarek, ale nie czas.
    Możesz kupić książkę, ale nie wiedzę.
    Możesz kupić stanowisko, ale nie uznanie.
    Możesz kupić życie, ale nie duszę.
    Możesz kupić seks, ale nie miłość.
    Zastanów się, czy dla pieniędzy warto „się zabijać”

     

       

     

     

     

     

    "Ani ja"

    Pewnego dnia, kiedy laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, Matka Teresa, pracowała w slumsach, opatrując rany umierającego, trędowatego, amerykański turysta obserwujący tę scenę zapytał, czy może zrobić zdjęcie. Uzyskał pozwolenie, ale widząc czułość, z jaką świątobliwa kobieta nakładała bandaże na krwawą, cuchnącą ranę w miejscu, w którym kiedyś znajdował się nos trędowatego, powiedział z mieszaniną grozy i wstrętu:
    - Siostro, nie zrobiłbym tego za dziesięć milionów dolarów!
    - Ani ja, mój przyjacielu - odparła Matka Teresa - ani ja.

     


     

    Fatalne Dni

    Jakie to dziwne, że jedna chwila może być przepełniona miłością, intensywnością doznań i ... codziennymi zmartwieniami. Jeśli dorastanie jest procesem tworzenia wyobrażeń i marzeń o tym, jak powinno wyglądać życie, to dojrzałość jest akceptacją życia takim, jakie ono jest.
    Wciąż od nowa przekonuję się, że nie jestem wystarczająco do czegoś zdolna, twórcza, czy wnikliwa. Nie potrafię znaleźć pocieszenia i spokoju tak, jak sobie wyobrażałam.
    Czasem rezygnujemy z pewnych codziennych czynności lub przyjemności. Mamy wtedy trochę czasu, by napisać list do przyjaciela, upiec ciasto dla ( zmarłej ) babci, takie samo, jak kiedyś piekła Ona sama ... Trudno nam jednak cieszyć się tym wszystkim. A życie nadal się toczy.
    Skoro chorzy i umierający godzą się w końcu ze swą śmiercią, my postanowiliśmy zrezygnować z prawa do spokojnych nocy i niczym nie zmąconych dni. Być może dzięki tym, którzy od nas odeszli, potrafimy zrozumieć, że przez szczeliny takich fatalnych dni prześwieca promień miłości, życia i wspólnych, niezapomnianych chwil.



    nieco zmieniony fragment Mary Beth Danielson

     

    Niespodzianka dla swoich

    Znanego francuskiego pisarza F. Mauriaca (1885 - 1970) zagadnął kiedyś ironicznie pewien dziennikarz:
    - Panie Mauriac, szanuję pana jako człowieka wykształconego i mądrego. Stoi pan mocno w świecie. Ale jednego nie mogę zrozumieć: tego, że pan jest katolikiem. Jak może pan wierzyć w życie po śmierci? Jak pan sobie to wyobraża? Jak ma ono - pańskim zdaniem - wyglądać?

    Laureat literackiej nagrody Nobla (1952) odpowiedział zaskakująco:
    - Ja sobie w ogóle niczego nie wyobrażam. Zostawiam tę sprawę Panu Bogu i nie mieszam się w to, jaką niespodziankę chce On zgotować dla swoich.

     

    Od dzisiaj:

    1. Pamiętaj, że od twojego wyboru zależy, co widzisz, co myślisz i co słyszysz. Jedna osoba widzi filiżankę do połowy pustą, a druga do połowy pełną. Jedna osoba widzi piękny ogród za oknem, a druga brudną szybę.

    2. Codziennie sobie przypominaj, że TO ŻYCIE TO JEST TO, że masz ograniczony czas i chcesz jak najlepiej go wykorzystać.

    3. Codziennie przypomnij sobie, że świat już jest piękny i nie trzeba go zmieniać. Możesz natomiast zmienić siebie.

    4. Jeżeli dopadnie cię chandra - jak najszybciej znajdź sobie jakieś zajęcie. Zajmij się czymś przez 5 minut, inwestując całą swoją energię. Po tych pięciu minutach poczujesz się lepiej.

    5. Wiedz, że najlepszym sposobem na polepszenie własnego samopoczucia jest zrobienie czegoś dla kogoś innego.

    6. Jeżeli dopadnie cię pokusa bycia nieszczęśliwym przeczytaj poniższe słowa umierającego starca:

    Gdybym jeszcze raz miał przeżyć moje życie, tym razem usiłowałbym popełniać więcej błędów.
    Nie starałbym się być taki doskonały. Więcej bym odpoczywał. Rozluźniałbym się, byłbym bardziej beztroski i wiele spraw traktował poważniej. Byłbym bardziej szalony.
    Wykorzystywałbym więcej szans, więcej bym podróżował, przewędrował więcej gór,
    przypłynął więcej rzek, odwiedził więcej nie znanych mi miejsc. Jadłbym więcej lodów, a mniej sałaty.
    Miałbym więcej prawdziwych, a mniej wydumanych zmartwień!
    Prawda jest taka, że byłem jednym z ludzi, którzy godzina za godziną, dzień za dniem,
    pędzili asekuracyjny tryb życia, roztropny i przemyślany. Och, gdybym znowu mógł przeżyć moje życie, delektowałbym się każdą chwilą. Gdybym miał jeszcze raz przeżyć moje życie, tym razem podróżowałbym z małym bagażem.
    Gdybym miał jeszcze raz przeżyć życie, wiosną wyskakiwałbym boso z łóżka, a jesienią wstawał później, więcej bym jeździł na karuzeli, obejrzał więcej wschodów słońca i więcej bym się bawił z dziećmi. Gdybym miał przeżyć życie od nowa...  Ale nie przeżyję.                                                                 

                                                    (Andrew Matthews - Bądź szczęśliwy!)

    Książka prawdę ci powie

     

    Według ogólnie przyjętych sądów o wyborze lektur decyduje wykształcenie, poziom intelektualny, nawyki wyniesione z domu, wreszcie moda i szlachetny rodzaj snobizmu. Tymczasem okazuje się, iż to, po jaką książkę sięgamy najczęściej zależy w dużej mierze od naszego charakteru. Literackie gusta i upodobania są na ogół stałe i świadczą o osobowości człowieka

         A. Ludzie preferujący książki z dziedziny mitologii są często osobnikami kontrowersyjnymi, pozostającymi w konflikcie z życiem, otoczeniem i sobą. Mają skłonność do filozofowania, a ich zmysł praktyczny cechuje swoista dwoistość. Niespodziewanie zaradni i przebojowi na jednych polach, bywają zagubieni i oderwani od życia w innych dziedzinach, wykazując nierzadko absolutny brak instynktu samozachowawczego.

         B. Zwolennicy powieści to osoby ceniące solidność, odpowiedzialność i pracowitość. Potrafią walczyć o prawdy niepopularne, nawet jeśli przysparza im to kłopotów. W miłości szukają u partnerów przede wszystkim uczucia i bezpieczeństwa.

         C. Wielbicieli poezji cechuje wrażliwość i uczuciowość, a nierzadko nadmiar sentymentalizmu, który drażni otoczenie. Przed prozą życia chronią się w świecie marzeń, nie lubią podejmować decyzji i zamykają oczy na brutalne strony codzienności. Ale, co zaskakujące, wolą towarzystwo ludzi śmiałych, odważnych i twardych, a nie podobnych sobie marzycieli.

         D. Bajki, starannie nieraz to ukrywając, wybierają osoby lubiące przyrodę, zwierzęta i ceniące sobie życie rodzinne. Są dobrymi psychologami, świetnie rozumiejącymi dzieci. Po trochu artyści, po trochu esteci, częściej niż inni narażeni są na miłosne rozczarowania.

        E. Humor - po pozycje z tej dziedziny sięgają osoby ze skłonnością do ironii i sceptycyzmu, obdarzeni twórczą inteligencją. Ambitni i wymagający wobec otoczenia, są świetnymi przyjaciółmi w potrzebie. Można na nich liczyć w trudnych sytuacjach

              

    PRZEBACZENIE

    Pewien dobry, aczkolwiek słaby chrześcijanin spowiadał się,
    jak zwykle, u swojego proboszcza. Jego spowiedzi przypominały zepsutą płytę:
    zawsze te same uchybienia, a przede wszystkim ten sam poważny grzech.

    - Koniec tego! - powiedział mu pewnego dnia zdecydowanym tonem proboszcz.
    - Nie możesz żartować sobie z Boga.
    Naprawdę ostatni już raz rozgrzeszam cię z tego przewinienia.
    Pamiętaj o tym!

    Ale po piętnastu dniach człowiek znów przyszedł do spowiedzi wyznając ten sam grzech.
    Spowiednik naprawdę stracił cierpliwość:

    - Uprzedzałem cię, że nie dam ci rozgrzeszenia.
    Tylko w ten sposób się nauczysz...

    Poniżony i zawstydzony mężczyzna podniósł się z klęczek.
    Dokładnie nad konfesjonałem, zawieszony był na ścianie wielki, gipsowy krzyż.
    Człowiek wzniósł nań swe spojrzenie.
    I właśnie w tym momencie gipsowy Chrystus z krzyża ożywił się,
    podniósł swoje ramię i uczynił znak przebaczenia:
    "Rozgrzeszam cię z twojej winy..."

    Każdy z nas związany jest z Bogiem, pewną nitką.
    Kiedy popełniamy grzech, ta nić się przerywa.
    Ale kiedy ubolewamy nad naszą winą - Bóg zawiązuje na nitce supełek
    i w ten sposób staję się ona krótsza. Przebaczenie zbliża nas do Boga

     

     

    "Czy przesiałeś przez trzy sita?"

    Do mądrego Sokratesa przybiegł ktoś wzburzony i rzekł: "Posłuchaj Sokratesie, tego, co ci muszę powiedzieć jako twój przyjaciel..." "Stój, zaczekaj - przerwał mędrzec. - Czyś przesiał to, co mi chcesz powiedzieć przez trzy sita?" "Jakie to sita?" - zapytał przybyły ze zdziwieniem. "Tak, drogi przyjacielu, przez trzy sita! Zobaczymy, czy to, co mi zamierzasz oznajmić, przejdzie przez te trzy sita. Pierwszym sitem jest prawda. Czy sprawdziłeś, czy to, co chcesz mi opowiedzieć, jest prawdą?" "Nie, tego nie sprawdziłem, ja tylko słyszałem i..." "A więc tak. W takim razie może sprawdziłeś to sitem dobroci? Skoro nie wiadomo, czy to prawda, może jest to przynajmniej dobre?" Rozmówca stwierdził, ociągając się: "Nie mogę powiedzieć, aby to było dobre, przeciwnie".

    "Hm, hm! - przerwał mu mędrzec. - Skoro tak, to zastosujemy trzecie sito: czy uważasz za konieczne opowiadać mi o czymś, co ciebie samego tak podnieca?" "Nie, nie uważam tego za konieczne..." "W takim razie - uśmiechnął się mędrzec - skoro to, co chcesz mi opowiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani konieczne, zapomnij o tym i nie obciążaj samego siebie ani mnie takimi rzeczami." Ilu nieprawdziwymi, niedobrymi i niepotrzebnymi sprawami obciążamy siebie, a nieraz tez innych..."

                                                                                                                                                                 (Autor nieznany)

     

  •